„Wyjazd żony dla niej był szansą na awans, dla mnie lekcją ojcostwa. Nie wiedziałem, jak się zająć własnymi dziećmi”

dziecko i ojciec fot. Adobe Stock, Syda Productions
„– Pamiętaj, Konrad nie znosi pomidora w kanapce. Dawaj mu osobno takie małe, koktajlowe. Granatowa spódniczka Basi na rozpoczęcie roku wisi u nas w szafie, nie u dzieci. Piątego września jest ortodonta… – Wszystko mam zapisane, przestań się już zamartwiać – udawałem, że jestem spokojny. A w środku cały telepałem się ze strachu”.
/ 07.09.2023 22:00
dziecko i ojciec fot. Adobe Stock, Syda Productions

Zbliżało się rozpoczęcie roku szkolnego. Z Konradem jeszcze jakoś bym dał radę, ale Basia? Szła do pierwszej klasy i przeżywała to już od maja. Patrzyłem na żonę zupełnie zaskoczony.

Sam nie dam rady

– Wspominałam ci o tym stażu w Nowym Jorku. Mówiłeś, że super, że to wspaniała okazja. Nie wierzyłam, że mam na niego szansę. Ubiegało się o niego dziesiątki kandydatów z całego świata. No i wyobraź sobie, że się dostałam! Ale z listy rezerwowej. Wskoczyłam na miejsce kogoś, kto zrezygnował. No i ten staż zaczyna się za tydzień. Mam się zdecydować do jutra…

– Za tydzień? Jak to za tydzień? Owszem, mówiłaś, że ma trwać trzy miesiące. Przecież za trzy tygodnie zaczyna się szkoła. Nie możesz nigdzie jechać! Oszalałaś? Przecież sam nie dam rady!

– Kochanie, uspokój się. Zrozum, tłumaczyłam ci już, jaka to dla mnie szansa. Jak dobrze wypadnę, to po powrocie mam awans w kieszeni. Sam wiesz, że potrzebujemy tych pieniędzy. No chyba że zostawisz ten swój doktorat i znajdziesz porządną pracę – Agata uderzyła w czuły punkt. Pieniądze.

Prawda była taka, że od zawsze to ona zarabiała więcej. Skończyła zarządzanie, pracowała w wielkiej korporacji i pięła się po szczeblach kariery. Ja miałem posadę asystenta na uczelni i od lat próbowałem dokończyć doktorat.

Zapadła cisza. Agata zaczęła zmywać. Dzwoniła naczyniami tak, że wiedziałem, że jest wściekła. I że czeka, aż coś powiem. Najlepiej to, co chce usłyszeć.

Nic nie wiedziałam o naszej rodzinie

Nasza rodzina bez Agaty dawno by się rozsypała. Nie dość, że to ona zapewniała nam byt, to jeszcze prawie samodzielnie zajmowała się dziećmi. Moja wiedza o ich edukacji kończyła się na znajomości adresu przedszkola i szkoły. Nie miałem pojęcia, jak się nazywa wychowawczyni Konrada. I czy basen ma we wtorki, czy w czwartki. To Agata pamiętała, że Basia ma zabrać do przedszkola plastelinę, a Konrad przygotować drzewo genealogiczne.

Mimo że pracowała dłużej niż osiem godzin dziennie, zawsze miała czas na pomoc w pracy domowej czy przygotowanie kostiumu na przedstawienie. Ja zaś albo byłem na uczelni, albo siedziałem zamknięty w swoim gabinecie i udawałem, że piszę. Dzieci bardzo kocham, ale nie mam do nich podejścia. Tak sobie przynajmniej do niedawna tłumaczyłem to, że ich wychowanie scedowałem na żonę.
I teraz miałem zostać z nimi sam. Na trzy miesiące. I to w chwili, gdy Basia zaczynała szkołę. Jak ja to wszystko ogarnę?

Myślałem jedno, powiedziałem drugie:

– No dobrze. Wygrałaś. Wiem, że takiej okazji się nie odrzuca. Ale to oznacza, że mamy tydzień, żeby przygotować dzieciaki do szkoły. Zwłaszcza Basię. I żebyś mnie wszystkiego nauczyła.

Plan działania

Agata odwróciła się rozpromieniona. Pocałowała mnie w czubek głowy.

