„Mąż kpi ze mnie, bo latam na miotle w mieszkaniach przyjaciółek. Głupi uśmieszek mu zejdzie, gdy zobaczy mój portfel”

„Morał z tego taki: drogie kochane kobiety i kochani panowie, nie dajcie się stłamsić. A gdy życie rzuca wam kłody pod nogi, zróbcie z nich miotłę i do roboty!”.
03.08.2024 13:15

Byłam przerażona, gdy wylali mnie z roboty. Myślałam, że jestem dobrym pracownikiem, poświęciłam się pracy, a tu co? Wylądowałam ba bruku. 

– Nie przejmuj się, jak nie ta, to inna – starał się pocieszyć mnie mój mąż, ale wiedziałam, że to tylko puste słowa. 

Oboje wiedzieliśmy, że ta sytuacja nie jest nam na rękę. Mieliśmy kredyt, sprzęty na raty, córka niedługo miała iść do szkoły. Wszystko to pochłaniało znaczną część naszych wypłat, a teraz? Jak mamy się utrzymać z jednej pensji?

Musiałam znaleźć pracę. Wiedziałam, że podejmę się wszystkiego, byle uratować sytuacje mojej rodziny. 

Od 10 lat pracowałam w jednym miejscu, więc nie miałam pojęcia, od czego zacząć. Szukała ogłoszeń w internecie, pytałam w sklepach, ale wszędzie głucho. Mieszkaliśmy w niewielkiej mieścinie, gdzie każdy zabijał się o pracę, albo wyjeżdżał w poszukiwaniu lepszego życia. 

– Nie możesz się poddać. Zrób to dla córki. Weź się w garść – powtarzałam sobie każdego dnia. 

Moje mowy motywacyjne przestawały pomagać w momencie, gdy przeglądałam oferty pracy. Nie dość, że nie było tam nic ciekawego, to jeszcze nawet z tych mniej ambitnych miejsc nie chcieli do mnie oddzwaniać. Mijały tygodnie, a ja z każdym dniem wysyłałam kolejne CV w poszukiwaniu szczęścia i choćby marnego grosza. Traciłam już nadzieje. 

Przez ten cały czas byłam może na 4 rozmowach kwalifikacyjnych, które również nie należały do najprzyjemniejszych. Na większości z nich dowiadywałam się, że nie mam odpowiednich kwalifikacji, że jestem za stara na takie stanowisko, albo proponowano mi wynagrodzenie, za które nie dałabym rady przeżyć. 

Sądziłam, że to doda mi otuchy

Byłam załamana, więc poprosiłam najlepsze przyjaciółki o pomoc w wymyśleniu, jak poradzić sobie z tą sytuacją. 

– Wiesz, Majka. Maciek mógłby ci dać pracę w biurze, ale przecież ty nic nie wiesz o prawie i finansach. Przepraszam – kajała się Ania. 

– Wiem, nie przejmuj się. Nie dałabym sobie z tym rady. To ponad moje kwalifikacje. 

– Majka, ja to bym chciała czasami tak posiedzieć w domu bez pracy. Nie zrozum mnie źle. Jak do ciebie przychodzę, czuję się jak w sterylnie czystym domu. Podłogi lśnią, okna wyszorowane. Pięknie pachnie świeżym praniem. Az nie chce się wychodzić! 

– No właśnie, nie myślałaś o czymś takim? – powiedziała Ania. 

– Co masz na myśli? – byłam lekko zdezorientowana. 

– No, a co ty na to, żebyś raz od czasu pomogła mi w domu? Ja serio nie mam na to czasu. Potrzebowałabym pomocy w sprzątaniu. Ty sobie dorobisz, a ja przynajmniej nie będę żyłą w chlewie. 

A potem zadzwonił ten pamiętny telefon

– Hmm... – powiedziała Ania. – Gdybyś miała ochotę, to u mnie tez zawsze znajdzie się coś do posprzątania. Nienawidzę tego robić, a mąż tylko chodzi i narzeka. 

– Ja się dołączam! To wcale nie jest taki głupi pomysł! Mam wiele koleżanek w podobnej sytuacji, będą przeszczęśliwe, gdyby ktoś ściągnął im ten problem z barków. 

Nie powiem, byłam lekko podekscytowana. Nie mogłam doczekać się, aż podzielę się tym z mężem. I tutaj przyszło rozczarowanie.

– No wiesz co... Sądziłem, że masz większe ambicje, niż sprzątanie czyichś kibli. Wstyd mi za ciebie...

– Przecież wiadomo, że wolałabym pracować w biurze, ale tak się składa, że nie mam kasy na to, żeby teraz wybrzydzać. Z tego, co wiem, to ty też jej nie masz. 

– Rób co chcesz. Jak nie jest ci wstyd, to droga wolna...

Oczywiście, że było mi wstyd. Ale bardziej za to, że moimi pierwszymi klientkami było przyjaciółki i brałam od nich pieniądze. Bycie sprzątaczką wcale mi nie uwłaczało. Lubiłam czystość, a mycie podłóg mnie uspokajało. Już po pierwszej wypłacie od dziewczyn widziałam, że to opłacalny biznes.

– Cześć Majka! Mam taką sprawę. Organizowałam ostatnio posiedzenie z kumpelami z pracy. Wpadły też mamy kolegów Kasi z przedszkola. Wszystkie babki nie mogły się nadziwić, jak mam pięknie posprzątane mieszkanie. Mam nadzieję, że nie będziesz zła, ale dałam im twój numer telefonu. Powiedziały, że się odezwą. 

No, niech ci już będzie...

Myślałam, że będę po stopach ją całować. Nowe klientki oznaczały przypływ gotówki, czyli same plusy. Sytuacja potoczyła się jak kula śnieżna. Najpierw zadzwoniła jedna, potem druga i kolejna. Powoli zaczynało mi brakować terminów. Mój numer telefonu latał po kobietach z okolic. Na koniec miesiąca, kiedy przyszło do podliczenia wypłaty, aż przecierałam oczy ze zdumienia. 

To było prawie dwa razy tyle, co zarobiłam w poprzedniej pracy. Chciało mi się płakać ze szczęścia, ale też z dumy. Dowiodłam mojemu mężowi, że żadna praca nie hańbi! 

No, niech ci już będzie. Skoro cię to cieszy i masz z tego kasę. Cieszę się twoim szczęściem, mój ty czyścioszku. 

Po roku stałych zleceń postanowiłam założyć firmę. Tak mi się poszczęściło, że musiałam nawet zatrudnić pracownicę, bo nie wyrabiałam ze zleceniami. Morał z tego taki: drogie kochane kobiety i kochani panowie, nie dajcie się stłamsić. A gdy życie rzuca wam kłody pod nogi, zróbcie z nich miotłę i do roboty!

Maja, 39 lat

Czytaj także:
„Lata temu odbiłam kumpeli faceta. Zniknęła na 10 lat, odstawiła się jak amerykańska gwiazda i wróciła, by się zemścić”
„Mój facet jest romantyczny jak kostka bruku. Zapragnęłam romansu z czułym Francuzem, ale szybko odbiło mi się czkawką”
„Traktowałam kumpla jak natręta. Dopiero gdy zostałam samotną matką doceniłam jego starania”

:
 

Redakcja poleca

REKLAMA