„Matka tłukła mi do głowy, że ciąża zmarnowała mi życie. Uwierzyłabym jej, gdyby nie to jedno zdanie mojej córki”

„Zrozumiałam, że mam dość tej podłej gierki w udawane małżeństwo i szczęśliwą rodzinę. Dziecko nie powinno być kotwicą a skrzydłami, które unoszą cię ze szczęścia”.
30.09.2024 20:00

To wszystko stało się tak szybko. Ledwo skończyłam 18 lat, a już miałam wkroczyć w dorosłe życie z dzieckiem na rękach?  Byłam przerażona, samotna  i wściekła na samą siebie. Nie tak miało wyglądać moje życie. Chciałam iść na studia, znaleźć dobrą pracę, zarabiać i budować swoją karierę. Dziecko miało pojawić się w moim życiu, ale znacznie później.  Ciąża to wszystko przekreśliła. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że będzie jeszcze gorzej

Nie chcę tego ślubu!

Pamiętam to jak dziś, gdy powiedziałam ma mojej rodzinie, że spodziewam się dziecka. Tata milczał, a mama zbladła. Dziś wiem, że na tamten moment jedynym rozwiązaniem dla moich rodziców, było szybkie zawarcie ślubu między mną a ojcem dziecka. Organizacji mojego ślubu nie brałam udziału, załatwili wszystko za mnie i za moimi plecami razem z przyszłymi teściami

Mariusz, bo tak nazwał się ojciec mojego przyszłego dziecka, nie był z tego powodu szczęśliwy.  Był niedojrzały, nie gotowy, wściekły i wcale nie spieszyło mu się do zakładania rodziny. Jednak podobnie do mnie, nie miał zbyt wiele do gadania, nasi rodzice wzięli się już do pracy nad naszym weselem. Zresztą podobnie jak i mi zagrozili, że jeżeli ślubu nie będzie, to mogę już się pakować.

Nikt nawet nie próbował zapytać się mnie, czy tego wszystkiego chcę. Czy mam na to siłę, ochotę i czego tak naprawdę pragną teraz w tej sytuacji. Nikogo nie interesowało zdanie przestraszonej przyszłej matki, której nastoletnie uczucie przerodziło się w coś, za co będzie musiała płacić do końca życia.

Stało się. Zostałam żoną z przymusu. Nie walczyłam o swoją przyszłość. Musiałam wziąć się w garść i szybko dorosnąć. To był bardzo ciężki czas. Musiałam połączyć opiekę nad niemowlakiem z próbą ukończenia, chociażby szkoły średniej.  Chciałam przystąpić do matury, ale z najniższymi ocenami, na które jedynie było mnie stać, nikłe były moje szanse. Byłam przerażona, ale wiedziałam, że to wszystko jest moja wina.

Nikt za mnie nie poniesie mojego krzyża

Jedyne czym nie musiałam się przejmować, to były pieniądze. Rodzice Mariusza, a także moi obiecali, że będą nas wspierać finansowo dotąd, aż będą musieli.  Mój, pożal się Boże, mąż cieszył się studenckim życiem, podczas gdy ja, umęczona opieką nad małym dzieckiem  i uczeniem się, musiałam być wzorem matki i córki. Za nasz wspólny błąd płaciłam tylko ja.

Niby nic nas nie łączyło poza dzieckiem i podpisanym pod przymusem papierkiem, gdy zobaczyłam męża z inną kobietą na randce w restauracji, moje serce zaczęło szybciej bić.  Powstrzymywałam się od łez i teatrzyku, tylko dlatego, że za rękę trzymała mnie nasza córka.  Wiedziałam jednak, że nie mogę tego tak zostawić.

Stałam przy witrynie i patrzyłam na niego, całego  w skowronkach, jak gładzi rękę  nieznajomej mi dziewczyny, szczerze się do niej tak, jak kiedyś do mnie. Moje serce pękło na pół w momencie, gdy zobaczyłam, jak ich usta zbliżyły się do siebie.  Nie widziałam finalnego pocałunku, bo uciekłam w popłochu do domu.