– Jesteś kochany. Na pewno dasz sobie radę, przecież dla kogoś z twoim IQ nie ma rzeczy niemożliwych. To siadaj i słuchaj. Najpierw Konrad…

– Konrad to łatwizna. Przecież on idzie już do czwartej klasy. Stary wyjadacz.

– Zaraz, zaraz. To nie takie proste. Wiesz, że od czwartej klasy zmienia się wszystko. Nowa wychowawczyni, nowi nauczyciele. Zaczyna się stawianie stopni.

Aż mnie zatkało, kiedy to sobie uświadomiłem. Ale teraz nie miałem jak już się wycofać. Kiwałem głową, starając się przekonać Agatę, że mam sytuację pod kontrolą.

– Byłam wczoraj pod szkołą. Wisi kartka, że rozpoczęcie roku dla klas pierwszych jest o 9. Dla pozostałych – o 10. Zabierzesz je razem. Konradem się nie przejmuj – pogra z chłopakami w piłkę. Najpierw pójdziesz do klasy z Basią. Będzie się uczyć w Ic. O 10 musisz iść na spotkanie z nową wychowawczynią Konrada. Pani Alicja Krawczyk, klasa IVa.

Agata dopiero zaczęła, a ja już zdążyłem się pogubić.

– Poczekaj, pójdę po coś do pisania – przerwałem jej. Przyniosłem zeszyt. Podzieliłem stronę na dwie części. Basia/Konrad. – To mów jeszcze raz od początku…

Po pół godzinie miałem już zapisane trzy strony. A Agata ciągle mówiła…

Od poniedziałku zaczęły się intensywne przygotowania. I do wyjazdu Agaty, i do nowego roku szkolnego. Spędziliśmy w sklepach i księgarniach pięć dni. W piątek wieczorem usiadłem i zacząłem odhaczać kolejne pozycje na mojej checkliście. Zostały jeszcze do kupienia kredki i tornister dla Basi i buty dla Konrada. Uznałem, że te zadania nie przekraczają moich możliwości.

– Koniec z zakupami. Z resztą zakupów poradzę sobie sam. Jedźmy gdzieś odpocząć – zaproponowałem.

Chwila relaksu przed wielką zmianą

Pojechaliśmy na Mazury, na nasz ulubiony kemping. Bawiliśmy się świetnie. W niedzielę po popołudniu, gdy zaczęliśmy się pakować, usłyszałem, że Agata pociąga nosem. Dotknąłem jej ramienia. Odwróciła się, przywarła do mnie i zaczęła płakać.

– Kochanie, daj spokój, to tylko trzy miesiące, nawet nie zauważysz, kiedy zlecą – próbowałem ją pocieszać.

– No tak, ale wiesz… Basi pierwszy dzień w szkole, pasowanie na ucznia. A mnie przy tym nie będzie. Konrada pierwsze oceny… Ich mama powinna z nimi być – Agata kompletnie się rozkleiła.

Mruczałem, żeby się nie martwiła, że sobie poradzimy, że dzieciom nie stanie się żadna krzywda. Ale nie brzmiałem przekonująco. Bo tak naprawdę sam bałem się jak nigdy.

W nocy prawie nie spaliśmy. Kochaliśmy się, potem Agata płakała, potem znowu się kochaliśmy. Gdy zaczęło świtać, Agata nerwowo udzielała mi ostatnich wskazówek.

Czas na prawdziwe ojcostwo

– Pamiętaj, Konrad nie znosi pomidora w kanapce. Dawaj mu osobno takie małe, koktajlowe. Granatowa spódniczka Basi na rozpoczęcie roku wisi u nas w szafie, nie u dzieci. Piątego września jest ortodonta.

– Wszystko mam zapisane, przestań się już zamartwiać – udawałem, że jestem spokojny. A w środku cały się trząsłem ze strachu.
Odprowadziliśmy Agatę na lotnisko. Konrad trzymał się dzielnie. Ale Basia zaczęła głośno płakać.

– Mamusiu, nie wyjeżdżaj – szlochała.

Agata w końcu musiała oderwać ją od siebie.

– Kochani, wszystko będzie dobrze. Bądźcie grzeczni i opiekujcie się tatusiem. Liczę na was – zakończyła. Pocałowała każde z dzieci, ostatni raz przytuliła się do mnie i zniknęła za bramkami.

Tak zaczęło się moje życie słomianego wdowca. Wszystko miałem zaplanowane. Na początek, żeby dzieciaki za dużo nie myślały o mamie – obiad w McDonald’sie i wizyta w aquaparku.

