Gdy fabryka, w której pracuję, wpadła we francuskie ręce, wśród załogi zapanował niepokój. Strach przed falą zwolnień sparaliżował pracowników. Mało kto pamiętał, że firma od dawna miała problemy; gdyby było inaczej, zagraniczni inwestorzy nie przejęliby jej tak łatwo.
Musiał mieć plan
– Czekają nas duże zmiany – wyjaśniałam Jurkowi – ale póki co świeżo upieczeni nadzorcy tylko obserwują sytuację. Zapracowałam uczciwie na swoje wynagrodzenie i to nie moja wina, że zarząd nieumiejętnie kierował przedsiębiorstwem. Tak więc dopóki nie otrzymam oficjalnego wymówienia, nie zamierzam zaprzątać sobie głowy na wyrost.
– To znaczy, że zamierzasz biernie wyczekiwać, co przyniesie przyszłość? – Jurek nie krył zdumienia.
Ta cała sprawa nie miała ze mną nic wspólnego, ale Jurek jako mój narzeczony przejął się nią bardziej niż ja. Taki już jest, zawsze myśli o wszystkim z wyprzedzeniem i woli dmuchać na zimne. Lepiej zapobiegać niż leczyć, tak to u niego działa.
– Nie mów, że nic nie robię… – bąknęłam pod nosem. – Zdecydowałam, że zapiszę się na lekcje francuskiego. Fakt, dwa wieczory w tygodniu będziemy musieli spędzić osobno, ale w życiu trzeba iść czasem na kompromis.
– Sama myśl o samotnych wieczorach już wprawia mnie w kiepski nastrój, ale mamy przed sobą jeszcze masę czasu, no nie?
Byłam mu wierna
– Jakbyś w końcu zdecydowała się do mnie wprowadzić, mielibyśmy łatwiej. Ale nieważne, ten kurs to i tak świetny pomysł. Daję ci zielone światło – mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Miało to być tylko niewinne przekomarzanie? Przedsmak tego, co czeka nas po ślubie? Czy kiedy staniemy się mężem i żoną, przeminie czas samodzielnego decydowania? Odtąd będziemy wspólnie roztrząsać każdą trudność, obopólnie akceptować wszystkie postanowienia?
Zdaję sobie sprawę, że podwalinami szczęśliwego, długiego związku są rozmowa i ustępstwa, ale co z żarem uczuć? Nasz przestał już tryskać. Przed rokiem Jurek stał się spadkobiercą mieszkania babci; przeprowadzka wydawała się krokiem w stronę ołtarza. Otoczenie tylko czekało, aż w końcu przestaniemy być narzeczonymi. W końcu byliśmy parą od czasów szkolnych…
Być może tu tkwi sedno sprawy? Brak alternatyw, zero szans, aby poszaleć. Nawet buziaka nie dałam innemu chłopakowi, bo przecież całowanie w szkole podstawowej trudno brać na poważnie.
– Panno Marto, dlaczego taka ponura? Zamęczam cię tymi wykładami? – zażartował Pierre, chwytając się teatralnie za serce. – Chyba kiepski ze mnie belfer!
Dziewczyny za nim szalały
Jego ślicznie łamana polszczyzna oraz pociągający akcent i cudownie wibrujące „r” sprawiały, że nogi się pode mną uginały.
– Wcale mnie nie zanudzasz. Ty, monsieur, w żadnym wypadku. Ja tylko się zamyśliłam… Pardon.
– Problemy sercowe? Daj spokój. Pełno wokół kandydatów. Na ten przykład ja, skromny etranżer. Bezustannie proszę o jedno, jedyne rendez-vous, ale bezlitosna Marta wciąż odmawia. Czyż nie mam racji, les belles dames? – zapytał wpatrzonych w niego słuchaczek.
Śliczne kobiety przytaknęły, skłonne przystać na każde słowo wypowiedziane przez Pierre’a. Nie da się jednak ukryć, że to na mnie zwrócił szczególną uwagę i nieustannie dążył do tego, by nasze relacje wykroczyły poza mury szkolnej sali.
