Piwnica to dziwne miejsce. W dzieciństwie – źródło koszmarów, gdzie w mroku dostrzegamy wyimaginowane kształty i postaci. W dorosłości – otchłań, do której trafiają rzeczy niepotrzebne, zapomniane lub takie, o których chcemy zapomnieć. Moja piwnica okazała się jeszcze czymś innym.
Przypominała jaskinię pirata. No, prawie, bo może nie znalazłam tam szkieletów śmiałków, którzy nie zdołali obejść pułapek, ale ukryty skarb – jak najbardziej. Nigdy nie podejrzewałam, że mąż może mieć przede mną tajemnice. Ale tamtego marcowego dnia musiałam zrewidować swój pogląd na temat mężczyzny, z którym dzielę życie.
Ten dzień zapowiadał się jak każdy inny
– Moni, wyprasowałaś mi tę koszulę? – zapytał Eryk poddenerwowanym głosem. – Jeżeli nie wyjdę za pięć minut, spóźnię się i dostanę od przewodniczącego dyscyplinującą burę.
– Już, już – powiedziałam, gładząc stopką żelazka ostatnie zagniecenia na materiale. – Potrzebuję dosłownie pięciu, czterech, trzech, dwóch, jednej... gotowe!
Eryk ubierał się w pośpiechu. Tego dnia Rada Gminy miała podjąć uchwałę dotyczącą wyasfaltowania jednej z ulic naszego miasteczka, która technicznie wciąż tkwiła w średniowieczu.
– Wrócisz po sesji? – zapytałam z nadzieją, że w końcu uda mi się spędzić z mężem przynajmniej jedno popołudnie.
– Nie mogę – rozwiał moją nadzieję. – Po obradach muszę jeszcze wejść do firmy. W przyszłym tygodniu podpisuję ważny kontrakt i muszę osobiście czuwać nad przygotowaniami.
– Szkoda. Myślałam, że w końcu zabierzesz mnie do tego skansenu, który tak bardzo chcę zwiedzić.
– Też żałuję, ale spróbuję wynagrodzić ci to w przyszłym miesiącu – zapewnił i pocałował mnie na do widzenia.
Nie mamy dla siebie dużo czasu. Eryk prowadzi firmę budowlaną i w naszym niewielkim miasteczku udziela się jako radny. Jestem zadowolona, że dba o domowe finanse i znajduje jeszcze czas, by zatroszczyć się o sprawy lokalnej społeczności, ale czasami mam już dość siedzenia w domu i czekania na jego powrót. Może gdybyśmy mieli dzieci, nie czułabym się taka samotna. Z drugiej strony, wychowywałyby się praktycznie bez ojca, więc z powiększeniem rodziny chyba jednak wstrzymamy się, aż mój mąż nieco zwolni to szalone tempo.
Z nudów zaczęłam sprzątać piwnicę
Zapowiadał się nudny piątek. Nie wiedziałam, jak zagospodarować nadmiar wolnego czasu. Mogłam jechać na zakupy, a później wstąpić do kina. Mogłam też zrobić coś pożytecznego. Piwnica od dawna domagała się uporządkowania. Schodziłam tam tylko od święta. Dosłownie, bo właśnie tam trzymamy lampki, bombki i inne ozdoby.
Zeszłam po schodach i gdy zobaczyłam ten nieład, zakręciło mi się w głowie. Wszędzie stały tekturowe pudła, obok których walały się porozrzucane rzeczy, bardziej i mniej przydatne. Tak prezentował się pierwszy plan. Dalszego nie widziałam, bo gdy próbowałam włączyć oświetlenie, okazało się, że żarówka jest spalona. Jedynym źródłem światła było niewielkie okienko, wpuszczające do środka promienie marcowego słońca, w których mieniły się drobinki kurzu. „No, Monika. Wygląda na to, że dziś się nie ponudzisz” – wyburczałam pod nosem.
Wróciłam na górę po latarkę. Szybko namierzyłam żarówkę i po chwili piwnicę zalała fala sztucznego światła. Zaczęłam przesuwać kartony, by dostać się do dalszej części. Chciałam ocenić rozmiar chaosu, z którym miałam się zmierzyć. Z pudłami poradziłam sobie bez problemu, ale gdy spróbowałam przenieść sporą płócienną torbę, prawie nabawiłam się kontuzji kręgosłupa. „Rany, co on tam trzyma! Książki czy cegły?”. Już miałam zabrać się za opracowywanie planu działania, gdy myślami powróciłam do tamtej torby.
