„Siostra ze szwagrem co roku wpraszali się do nas na urlop, oczywiście za nic nie płacąc. W końcu mój mąż obmyślił plan"

Zemściłam się na siostrze fot. Adobe Stock
„Gotowałam ja, bo Agnieszka ciągle była przemęczona. – Nie po to mam urlop, żebym stała przy garach – mówiła. Oczywiście nasi goście nie uważali za stosowne uczestniczyć w kosztach utrzymania. Szwagier za to panoszył się, jakby był u siebie”.
/ 17.11.2021 15:05
Zemściłam się na siostrze fot. Adobe Stock

Na myśl, że znowu latem przyjedzie do nas siostra z rodziną, cierpła mi skóra. Niestety, choć to rodzina, trzeba to jasno powiedzieć, że nie sprawdzili się jako goście.

Siostra wpraszała się do nas na urlop

Agnieszka i Darek znowu do nas przyjeżdżają na urlop – powiedziałam do męża zbolałym głosem – aż mi się nie chce myśleć o tych następnych tygodniach.

– A bo ty kobieto nigdy nie potrafiłaś odmówić – odparł Franek – wymyślili sobie darmowe wczasy, uważają że my ich będziemy tu żywić i zabawiać, jakbyśmy nic innego nie mieli do roboty – żalił się mąż.

– No, ale jak im odmówić – zapytałam – to przecież siostra, a ja zostałam na ojcowiźnie. Ona uważa, że ma prawo wypocząć w rodzinnym domu – westchnęłam.

– Sabinko, dobrze wiesz i ja też wiem, że oni zwyczajnie wykorzystują naszą gościnność – stwierdził Franek.

No cóż, musiałam mu przyznać rację, choć wstyd mi nieraz było za moją siostrę i jej rodzinę.

Agnieszka była przekonana, że mnie jest w życiu łatwiej, bo mieszkam w domu, który został po rodzicach, a więc jakby mam wszystko „gotowe”, ona zaś wyprowadziła się do miasta i kupiła mieszkanie w bloku.

Zapomina tylko, że nie kupiłaby go bez oszczędności rodziców. Razem z Frankiem przejęliśmy po rodzicach podupadłe gospodarstwo, a dom także był zaniedbany. Dobudowaliśmy poddasze, zrobiliśmy ładną łazienkę i założyliśmy ogrzewanie.

Moja siostra uważa, że na wsi wszystko jest za darmo

Obecnie ten dom w niczym już nie przypomina dawnej chatki rodziców. Zainwestowaliśmy w maszyny rolnicze i teraz gospodarstwo przynosi dochody, lecz ciągle wymaga inwestycji i mnóstwa własnej pracy. Na szczęście, pomagają nam już w miarę możliwości nasi synowie, Bartek i Radek.

Siostrze i szwagrowi wydaje się jednak, że nam to wszystko spadło z nieba.

– Macie dom z wygodami, świeże powietrze, swoje mięso i warzywa, raj na ziemi, a w polu teraz maszyny wszystko zrobią – mówili, gdy my zaczynaliśmy narzekać.

Od kilku lat Agnieszka, jej mąż Darek, ich dwoje dzieci oraz pies, przyjeżdżają do nas latem na kilka tygodni.

Za pierwszym razem ucieszyłam się z ich przyjazdu, ale wkrótce nie mogłam się doczekać, kiedy skończy im się urlop.

Niestety, w tym przypadku od zasady Gość w dom, Bóg w dom powinno się stosować wyjątek. Nasi goście mieli przede wszystkim ogromne wymagania kulinarne.

Nie dość, że każde z nich lubiło jeść co innego, to jeszcze obiad musiał być z dwóch dań i codziennie jakieś ciasto na deser. Gotowałam ja, bo Agnieszka ciągle była przemęczona.

Nigdy nie robili zakupów

– Nie po to mam urlop, żebym stała przy garach – mówiła.

Oczywiście nasi goście nie uważali za stosowne uczestniczyć w kosztach utrzymania. Ja nie mogłabym wprawdzie wziąć od nich pieniędzy, ale byłoby ładnie z ich strony, gdyby zrobili jakieś zakupy do lodówki i kupili przy tym to, co im najbardziej smakuje.

Naszych sąsiadów i znajomych nazywali pogardliwie „wieśniakami”. Uważali ich, a pewnie i nas także, za prymitywnych ludzi, dlatego że mieszkamy na wsi.

Pewnego wieczoru rozpaliliśmy grilla i zaprosiliśmy sąsiadów Marka i Elę. Miała być fajna zabawa, ale wyszło beznadziejnie. Darek pokłócił się z Markiem o poglądy polityczne i stwierdził, że u nas panuje ciemnogród i zacofanie.

Agnieszka zaś wcale nie zaszczyciła nas swoją obecnością, bo poszła wcześnie spać.

– Grillowaną pierś z kurczaka bym zjadła – powiedziała, ale na tłustą kiełbasę nie mam ochoty.

Czasami nie poznawałam własnej siostry, kiedyś była miłą, życzliwą dziewczyną, a teraz?

Jak by tego jeszcze było mało, ich pies Norek straszył kury i niszczył mój wypielęgnowany ogród.

– Darek, zróbcie coś z tym waszym kundlem, bo już mi dwie kury zadusił i nie wpuszczajcie go do ogródka, kopie dołki i załatwia się pod iglaki – złościłam się.

– To nie kundel, tylko rasowy labrador – odparł zniecierpliwiony – i nie lamentuj o jakieś kury, nie będę na wsi psa prowadził na smyczy, niech sobie psina pobiega.