Namawiał, bym wpadła do jego kawalerskiego mieszkanka na filiżankę aromatycznej kawy i chrupiące croissanty. No i co dalej? Qui vivra verra! Los pokaże, co przyniesie przyszłość. Schlebiało mi, że za mną szaleje, a moja dusza spragniona flirtu wprost promieniała z radości…
Gdy rozpoczęłam kurs, od razu zrozumiałam, dlaczego przyciągnął wyłącznie panie. Zastanawiałam się, czy szkoła celowo dobrała tak atrakcyjnego prowadzącego, by zmotywować uczestniczki do wytężonej pracy. Jeśli taki był zamysł, to zdecydowanie się sprawdził. Kursantki dawały z siebie wszystko, byleby tylko usłyszeć słowa uznania wypowiedziane przez przystojnego bruneta z Francji. W jego towarzystwie każda z nich wprost promieniała, niezależnie od tego, czy była młodziutką dziewczyną, stateczną damą czy przebojową kobietą sukcesu.
Czarował jak profesjonalista
Choć wierność Jerzemu podpowiadała mi, że powinnam postrzegać Francuza jako zbyt ugrzecznionego i strojnisia, to – na litość boską! – nasi rodzimi, prostaccy mężczyźni mogliby brać z niego przykład, jak sprawić, aby kobieta czuła się atrakcyjna i warta zainteresowania.
Ostatnio Wiesia weszła na zajęcia z bladą, zmęczoną miną. Nastrój też miała kiepski. Ale błyskawicznie się poprawił, kiedy Pierre przywitał ją słowami:
– Wisia, co ty wyprawiałaś po zmroku? Upał dał ci się we znaki? – figlarnie pogroził jej palcem. – Twój facet ledwo zipie, co?
– Musiał wziąć wolne! – zapiszczała Wiesia, czerwieniąc się aż po same końce natapirowanej fryzury.
– Tak trzymaj! – Pierre pokazał uniesiony kciuk.
Podczas przerwy powiedziała nam, że w jej domu pękła rura i pół nocy musieli się męczyć ze zalewiskiem, a mąż wziął wolne, żeby mieć oko na specjalistów od naprawy. Ale to, jak Pierre to wszystko zinterpretował, zdecydowanie bardziej przypadło jej do gustu. Streściłam całą tę opowieść Jurkowi, ale chyba nie wysnuł z niej takich wniosków, jakie powinien. Od pierwszej chwili miał do tego lektora jakąś taką naturalną awersję.
Jego romantyzm był równy zeru
– Podrywacz jakich mało. Co was w nim kręci? Nie przeszkadzają wam te wieczne dwuznaczne sugestie i banalne pochlebstwa?
– Wcale nie. Kobiety uwielbiają, gdy się je wychwala, rozpieszcza i obsypuje czułymi słówkami.
– Przecież doskonale wiesz, ile dla mnie znaczysz i jak bardzo cię uwielbiam. A że nie powtarzam tego co dzień…? Serio, muszę? Masz oczy, lustro i rozum w głowie. A do tego dostałaś ode mnie prezent urodzinowy. Nie żebym ci wypominał, ale ten wypasiony słownik kosztował majątek.
– Powiedz mi, od kiedy to stałeś się takim sentymentalnym typem? Pierre kupuje nam kwiatki i całuje w policzek przy każdej nadarzającej się okazji – spojrzałam na Jurka.
– Zaraz, zaraz! – oburzył się. – Niech ten gość trzyma swoje usta z daleka od ciebie.
– Dla niego pocałunek to nic wielkiego. Zwykły, sympatyczny gest przyjaźni. We Francji to normalne.
– Chyba raczej zwykły brak ogłady! Gdyby Polak tak postąpił, momentalnie oberwałby po pysku albo wylądował na komendzie z zarzutem o napastowanie. A temu farciarzowi zawsze się upiecze! Kwiatek? Przecież i tak szybko zwiędnie. Sama kiedyś mówiłaś, że najładniej prezentują się na łące, a nie ścięte w wazonie.
– Serio, nie kumasz, o co chodzi?
– No chyba rzeczywiście mam kiepsko z głową.
– Faktycznie, tak to wygląda.
Nie miałam z kim pogadać
Nie szło przecież o wybór między książką a kwiatem. Chodziło o żartobliwe umizgi, element zaskoczenia i powiew świeżości w naszym związku. Nasz przypominał mi dobry, ale już trochę czerstwy chleb żytni. Pierre z kolei kojarzył się z apetyczną, chrupiącą bagietką.
