„Gdy nie przyjęłam oświadczyn, mój facet się obraził. A ja nie wierzę, że ślub decyduje o szczęściu”

mężczyzna z pierścionkiem fot. Getty Images, Tom Werner
„– Mariusz, co ten ślub wprowadzi do naszego życia? Nic. A wiele może skomplikować. Kocham cię. Jesteś wspaniałym facetem, moim największym szczęściem. Po prostu bądźmy razem i cieszmy się sobą”.
/ 26.03.2024 11:15
mężczyzna z pierścionkiem fot. Getty Images, Tom Werner

Czy związek musi prowadzić przed ołtarz? W mojej opinii, nie. Akt ślubu to tylko papierek, który niczego nie zmienia, ale wiele spraw może utrudnić. Gdyby było inaczej, prawnicy od spraw rozwodowych musieliby zmienić specjalizację zawodową.

Jeżeli parę łączy szczere uczucie, małżeństwo nie jest im do niczego potrzebne. Znam wiele par żyjących w nieformalnym związku, które przetrwały próbę czasu i tyle samo rozbitych małżeństw. Mój chłopak ma jednak inny pogląd na te sprawy. Gdy nie przyjęłam pierścionka, stwierdził, że „musi się zastanowić, czy czeka go ze mną jakakolwiek przyszłość”.

Pojechaliśmy odpocząć

To był ciepły marcowy dzień. Mariusz zaplanował piknik nad brzegiem jeziora, a ja zapaliłam się do tego pomysłu. Uwielbiam odpoczynek na łonie natury. To znacznie lepszy sposób spędzania wolnego czasu niż spacerowanie po zatłoczonym, cuchnącym smogiem mieście czy wycieczka do przeludnionej galerii handlowej.

– Spakowałaś wszystko? – zapytał.

– Jeszcze tylko koc piknikowy i możemy jechać – odpowiedziałam.

W drodze na miejsce mój chłopak był jakiś nieswój. Jechaliśmy prawie dwie godziny, a on w tym czasie wypowiedział może trzy zdania. Zdziwiło mnie to, bo zazwyczaj buzia mu się nie zamyka. Mariusz to gaduła, ale ja też taka jestem, więc odpowiada mi to. Pomyślałam, że to ze zmęczenia, ale gdy dotarliśmy na miejsce, przekonałam się, że jego milczenie wynikało nie z przepracowania, a ze stresu.

Zaskoczył mnie tymi oświadczynami

Wybraliśmy zaciszny fragment na brzegu i rozłożyliśmy koc. Otworzyłam koszyk z frykasami. „Świetnie, kurczak wciąż jest ciepły” – pomyślałam i zaczęłam nakładać jedzenie na talerze.

– Pałaszuj, bo ci wystygnie – poleciłam.

– Wygląda pysznie – pochwalił mnie, ale zamiast jeść, tylko grzebał widelcem w talerzu.

– Co ci jest, Mariusz? – zapytałam.

– Nic. A dlaczego myślisz, że coś mi dolega?

– Daj spokój. Przecież widzę, że coś cię trapi. Znam cię nie od dziś i mnie nie nabierzesz.

– Dobra, raz kozie śmierć – powiedział i zaczął gmerać w kieszeni.

Wyciągnął z niej małe czerwone pudełko. Stanął nade mną i chwycił mnie za obie ręce, dając mi w ten sposób sygnał, że też powinnam wstać. Gdy się podniosłam, przyklęknął i z pudełka wyjął złoty pierścionek z okazałym kamieniem.

– Gabrysiu, jesteś światłem mojego życia i kocham cię, jak nikogo innego na świecie. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

– Mariusz, przecież wiesz, że nie przyjmę tego pierścionka.

Wolę żyć na kocią łapę

To nie tak, że jestem przeciwniczką małżeństw. Niech każdy kieruje swoim życiem w taki sposób, żeby było mu dobrze. Ja uważam, że znacznie lepiej będzie mi na kocią łapę. Mam swoje powody.

Małżeństwo mojej siostry rozpadło się z wielkim hukiem. Po latach dowiedziała się, że mężczyzna, który przed ołtarzem ślubował jej miłość i wierność, zdradza ją na lewo i prawo. Rozwód był wyjątkowo burzliwy. Nie tylko w kwestii ustalenia opieki nad dziećmi, ale także podziału majątku. Rozwiodły się też moje cztery koleżanki. W dwóch przypadkach powodem była niewierność, a w dwóch pozostałych tak zwane niedopasowanie.

Moi rodzice są małżeństwem od prawie trzydziestu lat, ale trudno nazwać ich związek udanym. Ojciec nie okazuje mamie szacunku. Jest despotą i domowym tyranem. Nie wierzę, że życie z takim człowiekiem daje jej szczęście. Niejednokrotnie pytałam ją, dlaczego nie chce pójść swoją drogą. „Córeczko, tak nie można. Przecież przed Bogiem przysięgałam, że nie opuszczę go aż do śmierci” – tłumaczyła. Tak ma wyglądać to całe małżeńskie szczęście? Trzymajcie mnie!

