Nasze życie układało się dotychczas spokojnie. Nie byliśmy bogaci, ale dzięki mojej pracy w firmie logistycznej mieliśmy wystarczająco, by godnie żyć. Marta zajmowała się domem i naszą Zuzią, ja zaś zarabiałem na naszą trójkę. Układ wydawał się prosty i sprawiedliwy. Ja zarabiam, ona dba o rodzinę. Obydwoje zgodziliśmy się na taki rozkład sił.
Wspólne konto, na które przelewałem praktycznie całą wypłatę, miało ułatwiać zarządzanie finansami. Zawsze uważałem, że w małżeństwie najważniejsze są zaufanie i współpraca. Dlatego nigdy nie kontrolowałem Marty w kwestii wydatków... Teraz już wiem, że powinienem był. To, co odkryłem, sprawiło, że moje zaufanie zostało zachwiane.
Zaczęło się niewinnie
Marta zawsze była oszczędna i dobrze gospodarowała pieniędzmi. Bywały miesiące, że nawet udawało się coś odłożyć. Któregoś dnia jednak zorientowałem się, że nasze oszczędności znikają szybciej, niż powinny. Na początku nie wzbudziło to moich większych podejrzeń: założyłem, że może wzrosły rachunki, a może ceny w sklepach znowu poszły w górę. Tłumaczyłem sobie, że to przecież naturalne. Jednak kiedy zauważyłem, że Marta zaczęła coraz częściej robić przelewy na swoje osobiste konto, zaczęło mnie to zastanawiać.
Nie jestem typem człowieka, który czuje potrzebę się wtrącać czy zaznaczać swoją wyższość jako żywiciel rodziny. Mieliśmy jasny układ: ona zarządza domowym budżetem, a ja przynoszę pieniądze i jesteśmy w tym małżeństwie równi sobie. Ale coś w środku mnie nie dawało mi spokoju. Zwłaszcza, kiedy podczas przeglądania wyciągu z konta, zobaczyłem kilka przelewów, każdy na kwotę około tysiąca złotych, regularnie trafiających na jej prywatne konto. Byłem zaskoczony, bo nigdy wcześniej nie robiła takich transakcji.
Żona miała wolną rękę
Początkowo pomyślałem, że może kupiła coś drogiego dla Zuzi, a może chodziło o prezenty dla rodziny, oszczędności na wakacje albo jakieś wizyty u fryzjera? Nie rozumiałem tylko, dlaczego potrzebowała przelewać te pieniądze na własne konto. Wszystkie wydatki mogła pokrywać ze wspólnego, a ja nigdy się w to nie wtrącałem.
Przeważnie pobieżnie przeliczałem nasze wydatki i sprawdzałem saldo konta na koniec miesiąca. Raz było tam mniej, a raz więcej, ale nie miałem z tym problemu. Nigdy nie powiedziałem Marcie, że wydała na coś za dużo. Nawet nie zapytałem, dlaczego wydała trzysta złotych w drogerii, a dlaczego czterysta w butiku! W tym, co działo się ostatnio na naszym koncie, zacząłem jednak dostrzegać pewną anomalię. Kiedy więc po raz kolejny zobaczyłem podobny przelew, postanowiłem zacząć się temu przyglądać.
Tego się nie spodziewałem
Pewnego wieczoru, kiedy Marta rozmawiała przez telefon, usłyszałem jej podniesiony głos dochodzący z kuchni. Nie jestem człowiekiem, który podsłuchuje, ale wtedy po prostu nie mogłem się powstrzymać. Schowałem się za drzwiami i nasłuchiwałem, bo szybko zorientowałem się, że rozmowa dotyczy pieniędzy.
– Dobra, Anka, jeszcze ten tysiąc ci przeleję, ale to naprawdę ostatni raz – powiedziała Marta z irytacją w głosie. – Musisz w końcu znaleźć jakąś pracę, bo ja nie mogę ciągle łatać twoich dziur.
Po tych słowach serce mi zamarło. „Anka” - to imię zawsze oznaczało w mojej głowie kłopoty. Anka była przyjaciółką Marty jeszcze z czasów liceum. Nie trawiłem jej: uważałem ją za niedojrzałą, płytką, materialistyczną i generalnie mało wartościową osobę. Nie mówiłem tego jednak żonie, bo wiedziałem, że Anka jest dla niej ważna. Nie chciałem stawiać jej pomiędzy młotem a kowadłem, więc znosiłem obecność Anki z wymuszoną kurtuazją. Może i przeczuwała, że za nią nie przepadam, ale nie dawała tego po sobie poznać.
W każdym razie, słuchałem dalej ich rozmowy z rosnącym niepokojem. Marta mówiła coś o „problemach z długami” i że „nie może już ryzykować, bo Bartek zaczyna coś podejrzewać”. To wystarczyło. Wszedłem do kuchni.
Wiem, gdzie znikała kasa
– Co zaczynam podejrzewać? – spytałem spokojnym, ale stanowczym tonem.
Marta wystraszyła się na mój widok. Telefon wypadł jej z ręki i szybko go wyłączyła. Jej twarz była czerwona jak burak. Nie czekałem, aż zacznie się tłumaczyć.
– O czym ty rozmawiasz z Anką? Co to za tysiąc, który jej znowu przelewasz?
Przez chwilę milczała, a potem zaczęła coś bełkotać, jakby chciała szybko wymyślić wiarygodną wersję.