To był dla mnie moment przełomowy. Zrozumiałam, że mam dość tej podłej gierki w udawane małżeństwo i szczęśliwą rodzinę. Dziecko nie powinno być kotwicą a skrzydłami, które unoszą cię ze szczęścia. Nie pozwolę na to, abym do końca życia utożsamiała macierzyństwo ze straconym młodzieńczym życiem.

Nie chciałam, żeby moja córka w przyszłości brała ze mnie przykład i sama stworzyła rodzinne na podobnych warunkach. W moich rękach była teraz moja i jej przyszłość.  Jeszcze tego samego dnia gdy zobaczyłam go w tej kawiarni, zabrałam wszystkie swoje rzeczy, rzeczy naszej córki, spakowałam walizki i wróciłam do rodziców.  Liczyłam na to, że może nie z otwartymi ramionami, ale przyjmą mnie do siebie.

Rozpętała się burza. Teściowie urządzali sobie pielgrzymki do domu moich rodziców i grozili mi że jeśli nie wrócę do ich syna, to zabiorą mi dziecko. Krzyczeli, że mają pieniądze na to, żeby zniszczyć mnie w sądzie, zrobić ze mnie wstrętną matkę, która nie dba o własne dziecko. Gdy zobaczyli, że nie mogą sobie ze mną dać rady, zabrali się za swoją wnuczkę. Coraz częściej zabierali ją na wycieczki, mieszali jej w głowie, a ze wspólnych wypadów z dziadkami moja córka wracała w rozsypce.

Wystarczyła jednak jedyna rozprawa sądowa, na której mój ówczesny mąż przyznał się do wszystkiego, wyraził chęć zakończenia małżeństwa, a ja Zgodziłam się na to, żeby skończyć je bez orzekania o winie. Sąd zasądził o alimenty na moje dziecko, a córeczka mogła zostać u mojego boku. Powinnam być szczęśliwa, ale wiedziałam, że czekają mnie ciężkie czasy.

Nie dość, że moje życie zostało się monotonnym cyklem powtarzających się wydarzeń, w którego skład wchodziło odbieranie córki z przedszkola, przygotowywanie posiłków, nauka w szkole wieczorowej, kilka godzin snu i powtórka z rozrywki, to jeszcze moja matka dokładała mi do pieca.

Ciągle tylko słyszałam, że nikt nie zechce  rozwódki z dzieckiem. Powtarzała, że zmarnowałam sobie życie i trzeba było wybaczyć zdradę byłemu mężowi, Bo w końcu nie był najgorszy. Dla nich ważne było tylko to, co pomyślą sąsiedzi, a nie to, co dzieje się ze mną i jakie upokorzenie musiałam znieść.

Życie toczyło się dalej, znalazłam pracę, wyprowadziłyśmy się od rodziców i tak żyłyśmy przez kilkanaście lat. Moja córka Marysia, nie była już małym dzieckiem, a dorastającą panną, a ja wciąż czułam się jak sarenka zagubiona w gęstwinie lasu.  Nie sądziłam że przełomowym dniem, będzie moment, w którym moje dziecko osiągnie jeden z większych sukcesów w swoim życiu.

– Mamo, mamo! – krzyczała Marysia od progu. – Zdałam maturę, rozumiesz? Idę na studia!

– Córeczko, tak bardzo się cieszę. Jestem z ciebie naprawdę dumna. Spełnisz swoje marzenia, zrobisz karierę  i osiągniesz, co tylko będziesz chciała!

Naprawdę byłam dumna

Widziałam, że zrobiłam kawał dobrej roboty wychowując Marysię samodzielnie.

– Mamo, ale to nie wszystko. Ja chciałabym, żebyś poszła na studia razem ze mną nie na ten sam kierunek, Chyba że chcesz, ale na coś, co pozwoli ci się rozwijać. w końcu możesz o siebie zadbać. pozwól sobie na to, czego nie mogłaś zrobić, gdy byłaś w moim wieku!