To niczego nie zmieni

Z kolei moja ciocia i wujek nigdy nie wzięli ślubu. Powód był prozaiczny. W minionej epoce (zresztą, pod tym względem nasze czasy niewiele odbiegają od dawnych) samotnej kobiecie z dziećmi łatwiej było dostać mieszkanie. Gdy rozmawiałam z ciocią na ten temat, wyjawiła mi, że w trakcie swojego wspólnego życia wielokrotnie myśleli o zalegalizowaniu związku.

Tak na marginesie, nie cierpię określenia „legalny” używanego w kontekście relacji dwojga ludzi, bo wprowadza sugestię, że związek partnerski jest czymś niewłaściwym, wręcz nagannym i godnym potępienia. 

Nigdy jednak nie zdecydowali się na ten krok, bo stwierdzili, że to i tak niczego nie zmieni. Wcale im się nie dziwię. Poznali się jako nastolatkowie u progu dorosłości. Dziś oboje są po sześćdziesiątce, a nadal wydają się być zakochani w sobie do szaleństwa. Jak widać, akt zawarcia związku małżeńskiego nie jest im potrzebny do szczęścia.

Pytam więc: co tak naprawdę zmienia ten papierek?

Obraził się na mnie

– Więc jednak nie kochasz mnie – stwierdził, gdy odrzuciłam jego oświadczyny.

– Jak możesz tak mówić? Mało masz dowodów mojego uczucia do ciebie?

– Najważniejszym jest przyjęcie oświadczyn, a ty je właśnie odrzuciłaś.

– Mariusz, przecież już wiele lat temu rozmawialiśmy na ten temat. Pamiętasz? To było wtedy, gdy zdecydowaliśmy się zamieszkać razem. Powiedziałam ci wtedy, że nie planuję wychodzić za mąż.

– Ale powiedziałaś też, że myślisz o nas poważnie.

– I tak jest! Jak długo jesteśmy razem? Sześć lat. Sześć wspaniałych lat. Jest mi z tobą dobrze i ani myślę odchodzić. Chcę być z tobą i starzeć się u twojego boku. Ale jako twoja partnerka, nie żona.

– Myślałem, że z czasem zmienisz zdanie.

– Mariusz, co ten ślub wprowadzi do naszego życia? Nic. A wiele może skomplikować. Kocham cię. Jesteś wspaniałym facetem, moim największym szczęściem. Po prostu bądźmy razem i cieszmy się sobą.

Nie odezwał się do mnie do mnie do końca pikniku ani w drodze powrotnej. Wróciliśmy do domu. Mariusz zaniósł rzeczy na górę i oznajmił, że wychodzi na spacer. Zaznaczył, że chce iść sam. Nie dyskutowałam z nim. Rozumiałam, że potrzebuje czasu dla siebie, by trochę ochłonąć. Wrócił późnym wieczorem. Leżałam już w łóżku, ale on nie przyszedł do mnie. Pościelił sobie na kanapie i spędził noc w salonie.

Pokłóciliśmy się

Nazajutrz, gdy się obudziłam, zobaczyłam go w przedpokoju. Miał na sobie kurtkę i właśnie zakładał buty. Gdy się zorientował, że na niego patrzę, powiedział tylko, że wychodzi się przejść. Trzasnął drzwiami. Nie było go cały dzień.

– Martwiłam się – powiedziałam, gdy wrócił.

– Niepotrzebnie. Zresztą, nie wierzę ci.

– Sprawiasz mi przykrość, wiesz?

– A wiesz, jak dużą przykrość sprawiłaś mi wczoraj?

– Wiem, ale bądźmy szczerzy. Wiedziałeś, na co się piszesz, decydując się na związek ze mną.

– Wiedziałem, wiedziałem... ale łudziłem się nadzieją, że w końcu zmądrzejesz. Po dzisiejszym, nie wiem, czy mam z tobą jakąkolwiek przyszłość. Muszę się nad tym zastanowić.

Zranił mnie swoimi słowami. I teraz niech mi ktoś powie, że małżeństwo niczego nie komplikuje. Do czasu oświadczyn byliśmy zgodną parą. Byłoby tak nadal, gdyby on nie zapragnął tego przeklętego papierka.

Czytaj także: „Mąż nalega na przeprowadzkę do teściów. Nie mam ochoty zostać ich opiekunką po tym, jak mnie potraktowali”
„Rodzice traktowali mnie jak przynętę na zamożnego męża. Miałam złapać na dziecko syna bogaczy”
„Mąż się mną znudził i znalazł sobie kochankę. Gdy się zabawił, wrócił z podkulonym ogonem, ale nie miał już do czego”

Redakcja poleca

REKLAMA