„Mój mąż to dusigrosz, a śpi na kasie. Rozlicza mnie nawet ze zużytych listków papieru toaletowego”

„Gdy znów mówił tę przeklętą sekwencję, aż ciarki mnie przechodziły. Co znowu? Każe mi liczyć, ile listków papieru zużywam przy korzystaniu z toalety? Kpina”.
28.08.2024 20:30

Już przy pierwszym spojrzeniu w oczy wiedziałam, że Marek jest mi przeznaczony. Był umięśniony, dobry, zabawny i zaradny. Miał też swoją firmę. Wiedziałam, że przy nim nie będę musiała o nic się martwić. Szybko przejechałam się na takim myśleniu i moje marzenia zderzyły się ze ścianą z napisem „rzeczywistość". Marek był typowym przykładem człowieka z wężem w kieszeni. 

Nie wiem, jak mogłam mieć aż takie klapki na oczach. Nie zauważyłam tych parszywych cech. Może przysłoniła mi je miłość? Oddanie? A może przekonanie, że nie chcę psuć wykreowanej we własnej głowie bajki. 

Od zawsze był oszczędny, ale wtedy brałam to za zaletę. Nie wychodził z kumplami na piwo, nie jeździł na wypady za miasto. Tłumaczył, że szkoda mu na to kasy. Podziwiałam go za to. Wiedziałam, że nie ma na co czekać, skoro się kochamy. 

Marek brał z życia garściami, ale do wszystkiego doszedł sam. Zaledwie rok później kupił nam mieszkanie, w kolejnym roku samochód, a jeszcze później uzbierał niezłą kasę na wspólne wakacje. Pierwsze i ostatnie. To właśnie wtedy mi się oświadczył. 

Tutaj jednak postawił na skromność

Kochałam go, ale to właśnie podczas oświadczyn zapaliła mi sie pierwsza czerwona lampka. Uklękną, wypowiedział magiczne słowa, ale nie miał ze sobą pierścionka. Zaślepioną miłością odrzuciłam ten fakt, byłam pewna, że pewnie zapomniał, bo tak się stresował. Jednak gdy nawet po powrocie żaden kamień nie błyszczał na moim palcu, postanowiłam zapytać dlaczego

– Misie... – próbowałam go podejść łagodnie. 

– No?

– Wiesz, tak sobie pomyślałam, że chyba to nasze narzeczeństwo jest niekompletne, brakuje pewnego puzzla w tej układance. 

– Co? O czym ty mówisz? – podskoczył zaniepokojony. 

– No bo widzisz, nie dostałam od ciebie żadnego pierścionka zaręczynowego, symbolu miłości i oddania. 

– A, no tak. Serio go potrzebujesz? 

Zamurowało mnie. Myślałam, że robi sobie ze mnie jaja, ale jego mina wcale na to nie wskazywała. 

Uważasz to za zbędne? 

– Powiem szczerze. Jak dla mnie to strata kasy. Kawałek metalu z błyszczącym kamyczkiem. Moja miłość do ciebie jest bezcenna, nie chce wydawał pieniędzy na takie coś

Chciało mi się płakać

Nie miałam okazji nawet tego skomentować, bo Marek podniósł się i poszedł do łazienki. Tego dnia już nie rozmawialiśmy. Byłam w szoku. Przecież to nie jest tak, że on nie ma pieniędzy! Miał i to sporo. Poważnie te kilka stówek zrobiłoby mu różnicę? Chciało mi się płakać. Ta noc była wyjątkowo ciężka. 

Wraz z porankiem przyszło nowe nastawienie. Pomyślałam, że może Marek ma rację. W końcu po ślubie będę miała obrączkę, a to jest najistotniejsze

Kolejny sygnał ostrzegawczy przyszedł już kilka tygodni później, gdy planowaliśmy ślub. Marek wtedy wypalił, że wcale nie chce organizować rodzinnego przyjęcia, ślubu i wesela.

– Chcę slubu cywilnego, najlepiej tylko dla nas, rodziców i świadków. 

– Ale jak to? A co z pierwszym tańce, śpiewami, białą suknią? 

To wszystko to zbędne wydatki. Nie będę wydawał tyle kasy na jedną imprezę – powiedział stanowczym tonem. 

