Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Na ulicach było bajecznie kolorowo. Na wszystkich drzewach, oprócz śniegu, widać było pozawieszane lampki. Zwłaszcza wieczorami było pięknie, kiedy to włączano je i całe miasto rozbłyskało mnóstwem kolorowych światełek. W sklepach poustawiano wielkie choinki, które uśmiechały się do dzieci obwieszone błyszczącymi łańcuchami. Gdzieniegdzie słychać było głos Mikołaja rozdającego przechodniom życzenia świąteczne wraz z cukierkami.
Chłopiec o imieniu Krzyś właśnie wybrał się z mamą na świąteczną wyprawę. Postanowili, że już teraz zrobią część zakupów. Krzyś miał 11 lat i bardzo lubił pomagać swojej mamie. Wiedział również, że przygotowanie do świąt wymaga wiele pracy, dlatego zaoferował swą pomoc. Tego dnia jednak chłopiec był dziwnie smutny.
– Czy coś się stało? – zapytała zaniepokojona mama.
– Pamiętasz, mamo, jak opowiadałaś mi kiedyś bajkę o smutnym lwie? – odezwał się po chwili Krzyś.
– Tak – odpowiedziała mama. – Czy ty...?
– Owszem. Czuję się jak ten lew. – Synek spojrzał na mamę, a ona uśmiechnęła się do niego, bo wiedziała już, co trapi jej chłopca. Dobrze pamiętała tę bajkę:
Na dalekiej sawannie mieszkało mnóstwo zwierząt. Żyły tam szybkie jak błyskawice gepardy, płochliwe gazele, wysokie żyrafy, zwinne węże, śmieszne pasiaste zebry, potężne słonie, ciężko stąpające po ziemi, sympatyczne hipopotamy, wciąż śmiejące się hieny. Pewnego upalnego dnia, kiedy zwierzęta leniwie odpoczywały po obiedzie, na sawannę zawitał ktoś jeszcze. Był to lew. To wielkie zwierzę z piękną, bujną grzywą stąpało lekko po wypalonej słońcem trawie. Krok za krokiem szło tak pewne siebie, że wprawiło w zachwyt wszystkie pozostałe zwierzęta. Nawet hieny drwiące sobie do tej pory z innych mieszkańców sawanny, patrzyły za kroczącym z uniesioną głową lwem. W pewnej chwili zwierzę stanęło w miejscu i zaryczało tak głośno, że wszyscy nagle w popłochu zerwali się do ucieczki i rozbiegli w różne strony. Zdumiony lew ucichł nagle, zastanawiając się, gdzie też wszyscy tak nagle się śpieszą. Przecież on tylko chciał się przywitać.
– Poczekajcie! – zawołał więc za uciekającymi zwierzętami. –Chciałem się tylko przedstawić. Mam na imię Leopold – dodał nieśmiało.
Słonie pierwsze zaczęły wychodzić z ukrycia. Pozostałe zwierzęta, widząc, że nic złego się nie dzieje, również zbliżyły się do lwa. Wkrótce okazało się, że Leopold jest bardzo sympatyczny i, co najbardziej ucieszyło zwierzęta, uwielbiał dużo mówić. Całymi dniami i nocami lew opowiadał o swoich przygodach i podróżach. Mówił o swojej odwadze i potężnej sile. Zachwycone, ale jednocześnie przerażone wielką siłą nowego towarzysza zwierzęta przynosiły mu owoce, sprzątały jego dom, dawały mnóstwo prezentów. Lew był bardzo zadowolony, a zwierzęta coraz bardziej zmęczone.
Polecamy: Bajeczka o chorej wiewiórce
Wkrótce lwu znudziło się opowiadanie historyjek. Nie cieszyły go także niespodzianki, którymi był obdarowywany. Lew był coraz smutniejszy i ponury. Inne zwierzęta obawiały się, że gniew potężnego lwa może się skupić właśnie na nich. Pewnego dnia lew postanowił się wybrać na długi spacer. Kiedy tak przemierzał nieskończone tereny sawanny, zauważył chorą gazelę. Przeniósł ją w zaciszne miejsce, nakarmił soczystymi liśćmi i obiecał odwiedzić ją następnego dnia. Później spotkał małego hipopotama, który utknął między konarami drzew. Pomógł mu więc wydostać się z nich i odprowadził go do mamy. Innym razem, kiedy przechadzał się po rozległych trawach, natrafił na bardzo smutną żyrafę. Leopold po raz pierwszy w życiu poczuł potrzebę zrobienia czegoś, co może uszczęśliwić kogoś innego. Zerwał więc kilka kwiatów, zrobił z nich bukiet i podarował go żyrafie. Żyrafa była zachwycona niespodzianką, jaką sprawił jej lew. Od tej pory Leopold nie tylko przyjmował dary od innych, ale sam obdarowywał inne zwierzęta. Poza tym pomagał swoim przyjaciołom zawsze, gdy byli w potrzebie. Lew zrozumiał, że największe szczęście daje sprawianie radości innym.
– Więc czujesz się jak tamten lew? – spytała raz jeszcze mama.
– No właśnie. Wiem, że wkrótce święta i będą prezenty, ale...
– ...nie cieszy cię to – dokończyła mama.
– To nie tak – wyjaśniał Krzyś. – Nie mogę się doczekać spotkania z rodziną i prezentów, ale chciałbym, żeby w taką noc wszyscy byli radośni.
– Wiem, synku. Jesteś bardzo mądrym i wrażliwym chłopcem, ale niestety niemożliwe jest uszczęśliwienie wszystkich smutnych ludzi. Niektórzy są tak nieszczęśliwi, że można ich jedynie pocieszyć. Inni wcale nie chcą, by ich pocieszać. Jednak wiele ludzi, dorosłych i dzieci, potrzebuje pomocy innych, na przykład takich jak ty. – Mama starała się rozwiązać problem swego synka. – Spójrz, w tamtym sklepie jest prowadzona zbiórka żywności dla biednych i samotnych ludzi. Jeśli chcesz, kupimy coś i podarujesz im to na święta.
– Chcę – powiedział uradowany Krzyś. – Bardzo chcę! Czy mogę wybrać parę swoich zabawek dla dzieci, które ich nie mają.
– Oczywiście! Jak już je wybierzesz, zaniesiemy wszystkie do domu dziecka. Tylko pamiętaj, że zabawki muszą być niezniszczone i czyste. – Mamie bardzo spodobał się pomysł chłopca.
– Oczywiście! – oburzył się trochę Krzyś. – Przecież nikomu nie podobają się stare, połamane zabawki! Mamo, a jeśli Noc Wigilijną przyjdzie do nas ktoś samotny i głodny?
– Wtedy oczywiście zaprosimy go do stołu – odpowiedziała mama, przytulając synka.
Kiedy wracali już do domu, Krzyś zatrzymał się nagle, spojrzał na mamę i zapytał:
– Mamo, czy po świętach też mogę pomagać innym?
– Tak, Krzysiu. Znajdzie się na to na pewno co najmniej kilka sposobów – odpowiedziała mama.
Zobacz też: Być matką - co to znaczy?
Bajka pochodzi z książki „Krótkie bajeczki dla chorej córeczki” autorstwa Joanny Moniki Litwin (Oficyna Wydawnicza „Impuls”, 2011). Publikacja za wiedzą wydawcy.