„Przyjaciółka ukradła mi życie. Romansowała z prezesem dla awansu, który ja miałam dostać”

Wredna przyjaciółka fot. Adobe Stock
„Szefowa coraz częściej dawała mi do zrozumienia, że mój awans to kwestia tygodni. Nie ukrywam, że bardzo mi to schlebiało. Byłam nawet dumna, że się na mnie poznali, że dają mi szansę rozwoju, że będę miała trochę więcej pieniędzy”.
/ 28.12.2021 11:39
Wredna przyjaciółka fot. Adobe Stock

Z Lidką znałyśmy się od dziecka. W przedszkolu bawiłyśmy się tymi samymi lalkami, w podstawówce siedziałyśmy w tej samej ławce i wzdychałyśmy do tego samego chłopaka, w liceum też łączyły nas wspólne „interesy”. Lubiłam Lidkę bardzo. Była żywą reklamą powiedzonka „gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”. Umiała się wykłócić o stopnie, dla mnie także, nie miała oporów zapytać, gdy czegoś nie wiedziała, radziła sobie w najtrudniejszych sytuacjach. Nic dziwnego, że wszyscy znajomi wróżyli jej oszałamiającą karierę.

Ja nie byłam aż taką optymistką. Dość często przywoływałam przyjaciółkę do porządku i nieraz jej powtarzałam, że jeśli nie weźmie się solidnie do roboty, to niczego w życiu nie osiągnie. Lidka śmiała się i odpowiadała.
– Teresko, moja najmilsza, nie bądź naiwna. Dziś liczą się kontakty, plecy i dobre samopoczucie. Solidne podstawy i mrówcza pracowitość pieniędzy nie przynoszą i w karierze nie pomagają.

Z przyjaźni nie rezygnowałam

Prawdę mówiąc, nie miałam powodu. Na Lidkę przecież zawsze mogłam liczyć. Może nie była lojalna w stosunku do innych, ale mnie nigdy nie zrobiła świństwa.

Studia wprawdzie robiłyśmy w różnych uczelniach, bo ja po bożemu w uczelni państwowej, a Lidka w prywatnej, ale pracę znalazłyśmy w jednej firmie. Ucieszyłam się nawet, gdy któregoś dnia spotkałam ją w zakładowym bufecie.
– Lidka, co ty tu robisz i dlaczego nic nie powiedziałaś?
– Nie miałam czasu, zakotwiczyłam się tu dopiero kilka dni temu i na razie się rozglądam. Przecież wiesz, że obrona pracy mi się przeciągała i cała para poszła w naukę. O pracy nawet nie myślałam. To, że się tu znalazłam, to czysty przypadek.

– Do diabła, czy twoje życie musi się składać z samych przypadków. Ale dość pretensji. Musimy się spotkać i od serca pogadać.

Umówiłyśmy się na plotki w najbliższy weekend. Lidka opowiadała o problemach na uczelni, o tym, że zerwała ze swoim chłopakiem, że postanowiła się trochę ustatkować, bo czas płynie, a ona jeszcze nic nie osiągnęła.
– Nie było kiedy – odpowiedziałam. Przecież dopiero skończyłyśmy studia.
– Ja tak, ale ty dwa lata temu – zadumała się Lidka. – I dlatego mam sporo do nadrobienia.

Nie poznawałam jej. Czyżby spoważniała, zastanawiałam się w duchu. I znów spotykałyśmy się niemal codziennie. Razem jadałyśmy obiady w firmowym barku, razem chodziłyśmy do kina, razem snułyśmy plany na przyszłość.

Któregoś razu, jak zwykłe siedziałyśmy w barku, pałaszując ulubione gołąbki. W pewnej chwili do bufetu wszedł jeden z wiceprezesów firmy. Podszedł do naszego stolika i zwrócił się do Lidki:
– Pozwolisz, że się przysiądę.
– Oczywiście – powiedziała Lidka. Odwróciła się w moją stronę i z uśmiechem zapytała. – Chyba ci nie będzie przeszkadzać, bo pewnie już dawno się znacie.

Spłoniłam się jak nastoletnia panienka. Mimo to zdobyłam się na odwagę i powiedziałam. – To tylko przyjemność. Nareszcie poznam swojego szefa.

Gdy mu się przedstawiłam, uśmiechnął się i odrzekł. – Wiem o pani dużo. Dyrektorka nieustannie o pani opowiada, że zdolna, że z otwartą głową i pomysłami, że bez niej dział już dawno by się rozsypał. Będę musiał coś z tym zrobić.

Lidka przysłuchiwała się z uwagą temu pochwalnemu monologowi. Gdy skończył, odwróciła się ode mnie i kokieteryjnie zapytała. – A może byśmy się gdzieś wybrali? Wiem, że jesteś ważnym prezesem, ale chyba znajdziesz dla szarego pracownika trochę czasu.

