Do dziś nie mogę uwierzyć, jak mogłam być taka ślepa. Nie zauważyłam żadnych czerwonych flag. Zgrywałam dobrą żonę, pilnowałam, by nasze ognisko domowe nigdy nie zgasło, a on? Bezczelnie pod moim nosem mnie zdradzał. Był zwykłym dupkiem. Babiarzem, który żadnej nie popuści.
Przyłapałam go na kilku skokach w bok
Za każdym razem wychodził z tych sytuacji obronną ręką i przekręca bieg historii tak, że jeszcze to ja czułam się winna. Był płacz i zgrzytanie zębów, a potem seks na zgodę. Wiem, powiecie, że byłam głupia. Owszem. Byłam. Byłam też ślepo zakochana. Ta spirala niekończących się ściem, w końcu mnie wykończyła.
Nasza relacja już nie opierała się na partnerstwie, a miłość ulatniała się jak powietrze z przebitego balonika. Nie widziałam dla nas przyszłości. Nie zniosłabym kolejnej zdrady. Wniosłam o rozwód.
Wsparcie znalazłam w ramionach mamy.
– Nie ma co trwać przy kimś, kto wyciera sobie usta twoim zaufaniem.
– Wiem mamo. Boję się tylko tego, co ludzie powiedzą. Wiesz, że potrafią być bezlitośni – odrzekłam ze smutkiem.
– Kochanie, ważniejsze od gadania ludzi, jest twoje szczęście.
Wierzyłam jej, aż do pierwszej sytuacji, w której zostałam obrzucona błotem. Plotki sąsiadek usłyszałam zupełnie przypadkiem. Wprawdzie wiedziałam, że nie mieszkam w Warszawie, w której byłabym anonimowa. Moje miasteczko jest dosyć małe, każdy każdego zna. Jednak mimo wszystko słowa sąsiadek mnie bardzo zabolały.
Wszystko o mnie wiedzieli
– Wiesz Grażynka, ja to zupełnie nie rozumiem tych młodych. Biorą śluby, przyrzekają przed Bogiem, a potem plują na instytucję małżeństwa i się rozwodzą. – powiedziała jedna z nich.
– Całkowicie się z tobą zgadzam. A słyszałaś o tej Zosi M.? Kto to widział tak potraktować męża. Biedny chłop miał w domu jak w lodówce, więc poużywał sobie życia, a ta go od razu wywaliła na zbity pysk i zażądała rozwodu.
– Tak, tak. Słyszałam. Taki to był dobry chłopak, o rodzinę dbał, pieniądze przynosił. Aż wstyd... – urwała w pół słowa, gdy zobaczyła, że za nią stoję.
– Dzień dobry – rzuciłam wymownie.
– A dzień dobry Zosieńko, jak się miewasz? – zaświergotała jak kolorowa ptaszyna.
– Świetnie. Wspaniale wręcz. Czuję, że żyję. Planuję właśnie skromny urlop nad jeziorem, muszę trochę odpocząć.
– Świetnie. Nie boi się pani tak sama podróżować? – zapytała wścibska baba.
– A kto powiedział, że pojadę sama? – w mojej głowie przygotowałam sobie odpowiedź. – Wybieram się z moim bliskim kolegą... bardzo bliskim. – dodałam z przekąsem, odwróciłam się na pięcie i odeszłam.
– No widziałby kto... – usłyszałam już zza moich pleców.
Otaczały mnie plotki
Myślałam, że takim zagraniem utnę plotki na temat mojego rozwodu. Niestety, pomyliłam się. Każdego dnia dochodziły do mnie nowe informacje. Ktoś powiedział, że zalewam się łzami, ktoś inny, że zapraszam do łóżka byle kogo. Inni zaś pletli, że dorobiłam się na rozwodzie, gdy zobaczyli na moim podjeździe nowy samochód.
Nie ważne, że to była stara Honda, która zwiedziła więcej świata niż ja. Dla nich każdy taki aspekt był motywem do sensacji. Postanowiłam, że muszę raz a dobrze odciąć się od tego środowiska, bo inaczej się wykończę.
