„Mąż porzucił mnie, bo urodziłam chorego syna. Odszedł do innej, by mieć zdrowe dzieci, a o nas zapomniał”

„Resztką przytomności umysłu wystąpiłam o rozwód z jego winy i alimenty. Sąd mi je przyznał, ale nawet z moim zarobkami to było za mało”.
23.09.2023 12:37

Pochodzę ze wsi, ale jako dziecko przeprowadziłam się miasta. Nie byłam zbyt szczęśliwa z tego powodu, bo straciłam znajomych, a w mieście traktowano mnie jak wieśniaczkę.

Uciekałam w książki i rysowanie przed docinkami i złośliwościami, a w domu musiałam pomagać mamie, która dorabiała jako krawcowa, i nie miała czasu ani dla mnie, ani dla dwójki rodzeństwa. Byłam ich nianią, gosposią i nawet drugą mamą, a sama nie czułam się jak dziecko swoich rodziców.

Dlaczego spotyka mnie tyle nieszczęść?

Wakacje spędzałam na wsi u babci, jako jedyna wnuczka cieszyłam się na zapach pola i żniw. Po podstawówce poszłam do technikum fotograficznego, ale rodzicom nie podobał się mój wybór. Tata był coraz trudniejszy, bo częściej sięgał do kieliszka. Gdy tylko ukończyłam szkołę i zrobiłam maturę, wyniosłam się z domu.

Wynajęłam pokój z koleżanką, znalazłam pracę w zakładzie fotograficznym. W pracy poznałam Rafała. Był synem właściciela zakładu, zaimponował mi swoją światowością. Choć odradzano mi z nim znajomość, brnęłam w nią, zaślepiona jego osobą.

– Żadnej nie przepuści, bawidamek z niego. I za kołnierz nie wylewa!

Cóż, tak też było, bo Rafał miał tendencję do obdzielania miłością nie tylko mnie, ale kiedy zaszłam w ciążę, Rafał poprosił mnie o rękę. Liczyłam na cud, że się zmieni...

Zamieszkaliśmy w mieszkaniu kupionym przez teściów i czekaliśmy na potomka. Niestety, Kacper urodził się chory. Niewidomy i, jak się okazało, lekko upośledzony. Późno zaczął chodzić, długo wcale nie mówił… Mąż się załamał. Widziałam go tylko na rauszu.

Kłóciliśmy się prawie codziennie

Rafał zwalał na mnie winę za to, że Kacper jest, jaki jest. Wreszcie powiedział, że spotkał kogoś, kto urodzi mu zdrowe dziecko, i kazał nam się wyprowadzić. Tylko strzępy rozsądku i przytomności umysłu sprawiły, że wystąpiłam o rozwód z jego winy i alimenty. Sąd mi je przyznał, ale nawet z moim zarobkami to było za mało, bo prócz zwykłych wydatków, miałam na głowie koszty związane ze zdrowiem synka.

Nagle poczułam, że może nie wszystko stracone. W poradni, do której chodziłam z Kacperkiem na ćwiczenia, jedna z opiekunek powiedziała, że w redakcji szukają kogoś do ilustrowania książeczek dla dzieci i obróbki zdjęć. Ja miałam dryg do prac plastycznych, a moje prace spodobały się na tyle, że dostałam pierwsze zlecenia… Wyprowadziliśmy się z lichej komórki do mieszkania. 

Okazało się, że jestem chora

Myślałam, że złe już minęło, ale wtedy usłyszałam diagnozę: nowotwór. Co prawda wcześnie wykryty, ale musiałam mieć operację, brać chemię, poddać się naświetlaniom. Wyszłam z tego osłabiona i bez grosza.

Syn z tęsknoty nabawił się nerwicy. Zostałam bez stałej pracy, schorowana, załamana, z dzieckiem, które wymagało opieki i leczenia. Naprawdę myślałam wówczas, że to koniec.

Pomogła mi babcia, ale jednak po śmierci. Po wylanych łzach, zaczął się kolejny etap mojego życia. Zapisała mi swój domek i ziemię. Nie było tego dużo, ale od razu zgłosili się sąsiedzi, którzy chcieli dzierżawić pole – zawsze wpadło w ten sposób parę groszy.

Dostawałam też zlecenia, więc podjęłam decyzję, że wyprowadzam się na wieś. 

Mogłam całymi dniami siedzieć w ogrodzie przy prowizorycznym stole i rysować, patrząc jednocześnie, jak moje duże, ale jednak małe dziecko, zrywa maliny czy bawi się z kotem. 

Bałam się jednak o swoje zdrowie, bo kto zajmie się Kacprem? Wiedziałam, że muszę żyć i nie wolno mi się załamywać. Miał 8 lat, ale mentalnie i fizycznie już na zawsze miał pozostać dzieckiem. Wiedziałam, że gdzieś są dobrzy ludzie...

Nowy rozdział w moim życiu

Poszłam do zielarki wiejskiej z Kacprem. Podała mu coś do picia, a mnie wzięła na ławkę i zaczęła opowiadać. O łące, o ziołach, o zapachach, na pożegnanie dała mi torebkę ziół i powiedziała, żebym je piła. I żebym przyszła jutro.

Przychodziłam do niej prawie codziennie, przygnębienie zniknęło jak ręką odjął. Zaczęłam optymistycznie patrzeć na świat. 

Dobrze mi zrobiła ta przeprowadzka na wieś. Po raz pierwszy, odkąd pamiętam, czuję taką lekkość, beztroskę, radość życia. 

Czytaj także:
„Anka wrobiła mnie w ojcostwo, bo bała się, że zostanie na lodzie. Przez rok wychowywałem obce dziecko i płaciłem na nie”
„Wyjazd żony dla niej był szansą na awans, dla mnie lekcją ojcostwa. Nie wiedziałem, jak się zająć własnymi dziećmi”
„Zdradziła go z własnym bratem i zaszła w ciążę, a potem chciała wrobić w ojcostwo, żeby płacił na dziecko”

Redakcja poleca

REKLAMA