Jakby brakowało mi problemów z facetami, odezwał się Lutek. Mój starszy brat po raz kolejny popadł w tarapaty finansowe, bo następny jego rzekomo genialny biznes spalił na panewce. Chłop ma trzydziestkę na karku, a wciąż zachowuje się jak nieodpowiedzialny smarkacz. A potem oczekuje, że rodzinka rzuci wszystko i pośpieszy mu z odsieczą!
Niech się sam wykopuje z tej kabały. Kompletnie nie wiedziałam, do kogo się zwrócić o radę, przed kim się wygadać. Normalnie od razu poleciałabym do Jerzego, ale była między nami ciężka atmosfera po tym, jak ostatnio się posprzeczaliśmy. Akurat wtedy nawinął się Pierre. Mój opór, nadszarpnięty zmartwieniami, był słabszy niż zwykle i kiedy ponownie wyszedł z propozycją wypicia razem kawy i zjedzenia croissantów, przystałam na to.
Co ja miałam w głowie?
Miałam nadzieję na luz i pogawędkę, w trakcie której uda mi się dociec, czemu niektórzy faceci to takie nieporozumienia. Ale Pierre nie kwapił się zbytnio do rozmowy, a zamiast kawy postawił przede mną szampana. Ledwo wychyliłam pierwszy kieliszek, a on już się do mnie przysunął i chwycił moją dłoń. Gdy przyszła pora na drugi, zaczął z nielichą wprawą błądzić ustami po moich palcach i nadgarstku, muskając je i pieszcząc…
Nie miałam głowy do romansów. Wyciągnęłam rękę z jego uścisku.
– Coś nie tak? – zapytał zdziwiony.
– Nic, po prostu mnie łaskoczą twoje palce. Słuchaj, nie jestem teraz w nastroju na flirty. Mój brat wpadł w tarapaty z kasą. Chciałam po prostu z kimś pogadać.
Dosunął się bliżej, objął mnie ramieniem.
– Miłość nie wybiera momentu, a forsa? Przyjdzie, pójdzie. Co ma być, to będzie. Nie ma co sobie pięknej główki tym zaprzątać… – szeptał mi do ucha, ewidentnie szykując się do pocałunku.
– Pierre! – Zerwałam się na równe nogi.
Straciłam zapał do konwersacji. Szczególnie z tym facetem. Pragnienie gorącego romansidła również poszło z dymem. Co mi strzeliło do głowy, żeby w ogóle tu przyjść?! Ryzykować sprawdzony, przetestowany w boju związek dla jakichś szemranych podnieceń? Jak ktoś, kogo ledwo kojarzę, mógłby pojąć, co mnie gryzie? Wesprzeć dobrym słowem, postawić do pionu?
Dzieliła nas przepaść
Pierre traktował życie zbyt beztrosko. Dokładnie jak mój irytujący brat. Uwielbiałam Lucka, ale żałowałam z całego serca kobiety, z którą w przyszłości stanie na ślubnym kobiercu. Jakoś to będzie? Nie w moim przypadku, mój drogi! Nagle przyszły mi na myśl doświadczenia Wiesi. Mało bajkowe, ale prawdziwe.
– A gdyby ci w środku nocy rury pękły, co byś zrobił? – zagadnęłam.
– Que? – otworzył szerzej oczy. – Rura pękła? To znaczy, że woda się wylewa?
Kiwnęłam głową twierdząco.
– Oczywiście poszedłbym do hotelu, naturellement – oznajmił.
Jasne, że tak! Jurek bez wahania ruszyłby ze mną ratować naszą chałupę. Ale ze mnie gapa! O mało co przez tęsknotę za niezwykłymi przeżyciami nie przekreśliłam czegoś o wiele istotniejszego. Swojskiego, pospolitego, ale namacalnego i autentycznego. Po wyjściu od Pierre’a poczułam wilczy głód. Nie na francuską bułkę, ale na pajdę razowego chleba ze smalczykiem i kubek parującej herbatki. Jadąc taksówką, zadzwoniłam do Jurka z prośbą o zagotowanie wody.
Marta, 28 lat
Czytaj także:
„Szwagier nie widzi świata poza córeczką. Ale nie wie, że ciąża mojej siostry to zwykła poimprezowa niespodzianka”
„Szefowa pomiatała mną, bo wiedziała, że dla kasy zrobię wszystko. Jako samotna matki dwójki dzieci nie mogę wybrzydzać”
„Matka ukarała mnie zza grobu i nie dała nic w spadku. Dopiero sąsiad wyznał mi prawdę o testamencie”