Marta, moja najlepsza przyjaciółka, była trochę zdenerwowana, kiedy do mnie zadzwoniła. Znałam ją dobrze, bo przyjaźniłyśmy się od dziecka. Była raczej dość impulsywna, ale zawsze z pewnym dystansem do życia. Rozpierała ją energia i często miewała szalone pomysły. Posiadała niewątpliwie jakieś większe szczęście niż ja, i do czego by się nie zabrała, wszystko jej się udawało. Zastanawiałam się czasem, jak to jest, że jednemu idzie w życiu jak po maśle, a drugiemu akurat odwrotnie...
Moja przyjaciółka zawsze miała to, co chciała
Marta pochodziła z dobrze sytuowanej, wpływowej rodziny. Była atrakcyjną dziewczyną o nienagannej figurze i pięknych, jasnych jak pszenica włosach. Zaraz po studiach ojciec kupił jej dwupokojowe mieszkanie, a Marta bardzo się z tego ucieszyła. Niedługo potem niespodziewanie zaszła w ciążę i wkrótce sprowadził się do niej przyszły młody tatuś, Mikołaj. Byłam nawet trochę zdziwiona, że postanowiła już rozpocząć życie rodzinne, bo myślałam, że Marta wolała nacieszyć się wolnością...
Kiedy urodził im się synek, Mikołaj dosłownie oszalał na jego punkcie i poświęcał mu każdą wolną chwilę. Marta po pół roku wróciła do pracy i miałam wrażenie, że wolała spędzać czas w firmie niż przy dziecku. Małego Stasia często podrzucała mamie.
Na początku Mikołaj trochę protestował, zapewne myślał, że Marta zostanie dłużej w domu, jak przystało prawdziwej mamie. Niestety, nie miał wiele do powiedzenia, bo zawsze było tak, jak chciała Marta. Ślubu też nie brali, bo ona była przeciwna małżeństwu.
– Jakie to ma znaczenie? – mówiła Marta, wzruszając pogardliwie ramionami. – Jakiś głupi papier! Jeśli ludzie chcą być razem, to po prostu są. Przestają się kochać, to rozstają się bez zbędnych ceregieli. Tak czy nie, Kaśka?
– No, nie jestem taka pewna – odparłam z powątpiewaniem. – Zalegalizowany związek jednak gwarantuje…
– Eh tam! – przerwała mi niecierpliwie – Niczego nie gwarantuje, gadasz zupełnie jak moja mama.
Pomyślałam, że Marta dziwnie patrzy na instytucję małżeństwa, mimo wszystko. A miała przecież dziecko…
Poznała innego i Mikołaj przestał ją obchodzić
Kiedy tak sobie rozmyślałam, czekając na Martę, nagle wpadła jak burza. Od razu wiedziałam, że ma coś ważnego do powiedzenia.
– Poznałam fantastycznego faceta! – oznajmiła tryumfalnie. – Spotykam się z nim od dwóch miesięcy. Mówię ci, Kaśka, cudo! – patrzyła na mnie roziskrzonym wzrokiem i wyglądała pięknie.
– A Mikołaj? – wyjąkałam. – Przecież to porządny człowiek.
– Ślubu z nim nie brałam przecież… – odparła cynicznie.
– To nie w porządku – kręciłam głową ze smutkiem. – Macie dziecko…
– Czy ja zabraniam Mikołajowi widywać Stasia? – oburzyła się. – Zresztą nigdy go nie kochałam, gdyby nie ta ciąża… – machnęła lekceważąco ręką. – Też mi się coś należy od życia! – dodała po chwili.
Oczywiście Marta postawiła na swoim i niebawem Mikołaj wyprowadził się z jej mieszkania, a jego miejsce zajął Waldek. Nie podobało mi się to, ale nic nie mogłam poradzić. Poza tym miałam własne problemy. Sama wychowywałam czteroletnią Asię i naprawdę bardzo musiałam się starać.
Okropnie dziwiłam się Marcie, bo Mikołaj był fajnym facetem, o łagodnym i miłym usposobieniu. W zasadzie posiadał wszystko, czego mogły pragnąć kobiety: dobry charakter, atrakcyjny wygląd i niezłą pracę. Jednak dla Marty to było widocznie za mało.
Zupełnie oszalała na punkcie tego Waldka, który Mikołajowi do pięt nie dorastał. Dla mnie był to zwykły bufon, mało inteligentny i zarozumiały. Widać było, że w tym duecie Waldek grał pierwsze skrzypce. Może tego Marta potrzebowała? Może Mikołaj był po prostu za dobry…
Któregoś dnia, gdy wracałam z pracy i jak zwykle bardzo się spieszyłam, żeby odebrać Asię od niani, niespodziewanie wpadłam na Mikołaja. Nie widziałam go od tamtej pory, kiedy rozstali się z Martą, a kilka miesięcy już minęło.