W ferworze emocji rzuciłam walizkę na łóżko i spakowałam najpotrzebniejsze przedmioty, coś do czytania, kosmetyki, kilka ciuchów, telefon, laptop i słuchawki. Chciałam wyrwać się z tej dziury. Wsiadłam w samochód i pojechałam przed siebie. Po drodze ustaliłam trasę do oddalonego o 250 km miasteczka.
Mknęłam po drodze i z każdym kilometrem czułam się coraz bardziej wyzwolona. Jak ptak, który całe życie tkwił w klatce.
Dotarłam do hotelu, na szczęście znalazł się dla mnie wolny pokój. Rozpłaszczyłam się na swoim i zeszłam na dół do recepcji na kawę. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. W przerwie między książką a czarnym napojem dostrzegłam, że pewien przystojny mężczyzna nie odrywa ode mnie wzroku. Przyznam, że trochę się zawstydziłam.
Chyba mnie pan z kimś pomylił
Spuściłam wzrok zaraz po tym, jak nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Sądziłam, że przystojniak się speszy. Nic bardziej mylnego. Kątem oka zobaczyłam, że ruszył do mojego stolika.
Z książką w ręku i okularami do czytania o kocim kształcie chyba sprawiłam wrażenie jakiejś dziennikarki, bo pan podszedł do mnie i próbował zachwalać obiekt. Nie dał mi dojść do słowa. Może sądził, że mam zamiar obsmarować jego przybytek w lokalnej gazecie?
– Chyba mnie pan z kimś pomylił. Jestem zwykłym gościem – powiedziałam, gdy udało mi się wbić między jego słowa.
– Uff... to kamień z serca. – Obawiałem się, że coś się pani mogło nie spodobać w naszym hoteliku. Wie pani, od dłuższego czasu jestem z tym wszystkim sam.
– Jak to sam? Nie ma pan nikogo do pomocy?
– Tak się niestety składa, że nie. Jakiś czas temu moja żona odeszła po długiej walce z chorobą. To ona trzymała na swoich barkach organizację imprez. Była menedżerką idealną. To u niej wszyscy załatwiali wesela, andrzejki, imprezy karnawałowe. Niestety, los mi ją odebrał i zostałem są. Zupełnie nie wiem, gdzie włożyć ręce.
–To bardzo przykre.
– Nie tylko przykre, ale też bolesne. Nasz hotel, był jak moje dziecko. Dziś z dnia na dzień mamy coraz mniejszy utarg. Od dawna nie odbyła się tutaj żadna impreza. Jest cicho, ponuro i bez werwy. Straciłem już żonę, nie chcę stracić też tego, co razem zbudowaliśmy... – powiedział, a w jego oku zawieruszyła się łza.
Tego było mi trzeba
– Mam pewien szalony pomysł, ale proszę mnie nie brać za wariatkę. Mam małe doświadczenie w organizacji imprez i tak się składa, że potrzebuję pracy. Może dałby mi pan szansę?
Po jego minie mogłam wywnioskować, że zupełnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
– Mogę zacząć nawet od zaraz. Przyjechałam tu, by zmienić moje życie, a pan spadł mi z nieba, mam wrażenie, że to przeznaczenie. Możemy sobie nawzajem pomóc – próbowałam go zachęcić.
– To nie ja spadłem pani z nieba, a pani mnie. Trochę się boję, ale nie mam nic do stracenia. Zgadzam się – powiedział i uścisnął mi dłoń.
Nowe życie, nowe miejsce i nowa praca. Tego było mi trzeba. Po latach tłamszenia przez męża, w końcu czułam, że złapałam swoje życie za lejce. Koszmar, który przeżyłam z byłym mężem, powoli odchodzi w cień, a na horyzoncie mojego życia wschodzi słońce. Czasem warto jest postawić wszystko na jedną kartę.
Czytaj także:
„Mój brat bliźniak wolał życie singla i porzucił rodzinę. Z chęcią zająłem miejsce pod kołderką jego żony”
„Mąż był zazdrosny i miał pretensje, że dzieci są na pierwszym miejscu. W końcu spakował walizki i tyle go widziałam”
„Mój szwagier jednej nocy obskoczył obie siostry. Z Agą się zaręczył, a mi zrobił dziecko”