We wtorek kupiliśmy buty dla Konrada. W czwartek kredki i tornister dla Basi. Pomarańczowy, z jakimiś postaciami na klapie. Wieczorem usiadłem na fotelu z butelką piwa i zadzwoniłem do żony.

– Kochanie, zadanie wykonane. Tornister jest, taki jak chciała Basia. Jesteśmy gotowi – zameldowałem. – W ostatni tydzień wakacji już tylko będziemy się bawić. Zabiorę dzieciaki na ten spływ, na który zapraszał mnie Rafał.

Wiem, że Agata chciała mi zadać tysiąc pytań i udzieli dwa razy tyle porad, ale się powstrzymała.

– Świetnie, wiedziałam, że sobie poradzisz. I na pewno będziecie  się doskonale bawić. Szkoda, że beze mnie – Agata przerwała. Usłyszałem, że głos się jej łamie. – To pa, całuję was! – zakończyła.
Wiedziałem, że teraz będzie długo płakać. A ja nie mogłem jej pocieszyć. Otarłem z policzka łzę. Nie byłem wcale taki twardy.

Codzienne problemy

W piątek rano dla pewności zajrzałem do mojego zeszytu. Wszystkie punkty na liście zostały odhaczone. Pogwizdując, poszedłem do kuchni i usmażyłem dzieciakom naleśniki. Po śniadaniu pojechaliśmy na basen.

– Tato, pójdę do Julki, pokażę jej tornister – poprosiła po obiedzie Basia. Julka, najlepsza przyjaciółka Basi, mieszkała piętro niżej. Razem chodziły do przedszkola, a od września miały się uczyć w tej samej klasie.

– Jasne, tylko masz wrócić na kolację – odpowiedziałem. Wiedziałem, że Konrad zaraz poleci grać z chłopakami w piłkę. Szykowały się dwie, a może i trzy godzinki spokoju. Sielanka.

Nie minął kwadrans, gdy wróciła Basia.

– Nie pójdę do żadnej głupiej szkoły! – wpadła do pokoju i cisnęła mi swój nowy tornister pod nogi. Usiadła na podłodze i zaczęła histerycznie płakać.

– Kochanie, ale przecież bardzo chcesz iść do szkoły. I dlaczego tak rzucasz tornistrem, chcesz go zniszczyć? – próbowałem zrozumieć, co się stało

– Nie chcę go, jest okropny. Nienawidzę go. I nienawidzę szkoły – szlochała dalej moja córka.

Posadziłem ją sobie na kolanach i próbowałem uspokoić. Po pół godzinie udało mi się ustalić, że chodzi jednak tylko o tornister. Julia powiedziała Basi, że takie z wróżkami to były modne rok temu. A teraz wszystkie dziewczyny mają z postaciami z nowej wersji filmu „Król Lew”, który wszedł na ekrany w wakacje.

– Będą się ze mnie śmiać, tatusiu. Mówię ci. Nie pójdę do tej szkoły.
Wiedziałem, że powinienem jej powiedzieć, że trzeba mieć swoje zdanie. Tak powinien zareagować dojrzały rodzic. Tylko że oznaczało to kolejne szlochy i fochy.

Musiałem załagodzić sytuację

– Kochanie, nic się nie martw. Coś wymyślimy. Poszukamy jutro innego tornistra. Najwyżej będziesz mieć dwa – dodałem, bo oczywiście paragon ze sklepu wyrzuciłem od razu i na zwrot tornistra nie było szans.

Basia od razu się rozpromieniła.

– Naprawdę, tato? Pójdziemy jutro na zakupy? Ja nawet wiem, gdzie są te tornistry. I wiesz, koniecznie muszę mieć różowy.

Zesztywniałem. Pamiętałem, co przed wyjazdem obiecałem żonie: nie kupię Basi nic różowego. Agata, jak mogła, starała się wyrzucić z życia naszej córki ten kolor. Tłumaczyła Basi, że jest wiele innych.

Wiedziałem, że ta mała spryciula mnie testuje. I sprawdza, czy jej szantaż się powiedzie. W pierwszym odruchu chciałem dzwonić do żony. Ona na pewno będzie wiedziała, jak to rozegrać. Ale szybko sam się skarciłem. Pierwszy kryzys i już? Mężuś sobie nie radzi? Nie ma takiej opcji. Postanowiłem negocjować.