– Ale Marek, posłuchaj! Ja zawsze o tym marzyłam, to ma być celebracja naszej miłości! Przecież mamy na to kasę, moi rodzice się dołożą – próbowałam go przekonać. 

– Marzena, ale ja już postanowiłem. Podjąłem decyzję. Nie dyskutuj ze mną. 

Nie miałam nic do powiedzenia. Wesela nie było. Tylko kameralna kolacja w gronie rodziny.

Nie potrafiłam się tym cieszyć

W ciągu kilku kolejnych lat Marek rozwijał prężnie swoją firmę, kasa spływała do jego portfela jak wodospad, ale moje życie nadal się nie zmieniło, a już na pewno nie na lepsze. Odnosiłam wrażenie, że z każdym kolejnym tygodniem jest gorzej

– Masz – powiedział i wcisnął mi do ręki świstek papieru.

– Co to jest?

– Nie widzisz? Lista zakupów. Zrób je dzisiaj. Przygotowałem ci spis, gdzie co jest najtańsze. Przynieś mi później paragony. 

– Ale jak to? Mam jeździć na drugi koniec miasta, bo tam jest tańszy papier toaletowy? – oburzyłam się. 

– Przecież już ci to kiedyś tłumaczyłem. Grosz do grosza i...

– Tak wiem, ale bez przesady! – wściekłam się straszliwie. 

Nie miałam siły się z nim dłużej wygadywać. Wyrwałam mu listę i wyszłam. Takie życie sprawiało, że coraz bardziej wątpiłam w naszą miłość. Jak można tak się zachowywać? Gdyby jeszcze czegoś nam brakowało, ale nie! Marek gdyby chciał, to mógłby spać na kasie.

Nigdzie nie wychodziliśmy, nasze życie ograniczało się tylko do wspólnych wieczorów na kanapie przed telewizorem z naziemną telewizją. Mąż zabronił mi nawet wykupić pakiet na platformach, nie chciał przepłacać, bo przecież w tv leci to samo. Miałam wrażenie, że moje życie to jedna wielka tabelka w Excelu, wyliczenia i kalkulacje. 

Znowu za dużo wydaliśmy – mówił zatroskany.

Gdy znów mówił tę przeklętą sekwencję, aż ciarki mnie przechodziły. Co znowu? Każe mi liczyć, ile listków papieru zużywam przy korzystaniu z toalety? Kpina.

Ledwo wróciłam z tych przeklętych zakupów, a mąż czekał na mnie jak kat na ofiarę:

– Masz, tu jest paragon – podałam mu świstki. 

– A reszta? Przecież nie dałem ci wyliczony...

Pan dusigrosz jeszcze mnie popamięta

Zamurowało mnie, nie zdążyłam nic powiedzieć, bo znów wyliczał. 

– Dlaczego kupiłaś melona? Przecież miałaś kupić jabłka. Są tańsze...

– Ale...

– Co, ale? Rozwalasz moje pieniądze, a ja na nie ciężko pracuję. Trzeba było zapytać! – Wściekł się. 

Przekroczył moją granicę, dopiero gdy szkoda mu było kasy na moją mamę. Zaprosiłam ją na obiad, a ten gbur stwierdził, że mam zaserwować mrożony gulasz. Oczywiście, że odmówiłam. Wtedy wpadł w szał...

Co ty sobie wyobrażasz? Nie interesuje mnie to, że twoja mama nie je mięsa, nie będę kupował połowy dyskontu, bo twoja matka nas odwiedza. Nie obchodzi mnie to. 

Wtedy już nawet łza mi nie pociekła po policzku. Koniec. Gdy następnego dnia wyszedł do pracy, spakowałam walizki i uciekłam do rodziców. Nie dam sobą pomiatać. Pan dusigrosz jeszcze mnie popamięta. W końcu nie mieliśmy intercyzy

Marzena, 31 lat

Czytaj także:
„Teściowa oddaje emeryturę na kościół, a potem pożycza od nas kasę. Remont dzwonnicy jest ważniejszy od chleba”
„Mam wstydliwą fobię, dlatego zrezygnowałam z wizyt u swojej siostry. Nie zamierzam pić herbaty w brudnym zwierzyńcu”
„Mam 50 lat, a chętni faceci stoją do mnie w kolejkach. Zamiast kłaść się do grobu, leżę u boku jurnego kochanka”

 

 

Redakcja poleca

REKLAMA