Kończyłam gotować rosół, gdy mój mąż wypalił takim tekstem:
– Czuje, że moje życie jest niemrawe jak flaki z olejem. Jeszcze chwila i zaraz zdziadzieję – spojrzał na mnie tak, jakby oczekiwał, że zaraz na talerzu obok rosołu podam mu rozwiązanie problemów. – Dzień w dzień to samo. Noc w noc w sumie tak samo. Od dawna nasze łózko służy tylko do spania. Musimy coś z tym zrobić, bo ta posucha jest nie do wytrzymania.
Patrzyłam na niego i nie mogłam uwierzyć w to, co mówi. Wytężyłam wszystkie szare komórki, żeby pojąć znaczenie wypowiedzianych przez niego słów. Dotarło do mnie, że zaczyna kiełkować w nim niepokojąca myśl. Musiałam natychmiast ją zgasić.
– Co ty znowu wymyśliłeś. Stabilizacja nie jest niczym złym. Mamy dobre, dostatnie życie. Nie marudź! – wycedziłam przez zęby.
– Stabilizacja? Jeśli nudę nazywasz stabilizacją, to nie wiem, czy mamy o czym dłużej dyskutować – dokończył zupę i wstał od stołu.
Może mąż ma odrobinę racji. Nie sposób powiedzieć, że nasze życie wypełnione jest wrażeniami. Wiedziemy zwykły żywot szarych śmiertelników. Dotychczas nie czułam się z tym niekomfortowo. Mamy zdrowie, pieniędzy też nam nie brakuje. Nie sądziłam, że do pełni szczęścia mąż potrzebuje jeszcze ekstremalnych wrażeń i emocjonalnego rollercoastera. Do tej pory przecież nie marudził.
Zagaiłam go rozmową przy następnej okazji, bo ta gadka nie dawała mi spokoju.
– Czego ty ode mnie oczekujesz? Chyba na starość ci się klepki w głowie poprzestawiały. Masz zdrowie, dach nad głową i pełna michę. Czego jeszcze ci brakuje?
– A weź, Bożena. Ty nic nie rozumiesz... – machnął ręką.
Obrócił się na pięcie i wyszedł trzaskając drzwiami. Wiedziałam, że poszedł pogrzebać do garażu przy tym swoim starym aucisku. Zawsze tam zwiewa, gdy grunt pali mu się pod nogami.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio Roman tak bardzo wyprowadził mnie z równowagi. Musiałam spuścić z siebie ciśnienie, więc zabrałam Melę, naszego kundelka na długi spacer do lasu. Romek narzekał na monotonię, ale przecież czego on oczekuje od życia po 50. Nic z tego nie rozumiałam. Potrafił tylko marudzić, ale od siebie nic nie zaoferował.
Typowy facet...
Kobieta wie, że za takimi wybuchami zawsze coś, lub ktoś stoi. Ta myśl o zmianie na pewno nie wzięła się znikąd. Obecna sytuacja o tyle stawiała mnie w komfortowej pozycji, że mogłam jak przez lupę obserwować męża. Chciałam być czujna, na wypadek, gdyby to odchodzenie od monotonii nie rzuciło mu się za bardzo na łeb.
Zaczęło się od jazdy na rowerze. Wyciągnął z piwnicy zakurzony dwukołowiec i niemal codziennie wsiadał za kierownicę i śmigał. To zachowanie nie wzbudziło we mnie obaw. Romek od zawsze lubił sport, a przecież każdy ruch to zdrowie. Zignorowałam to.
Kolejną czerwoną flagą, była krytyka mojej kuchni. A to, że za tłuste, zbyt ciężkie, tuczące... miałam tego dość. Romek usprawiedliwiał to nagłą potrzebą zadbania o sylwetkę. Muszę przyznać, że w tym momencie dreszcze przeszedł mi po plecach.
Mój mąż, wielki wielbiciel golonki w piwie, wódeczki i ziemniaczków z masłem nagle odrzuca swoje nawyki żywieniowe na poczet sałaty i zielonych ogórków? Szybko odkryłam, że coś tu śmierdzi.
Miałam nosa, bo niedługo po tym dowiedziałam się, że zmiany nie miały na celu zrzucenia piwnego brzuszka i zadbanie o wskaźniki cholesterolu. Przyczyna metamorfozy miała długie nogi, blond loki i wielkie niebieskie oczy. Na imię miała Kaśka i pracowała w biurze z moim mężem.
Cwaniara niedawno pożegnała swojego męża, więc jak lisica zaczaiła się na nowy łakomy kąsek. Romek spragniony zmiany od razu wpadł w jej pułapkę.
Jeszcze przez długie miesiące kłamał mi w żywe oczy, że ma ciężki okres w pracy, że szef zapowiedział zwolnienia, dlatego musi siedzieć po godzinach, żeby wyrobić się ponad normę i zabłyszczeć na tle współpracowników. Zapomniał wspomnieć, że jego nowe obowiązki zawierały również naukę rozpinania stanika koleżanki na czas.