Popatrzyłam na nią z niekłamanym podziwem i chyba z zazdrością. Jak ona to robi, że owija sobie wszystkich wokół małego palca. Mimo to zachowałam taktowne milczenie.

Szefowa coraz częściej dawała mi do zrozumienia, że mój awans to kwestia tygodni. Nie ukrywam, że bardzo mi to schlebiało. Byłam nawet dumna, że się na mnie poznali, że dają mi szansę rozwoju, że będę miała trochę więcej pieniędzy i nareszcie kupię sobie mieszkanie. Własne. Do którego będę mogła zaprosić, kogo zechcę i kiedy zechcę.

Z rodzicami mieszkało mi się wspaniale, ale trochę mi doskwierało ciągłe odpowiadanie na pytania: „kiedy wrócisz, gdzie idziesz i dlaczego pracujesz w sobotę?”. Staruszkowie nie mogli pojąć, że czasy są trudne, a sukcesu nie osiąga się dzięki temu, że nosi się w kieszeni stosowną legitymację.

A mnie marzył się sukces. Ogromny, spektakularny, na miarę moich możliwości. Z pracy wracałam późno, jeździłam na szkolenia, gromadziłam kolejne papierki. Czym więcej się nauczę, tym bardziej na tym skorzystam.

Mimo to awans nie przychodził

Wydawało mi się nawet, że pani dyrektor zaczęła mnie unikać. Już nie była taka wylewna, już nie wtrącała co chwilę „co ja bym bez ciebie zrobiła”. Było miło, ale z dystansem. A ja nie śmiałam zapytać. Zresztą, duma mi na to nie pozwalała. Jeśli jestem naprawdę dobra, to na pewno to docenią.

Wcześniej czy później, ale docenią. Wprawdzie trochę mnie zdziwiło, że nie wysłano mnie na kolejne szkolenie, ale i to jakoś sobie wytłumaczyłam. „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło” – pomyślałam.

Gdy któregoś dnia szefowa weszła do naszego pokoju i powiedziała, że jutro jest spotkanie z prezesem, byłam pewna, że chodzi o mój awans. Nazajutrz elegancko ubrana, prosto od fryzjera, uśmiechnięta zjawiłam się już o siódmej w firmie. Czekałam na wezwanie.

Punktualnie o dziewiątej do pokoju weszła pani dyrektor. Tuż za nią kroczyli prezes i... Lidka. Uśmiechnięta, pewna siebie, szczęśliwa. Patrzyłam jak zaczarowana, choć w dalszym ciągu nie wierzyłam, że to ona, a nie ja zostanie szefem działu.

– Nie będę państwu zabierał wiele czasu – powiedział prezes – w nowoczesnym przedsiębiorstwie liczy się czas. To on jest najważniejszy. Chciałem tylko przedstawić nową szefową działu. I wygłosił mowę, z której wynikało, że nareszcie znalazł się geniusz, który sprawi, że obroty firmy wzrosną, a pomysły będą się sypać jak z rękawa.
– Pani Lidia – zakończył – jest osoba doświadczoną, choć jeszcze bardzo młodą. Ale przecież my stawiamy na młodych.

Nawet na mnie nie spojrzał. A może po prostu mnie nie pamiętał. Lidka przywitała się z zespołem. Gdy podeszła do mnie, powiedziała.
– Z Teresą znamy się od dzieciństwa. Wierzę, że mnie w moich działaniach wesprzesz. Liczę na ciebie.

Przepłakałam pół nocy. Rano zadzwoniłam do firmy i poprosiłam o dwa dni urlopu. To były najgorętsze dni w moim życiu. Siedziałam przy komputerze i wysyłałam kolejne oferty pracy. Gdy zabierałam z firmy papiery, ktoś zapytał dlaczego.

– Nie mogę tkwić bez sensu w jednym miejscu – odpowiedziałam. – Muszę się rozwijać. Tu już niczego się nie nauczę. Jeśli kiedykolwiek wrócę, to wyłącznie na stanowisko prezesa firmy.

Tak. Tak właśnie będzie. Połowiczne sukcesy przestały mnie interesować. A przyjaźń? Wciąż w nią wierzę, myślę tylko, że akurat ja trafiłam na osobę, która nie jest do niej zdolna.

Więcej prawdziwych historii:„Chciał mnie zeswatać ze swoim bratem tylko po to, bym była bliżej. Gnojek od początku planował zdradzić żonę!”„Od 4 lat mam romans, ale od męża odejdę dopiero, gdy nasze dzieci skończą liceum”„Moja córka ma ADHD. Wszyscy mówią, że jest po prostu rozpuszczona, a ona naprawdę wymaga specjalnej uwagi”„Na mieście mówią, że moja 15-letnia córka prowadza się ze starym dziadem. Muszę zareagować, zanim stanie się tragedia”

Redakcja poleca

REKLAMA