– Kasia! – szczerze ucieszył się ze spotkania. – Co tam dobrego u ciebie?
– Nic specjalnego – odparłam niewesoło. – Zawsze to samo: praca i dziecko. Nie mam na nic czasu i ciągle jestem
w biegu. Teraz też lecę po małą.
– Mam obok samochód na parkingu, – rzucił. – Jeśli ci pasuje, miło mi będzie cię podwieźć… Zawsze to szybciej.
– A wiesz, że chętnie skorzystam, – nawet się ucieszyłam. – To kawałek drogi, kilka przystanków tramwajem. Już jestem spóźniona, a niania bardzo nie lubi, gdy nie pojawiam się na czas. Rozumiesz?
– Cieszę się, że mogę na coś się przydać – uśmiechnął się.
Odebrałam Asię i zaprosiłam Mikołaja na kawę.
– Jak miło u ciebie – powiedział. – Dawno tu nie byłem…
Pokiwałam głową.
– A co teraz porabiasz? – zapytałam.
Spojrzał na mnie tymi swoimi ciepłymi, brązowymi oczami.
– Wynająłem kawalerkę – mówił.
– I pracuję dalej w tej samej firmie. Dość często widuję się ze Stasiem, czasem zabieram go na weekendy. Ma już prawie trzy lata i wszystkiego jest ciekawy. Większość dni spędza u babci, jak kiedyś. Marta ma niewiele czasu, ale to u niej normalne…
– Tak, tak, też dawno jej nie widziałam – powiedziałam zgodnie z prawdą.
W jego towarzystwie czułam się tak dobrze, jak nigdy
Regularnie rozmawiałam z nią jednak przez telefon. Wspominała, że taka była szczęśliwa z Waldkiem i ponoć nieźle im się układało. Jednak nic nie mówiłam Mikołajowi na ten temat. Nie miało to już chyba większego znaczenia i nie chciałam być mało delikatna.
Od tamtego czasu zaczęłam częściej widywać się z Mikołajem. Jakoś wszystko samo się ułożyło. Na początku byliśmy jedynie na stopie przyjacielskiej.
Przyzwyczaiłam się do jego obecności. Mikołaj zawsze potrafił mnie rozweselić czy pocieszyć, a moja Asia wręcz szalała za nim. Trochę jednak martwiło mnie, że bądź co bądź, to jednak były facet Marty i ojciec jej dziecka. Paskudnie i niesprawiedliwie się z nim obeszła, ale trochę uwierało mnie sumienie.
Bałam się przyznać, że się w nim zakochałam...
W którymś momencie zdałam sobie sprawę, że moje uczucie do Mikołaja wyszło poza ramy koleżeństwa. Starałam się zachowywać tak samo, jak dawniej, ale czułam, jak bardzo go pokochałam... Czasem wręcz bałam się na niego patrzeć, żeby zbyt wiele nie wyczytał
z moich oczu. Mikołaj nigdy nie dał mi do zrozumienia, że traktuje mnie inaczej, jak dobrą koleżankę.
„Kto wie, czy dalej nie kocha Marty?” – myślałam często i to przypuszczenie bardzo mnie martwiło. Nigdy nie wspomniałam jej, że widujemy się z Mikołajem. Nie widziałam takiej potrzeby, skoro nic między nami nie zaszło.
Pewnego wieczoru, gdy Mikołaj wychodził już do domu, zerknął na mnie i powiedział tak od niechcenia:
– A wiesz, Kaśka, Marta dzwoniła… Ponoć ten Waldek poszedł sobie do diabła. Mówię ci, że to kompletny kretyn. Nie wiem, co ona w nim widziała. Burak jeden! – dodał ze złością.
W gardle coś mnie ścisnęło i serce zaczęło walić jak oszalałe.
– Odbiło jej najwyraźniej – wykrztusiłam tylko.
Kiedy Mikołaj wyszedł, usiadłam ciężko na sofie. „Niech to diabli!” – pomyślałam. Nigdy nie miałam w życiu szczęścia. Od szkoły średniej sama musiałam się utrzymywać i walczyć o przetrwanie. Studia ukończyłam systemem zaocznym i cały czas pracowałam. Potem urodziła się Asia, a jej ojciec porzucił nas w krótkim czasie. To smutne, ale niewiele dobrego zaznałam. Dopiero w ostatnim czasie, dzięki Mikołajowi, poznałam, jak miłe może być życie. Widać nie było mi to dane na dłuższą metę...
