Byłam jedynaczką z tak zwanego dobrego domu. Mama prawnik, tata lekarz, dziadkowie znani w okolicy adwokaci i politycy, więc i ja nie mogłam zawieść oczekiwań.
Chodziłam do najlepszych szkół. Po lekcjach wożono mnie na zajęcia z tenisa, gry na fortepianie, na języki obce, balet. Miałam wszystko, co najlepsze i najdroższe. Modne ubrania, gadżety, zabawki, ale tylko te edukacyjne. Musiałam zapomnieć o słodkim, pluszowym misiu, którego widziałam kiedyś u jakiejś dziewczynki na ulicy. Biegła za mamą, z buzią ubrudzoną czekoladą i misiem wciśniętym pod pachę w lekko zadartej i również nie najświeższej sukieneczce. Jakże ja zazdrościłam tej małej!
Widziałam ją tylko przez chwilę, zza szyby samochodu ojca, ale ta minuta wystarczyła, abym zapamiętała ją do końca życia jako obraz prawdziwego szczęścia. Pamiętam, że zapytałam tatę, czy kupi mi misia i czekoladę. Odpowiedział, że czekoladę dostanę na podwieczorek w pucharku z lodami, a miś do niczego mi się nie przyda. Wtedy zrozumiałam, jak w moim życiu mało jest miejsca na mnie. Rodzice z góry ustalili, że w przyszłości będę prawniczką lub sędzią.
Ale gdyby którekolwiek z nich zapytało, co ja o tym myślę, bez wahania odpowiedziałabym, że chcę zostać pielęgniarką!
Miałam 8 lat, gdy trafiłam do szpitala
Mimo choroby czułam się tam bardzo szczęśliwa. Miłe panie w białych fartuchach pytały z troską, jak się czuję, co robię i co lubię. Po raz pierwszy w życiu czułam, że kogoś interesuję. Ze szpitala wyszłam z mocnym postanowieniem, że chcę pomagać ludziom, tak jak te pielęgniarki. Oczywiście rodzicom nigdy się do tego nie przyznałam. Nie powiedziałam również, że od kariery wolę uczucie i fajną, liczną gromadkę dzieci. Bo takie rodziny widziałam właśnie tam, w szpitalu. Do maluchów z sąsiednich łóżek przychodziły nie tylko mamy ale i liczne rodzeństwo. Baraszkowali w pościeli, śmiejąc się i kłócąc na przemian. Ja też tak chciałam. Miałam dosyć życia jedynaczki oraz luksusu!
Ale lata mijały, a ja wciąż nie miałam odwagi, aby postawić się rodzicom. I pewnie nie zrobiłabym tego nigdy, gdyby nie wpadka...
Michała poznałam w czwartej klasie liceum i od razu się w nim zakochałam. Wydawało mi się, że on darzy mnie równie silnym uczuciem. Niestety, przeliczyłam się. Na wieść o ciąży po prostu mnie wyśmiał. – Niech ci starzy zafundują zabieg – stwierdził cynicznie i... zniknął z mojego życia.
Rodzice wściekli się nie na żarty, ale po krótkiej naradzie oznajmili mi, że wszystko załatwią. W końcu mieli znajomości i pieniądze. Słuchałam ich słów i poczułam, że coś we mnie pęka. Jakbym nagle z małej, posłusznej dziewczynki stała się kobietą. Nawet nie drgnęła mi powieka, kiedy powiedziałam „nie”.
– Wychowam to dziecko i ukończę studia – stwierdziłam bardzo stanowczo.
Zagrozili mi wtedy, że wyrzucą mnie z domu i zostanę bez grosza. Spojrzałam na nich. Chyba myśleli, że się przestraszę, przeproszę i znów wszystko będzie jak dawniej. Ale ja byłam nieugięta. Odeszłam od nich jeszcze tego samego dnia. Bez markowych ciuchów, gadżetów, samochodu.
Nie wiedziałam, że dorosłe życie jest aż tak trudne, ale nigdy nie żałowałam swojej decyzji.
Z pomocą przyszły mi koleżanki, które dostały się na studia. Waletowałam u nich w akademiku
i pracowałam w szpitalu. Z czasem znajome pielęgniarki załatwiły mi pokój w ich bursie. Nareszcie miałyśmy z moją córeczką dach nad głową. Wkrótce dostałam pracę na oddziale, zdałam na zaoczne studia.
Po 5 latach byłam pielęgniarką z 7-letnią córeczką
Nie było mi łatwo. Przed każdymi świętami słałam rodzicom kartki z życzeniami, ale na żadną nie dostałam odpowiedzi. Nie rozumiałam, jak można tak traktować swoje jedyne dziecko. Na szczęście miałam Michasię. Patrząc na nią, wiedziałam, że postąpiłam słusznie. Może ledwie starczało nam do pierwszego, ale miałyśmy coś więcej. Siebie. Zawsze uczyłam moją córeczkę, jak być dobrym człowiekiem, a nie najlepszym uczniem. I muszę przyznać, że wyrosła na całkiem mądrą nastolatkę.
Dwa lata temu poznałam Adama
Niedawno wzięliśmy skromny ślub. Przed ceremonią napisałam do rodziców. Nie liczyłam, że się odezwą, raczej chciałam ich powiadomić o swoim szczęściu. Ale tym razem mnie zaskoczyli. Przyjechali. Drżałam, gdy podchodzili, żeby złożyć mi życzenia.
– Kochanie, czy nam wybaczysz? – zapytał tata. – Byliśmy głupi i próżni. Pokazałaś nam, że w życiu najważniejsza jest miłość i rodzina.
Więcej prawdziwych historii:„Chciał mnie zeswatać ze swoim bratem tylko po to, bym była bliżej. Gnojek od początku planował zdradzić żonę!”„Od 4 lat mam romans, ale od męża odejdę dopiero, gdy nasze dzieci skończą liceum”„Moja córka ma ADHD. Wszyscy mówią, że jest po prostu rozpuszczona, a ona naprawdę wymaga specjalnej uwagi”„Na mieście mówią, że moja 15-letnia córka prowadza się ze starym dziadem. Muszę zareagować, zanim stanie się tragedia”