Jestem w Milenie zakochany po uszy. Jesteśmy ze sobą od przeszło sześciu miesięcy, a moja fascynacja jej osobą nie słabnie ani trochę. To zjawiskowo atrakcyjna dziewczyna, która ceni swoją niezależność i jest niesamowita w sypialni.
Gdybym miał opisać ją jednym słowem, bez wahania powiedziałbym, że to wcielony ideał kobiecości. No, prawie ideał, bo jest jedna rzecz, która sprawia, że szlag mnie trafia za każdym razem gdy umawiamy się na spotkanie: Milena nigdy nie przychodzi na czas.
Spóźniała się nawet półtorej godziny
Nie było takiej sytuacji, żeby moja dziewczyna przyszła na randkę punktualnie. Nie mam na myśli drobnego poślizgu czy błahego spóźnienia o kwadrans, tak jak to bywa u studentów. Z tym akurat nie ma problemu. Zdarzało się jednak, że spóźniała się nawet półtorej godziny!
Kompletnie nie wiedziałem, o co chodzi. Głupiałem ze zmartwienia, że wpadła pod samochód albo padła ofiarą rabunku. Wysyłałem SMS–y, dopytywałem o jej miejsce pobytu. Zapewniała, że lada chwila się pojawi, a zjawiała się przykładowo po 45 minutach.
Kiedy w końcu się zjawiała, z szerokim uśmiechem na twarzy tłumaczyła, że przed momentem wpadła na dawną znajomą z czasów szkolnych i musiały sobie tyle opowiedzieć. Innym razem opowiadała, że w pewnym sklepie z ciuchami były tak duże przeceny, więc koniecznie musiała przejrzeć cały asortyment, bo potem mogłoby być już na to za późno. No i takie tam inne pierdoły...
Jasne, że na początku to jakoś znosiłem bez nerwów. Nie chciałem wyjść na jakiegoś psychola, więc tylko się szczerzyłem i mówiłem, że luz, nic takiego się nie wydarzyło. No i że super, że wreszcie dotarła.
Jednak w końcu nie wytrzymałem. Ja zawsze jestem punktualny i z reguły nie toleruję spóźnień z byle powodu. Rozumiem jakieś ważne spotkanie w pracy, nagły wypadek czy choroba bliskiej osoby lub zwyczajnie awaria samochodu. Tego rodzaju wytłumaczenia mogłem znieść bez większej spiny, ale pogaduszki z koleżanką, wyprzedaże ubrań bądź inne bzdury, to był zwyczajnie brak szacunku.
Już kilka razy starałem się wbić do głowy mojej dziewczynie, że mam lepsze zajęcia niż gapienie się czy idzie przez szybę w kafejce albo sterczenie jak słup na dworze. I że jak następnym razem się spóźni, to nie będę na nią czekał. Zgadnijcie, co wtedy robiła? Nie, nawet nie próbowała mnie przepraszać ani okazać skruchy.
To był zwyczajnie brak szacunku
Początkowo patrzyła na mnie zaskoczona tymi swoimi ogromnymi, cudownymi oczami, a następnie… obrażała się niczym mała dziewczyneczka. Drżącym głosem stwierdziła, że kiedyś byłem o wiele bardziej cierpliwy i wyrozumiały, że nie przypuszczała, iż będę robił jej wymówki z powodu jakichś tam paru minut spóźnienia, że najwyraźniej już mi na niej nie zależy. Bo jeśli mężczyzna kobietę kocha, to jest w stanie poczekać…
Słuchając tego, miałem mieszane uczucia – nie byłem pewien, czy parsknąć śmiechem, czy zalać się łzami. Ani perswazje, ani straszenie nie przynosiły efektów, dlatego postanowiłem zmienić strategię. Zacząłem pojawiać się na umówionych spotkaniach minimum trzydzieści minut po czasie. Pomyślałem sobie, że skoro i tak muszę sterczeć i patrzeć się na zegarek, oczekując aż ona raczy się pojawić, to przynajmniej spożytkuję ten czas na coś sensownego. Mój plan działał znakomicie.
Moja dziewczyna nie miała o niczym zielonego pojęcia, bo i tak za każdym razem to ja byłem na miejscu przed czasem. Była zadowolona, przekonana, że cierpliwie i bez marudzenia wyczekuję na nią. Ale parę dni temu sprawy przybrały nieoczekiwany obrót. No i rozpętała się istna burza.
Umówiliśmy się z Mileną, że w sobotni wieczór pójdziemy do popularnego klubu. Chciałem, abyśmy trochę się wyszaleli, potańczyli na parkiecie, posiedzieli przy drinkach. Zgadaliśmy się na dwudziestą, więc bez pośpiechu wbiłem do klubu dobre czterdzieści minut po czasie.