Przyznam szczerze, że mnie zamurowało. Nie wiedziałam, co mam zrobić, ani co odpowiedzieć. Czy moja nastoletnia córka miała rację? w głębi duszy czułam, że może być tak, jak mówi. Co mnie powstrzymywało? Wydaje mi się, że to, co powtarzali mi rodzice od samego początku. Mówili mi, że zmarnowałam sobie życie, nie mam szans na nic lepszego, powinnam cieszyć się, że mam co do garnka włożyć i nie wydziwiać.

To było dla mnie jak Katharsis

Tego wieczoru rozmawiałyśmy z Marysią do białego rana. Opowiedziałam jej o wszystkim, co przeżyłam w życiu, bez żadnej cenzury. Rozmawiałyśmy Jak dwie dorosłe kobiety, a nie jak matka ze swoją córeczką. To było dla mnie jak Katharsis, oczyszczenie. poczułam, że zrzuciłam ze swoich barków ogromny ciężar. Zrozumiałam, że coś mi się jeszcze od życia należy, że wciąż mogę chwytać je garściami.

Tutaj już nie chodzi o studia, ale o samą nadzieję, która pojawiła się w mojej głowie. Zrozumiałam, że muszę podjąć odważne kroki, żeby zawalczyć o swoje życie. Pomyślałby kto, że wpoi mi to do głowy moja własna córka.

Pewność siebie pozwoliła mi również zrobić coś, na co jeszcze przedwczoraj nie miałabym odwagi. Znałam tego mężczyznę i już od dawna, przechadzał się po sklepie, w którym pracowałam niemalże codziennie. Wóz, albo przewóz. Co gorszego mogło mnie spotkać? Postanowiłam zaprosić go na kawę. To nie tak, że przez tę rozmowę z córką stałam się niezwyciężona. Po prostu wiedziałam, że nie mam nic do stracenia i wiecie co? Udało się.

– Niech pani poda tylko miejsce, daty i godzinę. Z wielką przyjemnością napiję się kawy w tak pięknym towarzystwie – mruknął do mnie zalotnie

Na to spotkanie szłam cała w skowronkach, jakbym cofnęła się do moich nastoletnich lat. Ubrałam najlepszą sukienkę, buty na specjalną okazję, makijaż zrobiła mi córka. Czułam się wyjątkowo pięknie.  Widocznie moje wdzięki podziałały, bo od samego progu Mateusz uśmiechał się do mnie zalotnie.

Ewidentnie ze mną flirtował!

Dowiedziałam się, że od dawna przychodzi do sklepu tylko po to, żeby na mnie popatrzeć, ale nigdy nie zdobył się na odwagę, żeby do mnie zagadać. Rozmowa się kleiła, dowiedziałam się, że, że sam ma syna z poprzedniego małżeństwa, ale ten żyje z matką. Życie również go nie oszczędzało. Na tej randce czułam się, jakbyśmy znali się od lat. Najwyraźniej Mateusz miał podobne odczucia, bo ledwo wypiliśmy kawę, a on już zaprosił mnie na kolejną randkę.

Od tamtego czasu Spotykamy się regularnie, mam w planie niedługo poznać go z moją córką. Marysia jest moją najlepszą przyjaciółką, dlatego jej zdanie jest dla mnie najważniejsze. w końcu to ona dała mi kopniaka w tyłek, który pomógł mi wygrzebać się z dołu, do którego sama się wpędziłam.

Czytaj także:
„Moja dziewczyna była aniołem w ludzkiej skórze. Gdy już nacieszyłem oczy, odkryłem jej fatalną wadę”
„Przyjaciółka miała zadatki na starą pannę. Wystarczyła jedna randka z finałem w sypialni, żeby zaczęła zadzierać nosa”
„Zawsze byłam porzucana, a miłość wydawała się nieosiągalna. Pewien słowiański przesąd skutecznie odmienił mój los”

Redakcja poleca

REKLAMA