– Ale jutro jak zwykle zażyczycie sobie jajecznicę ze szczypiorkiem ze świeżych wiejskich jajek, koniecznie na półmiękko – powiedziałam do niego ze złością.

– Jacek, tyle razy ci mówiłem, żebyś nie biegał po rabatce – prosił siostrzeńca mój mąż – co za gamoń, już drugą tujkę przyłamał – lamentował Franek.

Chciałam powiedzieć, co myślę o tym wszystkim

Tak każdego dnia. My ich prosiliśmy, a oni swoje. Nie było mowy o tym, aby nam pomogli w gospodarstwie, raczej spodziewali się, że będziemy im wymyślać jakieś atrakcje pobytu i nieustannie ich zabawiać.

– Gdybym ja tak mógł gdzieś wyjechać i odpocząć od tego wszystkiego – marzył mój mąż.
– W czym problem, wyjedź sobie najlepiej na Hawaje albo Majorkę – zaśmiał się Darek.

Tacy byli nasi goście. Nic dziwnego, że cieszyliśmy się, gdy wakacje się kończyły.

– Zapraszamy teraz do nas – powiedzieli przy pożegnaniu – ale wy jeśli przyjedziecie, to tylko na parę godzin, bo macie przecież tyle pracy i obrządek w oborze, a zresztą u nas w bloku za ciasno na przyjmowanie gości – tłumaczyli.

– Przyjedziemy na pewno – roześmiał się Franek – szykujcie jakieś materace albo polówki, a my czas już znajdziemy.

Pojechaliśmy do nich na ferie

Minęło kilka miesięcy. Pewnego zimowego dnia mój mąż powiedział:

– Szykujcie się, wyjeżdżamy na ferie zimowe do miasta, do ciotki Agnieszki.
– Coś ty wymyślił – zapytałam zdumiona – a kto nakarmi świnie i wydoi krowy?
– Ja to już załatwiłem – odparł zadowolony – w zimie jest mniej pracy, a nasz sąsiad Marek powiedział, że chętnie przyjdzie i wszystko zrobi w oborze.
– A po co ty tam chcesz jechać – spytałam – przecież my się tam zanudzimy.
– Kochanie, będziemy odpoczywać i zwiedzać miasto – tłumaczył Franek.

W końcu dałam się przekonać.
– Trzeba zadzwonić do nich, uprzedzić, że przyjedziemy – powiedziałam.
– Zadzwoń, ale ostatniego dnia, żeby nie zdążyli zmienić planów i nie wyjechali gdzieś – śmiał się Franek.

Gdy już siedzieliśmy w samochodzie, mąż powiedział do naszych synów:
– Chłopaki, tym razem pozwalam wam wyjątkowo, możecie być głośno i niekoniecznie zawsze grzecznie.
– Nie ma sprawy tato – śmieli się Bartek i Radek – tym razem cię posłuchamy.

Siostra i szwagier wyglądali na mocno zdziwionych i przestraszonych widokiem naszych wielkich walizek.

– Ale jesteśmy głodni – krzyczał Franek już od progu – zmęczyła nas ta podróż, zjedlibyśmy coś.
– Prosimy jeszcze po kotleciku – upominali się nasi synowie, nie zważając na groźne spojrzenia swojej ciotki.

Po obiedzie chłopcy zaczęli grać na komputerze, a przy tym krzyczeli i piszczeli z radości i walili w klawiaturę, ile wlezie. Ja i Franek zasiedliśmy na kanapie przed telewizorem.

Zobaczyli, jak zachowują się rozkapryszeni goście

– Ile tu kanałów do oglądania – cieszył się mąż.
– Gdzie nas jutro zabierzecie? – zapytałam z uśmiechem – chwaliliście się, że w waszym mieście tyle ciekawych zakątków do obejrzenia.
– Sabina, przecież my idziemy rano do pracy – Agnieszka próbowała tłumaczyć.

– No to załatw sobie wolne, nie wierzę że nie zostawiłaś sobie paru dni wolnego na ferie – powiedział Franek beztrosko – a nawet jeśli naprawdę musicie iść do pracy, to przecież Edyta i Jacek nas oprowadzą po mieście.

W nocy oczywiście zajęliśmy ich łóżka, a oni spali na polówkach i materacach. Najbardziej wściekła była Edytka.

– Patrzcie ich, wieśniaki, miasta się im zachciało oglądać – burczała pod nosem.
– Widzicie sami, mamy zbyt małe mieszkanie aby was gościć – powiedziała rano Agnieszka.
– Nie przejmuj się, nam tu się podoba, wcale nie jest tak ciasno – odparł Franek.
– Kilka dni wytrzymamy jakoś – dodałam. Teraz to oni nie mogli się doczekać, kiedy wyjedziemy.

Gdy wracaliśmy, wszystkim nam było bardzo wesoło.

– Może wreszcie będą mieli nauczkę – śmiał się Franek – może kolejne wakacje nareszcie będą normalne i spokojne.

Więcej prawdziwych historii:
„Miesiącami mamił mnie, że weźmie rozwód z żoną. Gdy zaszłam w ciążę, uznał, że jednak ją kocha i do niej wrócił”
„Siostra bliźniaczka uwiodła mojego faceta. Nie wiem, które skrzywdziło mnie bardziej, ale nie chcę znać obojga”
„Była mojego ukochanego zawsze źle go traktowała. Mimo to, gdy wróciła, on przyjął ją z otwartymi ramionami”

Redakcja poleca

REKLAMA