– Bartek, to nic takiego… Anka ma teraz ciężki okres. Straciła pracę, a ja chciałam jej trochę pomóc...
– Trochę? – prychnąłem. – Marta, widziałem wyciągi z konta. To nie jest „trochę”. Regularnie przesyłasz jej pieniądze. Ile jej już dałaś?
Byłem zły na żonę
Marta spuściła wzrok. W jej oczach pojawiły się łzy, ale nie dałem się na to nabrać.
– No, ile?! – podniosłem głos.
– Może… z siedem tysięcy… – wymamrotała.
– Co?! – krzyknąłem, nie mogąc uwierzyć. – Siedem tysięcy? Marta, ja ciężko haruję na nas, żeby nam się żyło lepiej, żeby nam na wszystko wystarczało, a nie na utrzymanie Anki! Czyś ty kompletnie zwariowała?! Jak mogłaś coś takiego zrobić? Jak mogłaś to przede mną zataić?
– Bartek, przestań krzyczeć – powiedziała błagalnym tonem. – Anka jest moją przyjaciółką. Znałam ją, zanim jeszcze poznałam ciebie. Jest w trudnej sytuacji, a ja nie mogłam jej odmówić pomocy...
– Pomoc to jedno, ale ty ją od miesięcy holujesz na moich plecach! – ryknąłem.
Zamilkła. Chyba wiedziała, że mój argument był trafiony. Nigdy wcześniej tak na nią nie krzyknąłem, nigdy nie byłem na nią tak zły. Patrzyłem na nią z niedowierzaniem. To była kobieta, którą uważałem za mądrą i odpowiedzialną, a teraz dowiadywałem się, że była zdolna do czegoś takiego. Naprawdę byłbym w stanie zrozumieć jednorazową pożyczkę albo i nawet zapomogę. Ale ten darmozjad zrobił sobie ze mnie i z Marty regularne źródło utrzymania!
Nie będę utrzymywał tego darmozjada
Przez całą noc nie mogłem zasnąć. W mojej głowie kotłowały się pytania. Czy jeszcze kiedykolwiek odzyskamy te pieniądze? Czy Marta w ogóle rozumie, co zrobiła? Następnego dnia postanowiłem porozmawiać z nią na spokojnie. Kiedy Zuzia poszła spać, usiedliśmy w salonie.
– Musimy to wyjaśnić – powiedziałem. – Marta, nie mogę pojąć, jak mogłaś nie powiedzieć mi o tym wcześniej. Rozumiem, że Anka to twoja przyjaciółka, ale przecież mamy swoje problemy. Czy kiedykolwiek pomyślałaś, co by się stało, gdybym stracił pracę?
Marta spuściła głowę, ale zaczęła się bronić.
– Anka naprawdę potrzebuje pomocy, Bartek. Ona nie ma nikogo poza mną. Jej rodzina się od niej odwróciła, a długi, które ma, nie pozwalają jej stanąć na nogi. Nie mogłam tak po prostu jej zostawić.
– Ale to są nasze pieniądze! – przypomniałem. – Ty nie pracujesz, Marta. Ja zarabiam i zaufanie było podstawą naszego układu. Tymczasem ty to zaufanie wykorzystałaś, żeby finansować swoją przyjaciółkę, która, przepraszam, ale muszę to powiedzieć, nie potrafi ogarnąć swojego życia.
Marta zaczęła płakać.
– Masz rację – powiedziała w końcu przez łzy. – Może zrobiłam źle. Ale Anka jest dla mnie jak siostra. Nie mogłam patrzeć, jak cierpi...
– A co z nami? – zapytałem. – Co z naszą rodziną? Czy my nie powinniśmy być dla ciebie najważniejsi?
Żona czuła się winna
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Marta próbowała znaleźć odpowiedź, ale nic nie powiedziała.
Objąłem ją, a ona znowu kompletnie się rozkleiła. Czułem jednak, jak wzdycha z ulgą i mocno przyciska do mnie swoje ciało.
– Bartek, ja odzyskam te pieniądze, powiem jej, że są nam potrzebne i że nie stać nas na to, żeby je po prostu podarować... Naprawię to – chlipała.
Kilka dni później zacząłem temat ponownie, by ustalić, co dalej. Zgodziła się, że od tej pory będziemy lepiej zarządzać naszym budżetem i że będę przez jakiś czas kontrolował nasze wydatki.
– Nie chcę ci patrzeć na ręce, ale... zawiodłaś moje zaufanie – powiedziałem, starając się nie brzmieć zbyt okrutnie.
Zrobiłem to z ciężkim sercem, bo wiedziałem, jak bardzo Marta przeżywa tę sytuację. Ale dla mnie rodzina zawsze będzie na pierwszym miejscu. Czas pokaże, czy uda się odbudować zaufanie. Ale jedno wiem na pewno: nigdy więcej nie pozwolę, by moje pieniądze trafiały w obce ręce.
Bartosz, 39 lat
Czytaj także: „Przepuszczałam kasę rodziców, aż zablokowali mi karty. Spanikowałam, gdy nagle kazali mi iść do pracy”
„Znalazłam w aucie męża drogie perfumy i czekałam, aż mi je da. Na próżno, bo bawidamek miał inne plany”
„Przez głupotę męża wylądowałam na zasiłku. Patrzę na światło w pustej lodówce i ryczę z bezsilności”