Torba skrywała prawdziwy skarb
Prawie wszystkie rzeczy były pokryte grubą warstwą kurzu. Normalka, w końcu nikt nie ruszał ich od dłuższego czasu. Tylko ta torba wyglądała na nową. Była ledwie przykurzona, jakby ktoś zniósł ją tam najwyżej kilka dni temu. Tknięta przeczuciem, odsunęłam zamek i zajrzałam do środka.
„O rany!” – wrzasnęłam i wyjęłam gruby plik 50-złotowych banknotów. Cała torba była wypełniona po brzegi pieniędzmi. Na wierzchu zauważyłam dwudziestki i pięćdziesiątki, ale pod nimi kryły się setki i dwusetki. Nie mam pojęcia, ile tego było. Wiedziałam tylko, że sporo.
Zaczęłam się zastanawiać, co taka gotówka robi w naszej piwnicy. Jesteśmy zamożni, ale nie bogaci. Poza tym, Eryk wszystkie nasze oszczędności lokuje w obligacjach lub w funduszach inwestycyjnych. Sprawa była podejrzana. Powiem więcej – śmierdziała na kilometr.
W pierwszej chwili pomyślałam, że Eryk wygrał w totka. To miało nawet sens. Czasami zdarzało mu się puścić kupon lub dwa, gdy w puli znajdowała się duża kumulacja. Dlaczego jednak nie powiedział mi o tym. Przecież mąż nie ma przede mną tajemnic. Poza tym, wygranej nie trzymałby w piwnicy. Nie, to nie mogło być to. Czystej kasy nikt nie ukrywa. Istniało tylko jedno wyjaśnienie. Eryk najwyraźniej wziął łapówkę.
To wyjaśnienie trzymało się kupy. Jego klub ma większość w radzie, a w naszej gminie mają być realizowane liczne inwestycje. Gdy doda się dwa do dwóch, wyjdzie cztery. „Nie, Monika. Nie wyciągaj pochopnych wniosków” – pomyślałam. Nie bez wysiłku wytaszczyłam wielką torbę na górę. Postanowiłam zażądać wyjaśnień, gdy mąż wróci do domu.
Jakoś mu nie wierzyłam
Było po dwudziestej, gdy usłyszałam zgrzyt otwieranego zamka. „Już jestem” – krzyknął Eryk z przedpokoju. „Chodź do salonu” – odpowiedziałam.
– Co za wariacki dzień, normalnie pa... – zaciął się i spojrzał na otwartą torbę, o którą niemal się potknął. – ...dam z nóg. Monika, skąd to wzięłaś? – zapytał, wskazując palcem na moje znalezisko.
– Nie natrudziłeś się, żeby ukryć to przede mną – stwierdziłam.
– Nie – przyznał mi rację. – Bo nie musiałem – dodał po chwili zastanowienia.
– Skąd masz te pieniądze? – zapytałam stanowczo?
– To nasze oszczędności. A co myślałaś?
– Nasze oszczędności? Chcesz mi powiedzieć, powiedzieć, że zachomikowaną kasę trzymasz w piwnicy, nie w banku?
– Wiesz przecież, jak niestabilna jest gospodarka. Pomyślałaś, co by było, gdyby bank ogłosił bankructwo? Latami użeralibyśmy się z funduszem gwarancyjnym.
– Skarbie, nie ożeniłeś się z idiotką. Wiem, że to jakieś brudne pieniądze.
– O co ty mnie podejrzewasz?
– Wziąłeś łapówkę. Pewnie nie jeden raz, bo sporo tu tego.
– To jakiś absurd! – powiedział i chwycił torbę.
– Dokąd idziesz?
– Do piwnicy. Muszę to schować.
Nalegałam, żeby powiedział mi, skąd wziął tyle pieniędzy. On jednak trzymał się swojej wersji. „Zarobiłem i odłożyłem”.
Nie jestem głupia i wiem, że ta forsa jest brudna jak samochód, który przez kilka dni był zaparkowany pod drzewem, na którym przysiadają ptaki. Jestem przeciwniczką korupcji, ale jestem też żoną i kocham swojego męża. Sumienie podpowiada mi, że powinnam to zgłosić. Z drugiej strony, jaka kobieta donosi na swojego mężczyznę? Znalazłam się między młotem a kowadłem i nie mam pojęcia, jak wybrnąć z tej patowej sytuacji.
Czytaj także: „Mąż nalega na przeprowadzkę do teściów. Nie mam ochoty zostać ich opiekunką po tym, jak mnie potraktowali” „Rodzice traktowali mnie jak przynętę na zamożnego męża. Miałam złapać na dziecko syna bogaczy”
„Mąż się mną znudził i znalazł sobie kochankę. Gdy się zabawił, wrócił z podkulonym ogonem, ale nie miał już do czego”