Ja i mąż od zawsze kochaliśmy góry. Nie mogliśmy się doczekać, kiedy będziemy mogli pokazać synkowi góry. Gdy Staś skończył dwa lata, postanowiliśmy, że tym razem całą trójką spędzimy jesienny urlop w górach.
Nasza trójka na podbój gór
Droga wcale nam się nie dłużyła, a trasa była w porządku, mimo październikowych mgieł i chłodu. Jechaliśmy spokojnie, Staś spał na tylnym siedzeniu w foteliku… I wtedy – z naprzeciwka – na nasz pas zjechała ciężarówka.
Uderzenie było tak silne, że na chwilę straciłam przytomność. Gdy świadomość mi wróciła, zobaczyłam nieprzytomnego Adriana: leżał na poduszce powietrznej i kierownicy z zakrwawioną twarzą.
Najgorsze było jednak przede mną...
– Stasieńku… – wyszeptałam. Poczułam w ustach smak krwi i znowu przestałam widzieć, słyszeć i czuć cokolwiek, obudziłam się dopiero w szpitalu.
Tuż po uczuciu bólu, załączyła mi się panika. Gdzie mój mąż? Co z nimi? Boże, co z nimi?! Dostrzegłam gips na ręce i nodze, na szyi miałam kołnierz. Mogłam poruszyć palcami u stóp i rąk.
– Panie doktorze, co z moim synkiem i mężem? Też tu są? – spytałam lekarza, gdy tylko wszedł do sali.
– Pani Joanno, mąż leży na OIOM-ie. Jest bardziej połamany niż pani, ma obrzęk mózgu i obrażenia wewnętrzne. Jest w stanie śpiączki farmakologicznej. Natomiast...
– A Staś? Co z nim? Bardzo się potłukł? Mam nadzieję, że ten fotelik jednak go trochę ochronił. Kosztował krocie, powinien… – urwałam na widok miny lekarza.
I to był moment, w którym straciłam sens życia
– Staś… W miejsce, gdzie siedział, uderzył samochód, który jechał za wami. Nie zdążył zahamować. Reanimacja Stasia trwała prawie godzinę. Niestety… nie udało nam się go uratować. Bardzo… bardzo mi przykro.
Jak to: nie udało nam się go uratować? Po jaką cholerę kupiłam fotelik za dwa tysiące złotych, na co to wszystko? Po co ja mam żyć, skoro jego już nie ma? Nie wierzę!
– To niemożliwe, nie, nie, nie, to niemożliwe – powtarzałam w kółko, rzucałam się na łóżku. Reszty już nie pamiętam...
W przyszłym tygodniu miał mieć szczepienie. A w listopadzie mieliśmy iść pierwszy raz do dentysty. Nawet miałam wybrane już prezenty na mikołajki.
Płakałam cały czas i nawet leki uspokajające, którymi faszerowali mnie na oddziale, nie pomagały. Z powodu konieczności długiego pobytu w szpitalu zdecydowałam o kremacji ciała Stasia i organizacji pogrzebu dopiero, gdy wyjdziemy.
Adrian nadal leżał nieprzytomny i walczył o swoje zdrowie oraz życie. Byłam sama. Dźwigałam brzemię, które nie powinno mieć miejsca... Matka nie powinna chować swojego dziecka!
Każdy dzień jest jak cięcie żyletką
Dom, w którym jest jego pokój. Pokój, w którym są jego meble. Meble, w których są jego ubranka. Każda myśl kroi mnie żywcem.
Każdy dzień rozpoczynałam z myślą, że muszę przygotować synowi śniadanie. Druga myśl, pełna bólu: nie, nie muszę, bo Stasia już nie ma. Ułożony porządek dnia, pełen zwyczajów i rytuałów, rozsypał się w proch, jak Staś. My też rozsypaliśmy się na kawałki, których nie potrafiliśmy pozbierać. Nie wiedzieliśmy, jak oddychać, wiedząc, że naszego dziecka już nie ma.
Dalsze życie jest dla nas torturą. Nie upiekę mu nigdy tortu, nie zobaczę, jak zdmuchuje świeczki, nie wyjmie prezentów spod choinki. Nie zaprowadzę go do przedszkola ani do szkoły, nigdy się nie pokłócimy...
Nie myślę o kolejnym dziecku. Obawiam się, że nie mogłabym patrzeć na niego, nie wspominając synka.
Wracam jednak w góry. Po co? Bo tam jestem bliżej nieba, a tam jest on.
Czytaj także: „Zdradziłam męża i dzieci. Teraz wnuków mogę oglądać zza krzaków, jestem samotną emerytką, która popełniła błędy”
„Siostra świsnęła mi miłość sprzed nosa. U boku miała faceta moich marzeń, a i tak uganiała się za kochankami”
„Kuzynka czuła się lepsza, bo wyszła bogato za mąż. Wytykała nam biedę, dopóki sama nie zaczęła mieć pod górkę”