Czy wiedziałam?
Tak, od samego początku. Romek jest fatalnym kłamcą. Nie odzywałam się, bo chciałam sprawdzić, jak długo będzie w stanie żyć kłamstwem. Jak długo będzie patrzył mi w oczy i mówił te wszystkie bajeczki. Marzyłam, by w końcu się potknął i wylądował na tym głupim uśmieszku prosto u moich stóp. Wiedziałam, że to tylko kwestia czasu.
Co prawda, każda ściem była dla mnie jak plaskacz w twarz. Czułam, że ulatnia się ze mnie kobiecość, ale z drugiej strony chciałam być twarda. Jednak pękłam. Tylko dlatego, że zobaczyłam w jego telefonie te wszystkie smsy, które pisał z tą niunią.
Chciałam, żeby te 25 lat małżeństwa zakończyło się z hukiem. Wywaliłam wszystkie jego rzeczy i spakowałam do czarnych worków. Wystawiłam przed drzwi i czekałam. Usiadłam na kanapie z melisą w szklance i po prostu czekałam.
Romek wrócił około 18:00
– A co to jest? Te wszystkie worki przed drzwiami? Porządki robiłaś? Mam nadzieje, bo ta twoja szafa to się już ledwo domyka – rzucił lekko i zaczął się rozbierać z kurtki i butów.
– Tak, posprzątałam. Nasze życie wysprzątałam.
– Co? Co to znowu za zagadki?
– No przecież chciałeś zmiany, prawda? To proszę bardzo. W workach są twoje ciuchy. Resztę możesz odebrać, jak już gdzieś się ulokujesz. Dom jest mój, więc nie rób scen. Nie wymyślaj kolejnych kłamstw. O wszystkim wiem – powiedziałam z uśmiechem i na koniec dolałam jeszcze oliwy do ognia. – Aaa i zapomniałabym. Pozdrów ode mnie Kaśkę, przekaż jej, że wyświadczyła mi wielką przysługę.
Gdyby opadająca szczęka wydawała jakiś dźwięk, to wszyscy sąsiedzi zostaliby postawieni na nogi. Tego Romuś się raczej nie spodziewał.
– Bożena, no co ty.. ja...
– Nie bożenuj mi tu. Zabierz grzecznie swoje rzeczy i wyjdź, nie chcę się bardziej denerwować. Chociaż tyle możesz dla mnie zrobić.
Więcej nie dyskutował. Wyszedł. Widocznie zabrakło mu języka w gębie. Gdy zamknęły się za nim drzwi, opadłam bezradnie na fotel. Tyle wspólnych lat, tyle wspaniałych chwil, przekreślił, bo zachciało mu się zabawy. Było mi tak potwornie przykro, ale nie mogłam pozwolić robić z siebie idiotki. Wystarczy poświęcania się dla pacana, który wytarł sobie mną usta. Dość.
Romek wydzwaniał do mnie jeszcze przez kilka dni, ale zniechęcony tym, że słyszał tylko głuche echo, odpuścił. Podniesienie się po tym ciosie zajęło mi dobre 3 miesiące. Myślałam, że pozbierałam już swoje życie do kupy, gdy Romek zapukał do moich drzwi. Padł przede mną jak przed angielską królową i błagał, bym przyjęła go do domu.
Ponoć znudziło ci się monotonne życie
– Kochanie, ja przepraszam. Zamroczyło mnie, nie doceniałem tego co mam. Gdybym mógł cofnąć czas... – mamrotał.
– Ale na szczęście nie możesz... Fajnie, że jesteś...
– Serio? Cieszysz się? – a w jego oczach zabłysnęła nadzieja.
– Tak. Przynajmniej zabierzesz resztę swoich gratów. Nie mogę na nie patrzeć.
– Bożenka. No co ty? Ty tak na poważnie?
– No, a jak myślisz? Aaa zapomniałabym, jakoś za kilka dni dotrą do ciebie papiery rozwodowe – rzuciłam lekko.
– Rozwód? Oszalałaś? Chcesz nas przekreślić? Tak na dobre? – był w szoku.
– Ty już dawno to zrobiłeś. Mniej więcej wtedy, gdy zajrzałeś pod bluzkę tej lali. Ponoć znudziło ci się monotonne życie. To twoje słowa. Daję ci wolność, baw się, szalej. Przecież tego chciałeś.
To koniec. Nie chcę go więcej widzieć. W jednym miał rację. Zmiany czasami są dobre.
Bożena, 52 lata
Czytaj także:
„W delegacji poznałem kandydatkę na żonę, ale nasza miłość była krótka. Zobaczyła moją obrączkę i dała dyla"
„Były mąż próbował zrobić ze mnie swoją kochankę. Zamiast róż dostawałam jednak anonimowe maile i głuche telefony”
„Facet przyjaciółki był o mnie tak zazdrosny, że aż chciał mnie zaciągnąć do łóżka. To był plan, by się mnie pozbyć”