Byłam pewna, że Mikołaj wróci do Marty. Przygryzłam wargi i ogarnęła mnie rozpacz, aż łzy potoczyły się po twarzy. Dobrze, że Asia już spała, bo pytaniom nie byłoby końca. Mogłam chociaż wypłakać się do woli. Żałowałam, że pokochałam Mikołaja. „Na co była mi potrzebna ta miłość?” – westchnęłam zrezygnowana. „Szkoda, że nie spotkaliśmy się w innych okolicznościach…”
Przyjaciółka zgotowała mi nie lada niespodziankę!
Nie spałam całą noc. Dobrze, że była niedziela i nie musiałam iść do pracy. Włączyłam Asi bajeczki w telewizji i miałam spokój. Bez celu krzątałam się po mieszkaniu, nic mi się nie chciało. Nagle usłyszałam, że ktoś dzwoni do drzwi. Nie chciałam nikogo widzieć...
Zdumiałam się, kiedy zobaczyłam Martę. Wyglądała naprawdę świetnie w nowych markowych ciuchach.
– Kaśka! – zawołała radośnie. – Ty jeszcze w szlafroku? Taki piękny dzień dzisiaj mamy!
Wzruszyłam ramionami. „Akurat!” – pomyślałam.
Marta przyjrzała mi się uważnie.
– Co z tobą? Stało się coś?
– Nic – odparłam wymijająco. – Nie najlepiej się czuję…
– Mizernie wyglądasz – stwierdziła – Mogę ci jakoś pomóc?
– Daj spokój, Marta. Wszystko OK.
Po chwili usiadła, ale patrzyła na mnie zatroskana. Jakoś nie mogłam znieść jej współczującego spojrzenia. Miałam wszystkiego dosyć.
– Właściwie chciałam się pożegnać – powiedziała spokojnie. – Wyjeżdżam za kilka dni do Stanów… Ojciec przez znajomego załatwił mi niezłą pracę.
– Do Stanów?! – zdziwiłam się, ale to było takie w jej stylu. – Co też ci przyszło do głowy?
A jednak mnie kochał! Tylko czekał na sygnał...
Wlepiła we mnie zdumione oczy.
– Jak to? – uśmiechnęła się. – Trzeba się ruszyć z kraju, jak jest okazja! Nic mnie tu nie trzyma. Do odważnych świat należy!
– A Staś? Masz przecież synka! – zauważyłam z wyrzutem.
– U mamy ma przecież wszystko, co najlepsze – stwierdziła nad wyraz obojętnie. – Mikołaj też bardzo go kocha i dobrze się nim opiekuje… No, pora na mnie – podniosła się z krzesła. – Jeszcze jedno – rzuciła na koniec. – Jestem zadowolona, że znalazłaś w Mikołaju przyjaciela. Nie zostaniesz całkiem sama, gdy wyjadę. Przykro by mi było...
Poczułam, że rumieniec oblał mi policzki, ale Marta poklepała mnie przyjacielsko po plecach.
– Trzymaj się ciepło przyjaciółko, będę pisać maile… – zakręciła się na pięcie, pocałowała mnie i po chwili już jej nie było.
Został tylko zapach drogich perfum. Trudno mi było ogarnąć sytuację i do końca zrozumieć Martę, ale przytłaczający ciężar spadł mi z serca. Zrobiło mi się od razu lżej na duszy. A kiedy przyszedł Mikołaj, zapytałam, czy bardzo zmartwił go jej bliski wyjazd do Stanów.
– Marta to już przeszłość, Kasiu – powiedział, patrząc mi wymownie w oczy. – Żadne wspomnienia, ani te szczęśliwe, ani bolesne nie mogą jej przywrócić. Zamknąłem dawno tamten rozdział życia… Nigdy nie pasowaliśmy do siebie. Ona była trochę… za bardzo szalona, dzika i nieokiełznana jak dla mnie.
– Naprawdę tak sądzisz? – spytałam cicho. – Myślałam, że ciągle ją jeszcze kochasz…
Nic więcej nie mogłam powiedzieć, bo nagle znalazłam się w ramionach Mikołaja i wszystko inne stało się zupełnie bez znaczenia…
Więcej prawdziwych historii:
„Przypadkowo poznani przystojniacy dosypali nam czegoś do picia. Moje znajome zniknęły, a ja prawie podzieliłam ich los”
„Przez kłótnie z teściową prawie poroniłam. Dopiero wtedy mój mąż zrozumiał, że powinniśmy zamieszkać sami”
„Mój chłopak jest z dobrej rodziny, a ja 2 lata spędziłam w poprawczaku i to nie bez winy. Nigdy mu tego nie powiem”