Ilekroć mieliśmy się spotkać poza domem, zjawiała się co najmniej godzinę po czasie. Później wyjaśniała, że potrzebowała chwili na doprowadzenie się do ładu – przebranie, ułożenie fryzury, makijaż i inne tego typu rzeczy. Twierdziła, że to wszystko pochłania ogrom czasu. Byłem przekonany, że i tym razem scenariusz będzie taki sam. Bez pośpiechu przekroczyłem próg klubu i... Oniemiałem z wrażenia. Milena już siedziała na wysokim krześle przy ladzie, nerwowo zerkając na swój zegarek.
Zabrakło jej tchu w piersiach
Kompletnie nie przewidziałem, że Ania zareaguje w taki sposób. Byłem przekonany, że zwyczajnie do niej podejdę, wytłumaczę sytuację i przeproszę za spóźnienie. Powiem, że szef kazał mi zostać dłużej i załatwiona sprawa. No bo przecież pierwszy raz mi się coś takiego zdarzyło, a poza tym ona sama non stop się spóźniała. Myślałem więc, że podejdzie do tego ze zrozumieniem.
No bo jak to jest, że ona może się spóźniać, a ja nie? Gdzie tu sprawiedliwość? Ale gdzieś tam! Mowy nie było, żebym mógł cokolwiek powiedzieć. Ania od razu przeszła do ataku i zaczęła na mnie wrzeszczeć. Wydzierała się, że sterczy tu już prawie godzinę jak ta ostatnia idiotka, że bardzo ją tym dotknąłem i zraniłem.
– Co ty sobie w ogóle myślisz?! Chociaż ten jeden, marny telefon to mogłeś do mnie wykonać! Ale nie, po co! Wielki pan nie raczy się fatygować! – nie kończyła gadać i wrzeszczeć.
Wpadła w taką złość, że na moment zabrakło jej tchu w piersiach. Skorzystałem z okazji i rezolutnie zauważyłem, że właśnie poczuła na własnej skórze, jaką frajdę sprawia, kiedy druga osoba się spóźni i nie raczy o tym wcześniej poinformować. Zazwyczaj muszę na nią czekać znacznie dłużej.
Myślicie, że jej przeszło? Nic z tych rzeczy! Wpadła w jeszcze większą furię. Zaczęła drzeć się w niebogłosy, twierdząc, że to zupełnie inna para kaloszy i kompletnie tego nie rozumiem, że ona nie spóźnia się bez powodu, a ja mogłem zadzwonić. I tak w kółko.
– Wiesz, jak się czułam, kiedy tkwiłam tak samotnie przy barze? Nawet ten koleś od drinków patrzył na mnie z litością, nalewając mi kolejnego drinka. Nie dam się tak traktować! – wydarła się na odchodne i wyszła z lokalu.
Byłem totalnie zaskoczony
Nawet nie ruszyłem się z miejsca, żeby ją dogonić. Byłem totalnie zaskoczony tym, co zrobiła. Trudno mi było pojąć, że osoba, która sama zawsze się spóźnia, urządza mi z tego powodu taką karkołomną aferę. A na dodatek uważa, że to zupełnie inna sytuacja i dlatego może sobie na to pozwolić. Niby czemu? Czekanie to czekanie. Koniec, kropka. No i mam swoją godność, nie?
Nie zamierzam uganiać się za tą lalunią niczym zapatrzony młokos. Kiedy tylko zniknęła za drzwiami, poprosiłem barmana o dwa ostre shoty i zacząłem z nim zawzięcie dyskutować o babskich fanaberiach.
Nim nadszedł koniec wieczoru, obaj jednogłośnie stwierdziliśmy, że facet, któremu uda się rozszyfrować zagadkę kobiecego umysłu, zasługuje na Nagrodę Nobla. A może nawet dwie.
Od tamtego czasu Milena stroni ode mnie jak od ognia. Nie podnosi słuchawki, gdy dzwonię, a na moje wiadomości mailowe nie raczy odpisać. Jedyne co od niej dostałem, to krótkiego SMS–a z tekstem, że nie sądziła, iż jestem aż tak gruboskórny.
Napisała też, że jeżeli nie poproszę ją o wybaczenie, to możemy się pożegnać. Chyba do reszty jej odbiło! Niby za co miałbym ją przepraszać? Przecież nic takiego jej nie zrobiłem!
Przynajmniej teraz sama wie, jakie to uczucie, gdy ktoś się spóźnia i każe na siebie czekać… Nie zamierzam jej przepraszać, bo nie mam sobie nic do zarzucenia.
Bartłomiej, 29 lat
Czytaj także:
„Na weselu córki najadłam się pysznych potraw i wstydu. Weselnicy na pewno nie zapomną tego, co zrobił mój mąż”
„Po śmierci matki odkryłem jej tajemnicę. Przy okazji dowiedziałem się, że moje życie było kłamstwem”
„Żona była przerażona faktem, że została babcią. Chciała przeżywać drugą młodość, a córka zrobiła z niej niańkę”