– Basiu. Przecież mówiłaś, że bardzo lubisz pomarańczowy. Masz piórnik w tym samym kolorze. I ulubione tenisówki.

– Ale Julka mówi, że wszystkie dziewczyny będą mieć różowe – usta Basi znowu niebezpiecznie wygięły się w podkówkę.

– No, ale pomyśl. Wyobrażasz sobie, że na półce stoi kilkanaście różowych takich samych tornistrów? Wiesz, ile razy zabierzesz do domu nie swój? I okaże się, że nie masz swoich kredek i swojego pluszaka? No, zastanów się.

Krok po kroku doszliśmy do porozumienia: poszukamy tornistra z obrazkiem z „Króla Lwa”, ale pomarańczowego.

Basia w końcu się uśmiechnęła. Zrobiłem jej kanapki i zajęła się oglądaniem bajek. Dumny z siebie postanowiłem nagrodzić się szklaneczką whisky. Umościłem się w fotelu, upiłem łyk drinka i otworzyłem książkę.

Nie było lekko

Nagłe trzaśnięcie drzwi wejściowych postawiło mnie na nogi.

– Konrad? – zawołałem. W odpowiedzi usłyszałam tylko kolejne trzaśnięcie.

Poszedłem do pokoju syna.

– Konrad? Mogę wejść?

Nie usłyszałem odpowiedzi, więc wszedłem. Konrad siedział z podkulonymi nogami na łóżku. Jego nowe adidasy leżały na wierzchu kosza na papiery.

– Co jest? – zapytałem i usiadłem koło niego na łóżku.

– Nic – odburknął.

Przekonywałem go przez kwadrans, żeby powiedział, co się stało. Wiedziałem, że Agacie dawno powiedziałby prawdę. A ona znalazłaby rozwiązanie w kilka minut.

Poddałem się. Wstałem i złapałem za klamkę.

– Bo chłopaki powiedzieli, że gram jak baba. I mam dziewczyńskie buty – usłyszałem zduszony głos Konrada. Odwróciłem się.

– Opowiedz mi wszystko po kolei. Coś wymyślimy.

Okazało się, że Konrad nie strzelił gola do pustej bramki. Jak się zamachnął, to się poślizgnął i przewrócił. I wtedy mu się oberwało. Chwilę mi zajęło, zanim zrozumiałem, że jego buty są „dziewczyńskie”, bo po prostu nie są korkami!

– Konrad. W tych butach miałeś po prostu chodzić. W piłkę na trawie gra się w specjalnych butach. Z takimi wypustkami. I wiesz, w takich samych butach grają w piłkę i dziewczyny, i chłopaki.

– Dziewczyny grają w piłkę? – parsknął Konrad. Najważniejsze było jednak, że podniósł głowę i na mnie spojrzał.

– No jasne. I to jak. Niedawno się zakończyły mistrzostwa świata. Wygrały Amerykanki. Chcesz, to kiedyś znajdziemy gdzieś w sieci finał i obejrzymy. A jak wrócimy ze spływu, to pojedziemy do sklepu poszukać korków. A te buty wyjmij z kosza. Chyba że chcesz iść do szkoły w kapciach. Bo innych na pewno nie dostaniesz – zakończyłem rozmowę.
Konrad zwiesił nogi z łóżka. Powoli sięgnął do kosza, wyjął buty i postawił je koło łóżka.

– Nie powiesz mamie?

Agata nie znosiła, gdy Konrad nazywał coś „dziewczyńskim”. Albo mówił, że czegoś nie zrobi, bo to „dla bab”. Wiedziałem, że przy niej nie pozwoliłby sobie na taką uwagę.

Pokiwałem głową i poszedłem do siebie. Mojej żony nie było dopiero od czterech dni. Rok szkolny jeszcze nawet się nie zaczął. Co dalej? Próbowałem się pocieszyć, że teraz już będzie z górki. Ale dobrze wiedziałem, że się oszukuję.

Czytaj także: „Ani się obejrzałam, a zaokrągliłam się tu i ówdzie. Koleżanki ze mnie szydziły, ale ja byłam najszczęśliwsza”
„Tyraliśmy z mężem całe życie, by syn wyszedł na ludzi. A on okazał się leniem i kłamcą. Tylko udawał, że studiował”
„Kumpele harują za grosze i śpią z kim popadnie, a ja moszczę rodzinne gniazdko. Wyszłam za mąż młodo i nie żałuję”

Redakcja poleca

REKLAMA