Wszystko zaczęło się wtedy, gdy los postawił na mojej drodze kobietę-anioła. Jednak życie to nie bajka i nasza miłość musiała zmierzyć się z przeciwnościami. Jednym z nich była średniowieczna mentalność moich rodziców, który z uporem jak mantrę mówili:
— Ślub? Po moim trupie.
Ale zacznijmy od początku
Mieszkanie tuż obok mojego od zawsze stało puste. Nigdy właściwie nie próbowałem się dowiedzieć dlaczego. Osiedlowe plotkary opowiadały jakieś bajki o właścicielach, który wyjechali za chlebem, ale nie wiem, ile w tym prawdy.
Sądziłem, że tak już będzie zawsze. Że piętro właściwie należy do mnie i żaden natrętny sąsiad nie zakłóci mojego spokoju.
— Witam sąsiada — melodyjny głos zaskoczył mnie, gdy wychodziłem ze śmieciami.
— Ooo... Dzień dobry — obejrzałem się przez ramie i zaniemówiłem. Była jak anioł. Piękna, wysoka o jasnej urodzie, a jej blond loki dodawały jej anielskiej aury. — Pani do mnie?
— O, nie nie. Chciałam się przywitać. Właśnie się wprowadziłam.
— Bardzo mi miło sąsiadko, mam nadzieję, że będzie się pani tutaj dobrze mieszkało — powiedziałem serdecznie.
— Może od razu się przedstawię. Mam na imię Kasia. Mnie też jest bardzo miło pana poznać. Obiecuję, że nie dam panu w kość.
— Marek. Nie ma problemu. Jestem ugodowy — uśmiechnąłem się. Czułem, że to początek dobrej znajomości.
Kasia przeprowadziła się do mojego miasta z drugiego krańca Polski. Chciała w końcu się ustatkować i zacząć życie od nowa. W ten właśnie sposób stanęła na mojej drodze i uraczyła mnie najpiękniejszym uśmiechem, jaki w życiu było mi oglądać.
Była nieco starsza
Kasia byłą zachwycająca. Z każdym dniem spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu. Zaczęło się od przysłowiowej kawki, herbatki. Potem pomagałem jej ze składaniem mebli, czy pracami remontowymi.
Od słowa do słowa doszliśmy do tego, że mamy bardzo wiele wspólnego. Oboje uwielbiamy górskie wycieczki, kochamy zwierzęta i nie ma dla nas nic piękniejszego niż spokojny wieczór przy dobrej książce. Nie będę was okłamywał. Zakochałem się po uszy.
— Kasi, ja... zrozumiem jeśli odmówisz, ale... miałabyś ochotę zjeść ze mną kolację? — powiedziałem zawstydzony.
— Oczywiście, z miłą chęcią — posłała mi zalotne spojrzenie.
Zabrałem ją do świetnej restauracji. Było bardzo romantycznie. Kelner podał dania, uraczył na wyśmienitym winem. Rozmowa się kleiła. Czego chcieć więcej?
Rozmawialiśmy o życiu, miłości, świecie. Byłem wniebowzięty. Kasia poza wspaniałą rozmówczynią, okazała się też wymarzoną kochanką. Jej ciało rozpływało się w moich dłoniach. To była najwspanialsza noc i zarazem najbardziej namiętna, jaką kiedykolwiek przeżyłem.
Rano obudziło mnie uporczywe dzwonienie telefonu.
Ty sobie chyba jaja robisz?
— Gdzieś ty się podziewał, co? Już z nerwów włosy rwałam z głowy. Dlaczego nie odbierasz? — wrzeszczała moja mama.
— Mamo... daj spokój. Nie mam 10 lat, żebyś mnie kontrolowała. A wiesz... Byłem na randce. Nie uwierzysz z kim. Z moją nową wspaniałą sąsiadką. Z Kasią.
— Ty sobie chyba jaja robisz? Z tą staruchą? Dziecko, przecież jakby się uprzeć ona mogłaby być twoją matką! — syczała.
— Mamo, a jakie to ma znaczenie? Kocham ją. Jesteśmy szczęśliwi. Czy nie o to chodzi w miłości?
— Błagam cię, to jest niesmaczne. Powinieneś mieć kogoś w swoim wieku.
— Jestem pewien, że gdy ja poznasz, to zmienisz zdanie. To wspaniała kobieta.
Rozłączyłem się, lecz niesmak po tej rozmowie pozostał. Nie obchodziło mnie zdanie rodziców. Wiedziałem, że trochę ponarzekają, a gdy zobaczą, jaki jestem szczęśliwy, to odpuszczą i sami pokochają Kasię jak własną córkę.
Wiedziałem, że chcę spędzić z nią resztę życia, dlatego nie miałem zamiaru długo czekać z deklaracją. Chciałem, by wiedziała, że traktuję ją i nasz związek bardzo poważnie.
— Kasi. Wiem, że może się pospieszyłem — zacząłem, jednocześnie klękając na jedno kolano. — Jesteś kobietą mojego życia. Nigdy nie spotkałem kogoś tak cudownego. Chciałbym się z tobą zestarzeć. Czy wyjdziesz za mnie? — czułem, że odpowiedź jest tylko jedna. Jednak ona nie nadchodziła.
Milczała.
Zdecydowałem się przerwać tę niezręczną ciszę.
— Kasiu? Nie kochasz mnie? Powiedziałem coś złego?
— Nie... kocham, tylko ja... to nie jest takie proste. Przecież dzieli nas tak wiele lat. Jestem dla ciebie za stara...
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak długo zajęło mi wpajanie Kasi do głowy, że wiek to tylko liczba i dla mnie nie ma ona zupełnie żadnego znaczenia. Miłość nie skupia się na wieku. W końcu po przedstawieniu listy argumentów, na jej twarzy zawitał uśmiech. Czułem, że to zwiastuje moje zwycięstwo. Nie myliłem się. Kasia przyjęła oświadczyny.
Zostało tylko powiedzieć rodzicom
Gdy przypieczętowaliśmy nasz nowy status namiętną nocą, przyszedł czas, by pochwalić się rodzicom. Wiedziałem, że to nie będzie łatwa rozmowa, ale czułem, że nasza miłość ich przekona. Stanęliśmy razem z Kasią w progu mojego rodzinnego domu. Mama zmierzyła nas z góry na dół, jakby doskonale wiedziała, co się święci.
— Rany, Marek. Coś się stało? Co się dzieje? — zaniepokoiła się mama.
— No już. Mów! — wtórował jej tata.
— Właściwie to tak. Stało się. Mamo, tato — pokazałem rękę Kasi. — Bierzemy ślub!
— Co... — powiedziała mama, a na jej twarzy pojawił się grymas. — Ślub? Marek, czyś ty zwariował? Oszalałeś do reszty?
Ojciec nawet nie pisnął słowem, tylko wyszedł. Czułem, jakby napluł mi w twarz.
— Tak mamo. Oszalałem, z miłości. Kochamy się i to jest dla nas najważniejsze.
— Chyba kpisz. Po moim trupie. Nie zgadzam się na żaden ślub z tą... tą... ta starą babą!
— Mam, jak możesz! Wstydź się!
— Ja mam się wstydzić? To tobie zachciało się uwodzić stare baby i jeszcze zaciągać je przed ołtarz! Nie tak cię wychowałam! A ty — mam zwróciła się do Kasi. — Takaś stara, a takaś głupia? Zachciało ci się młodzieniaszka, co? Ci w twoim wieku już ustatkowani? Pozajmowani?
Nie pytałem ich o zgodę
— Proszę pani, to nie tak. My się naprawdę kochamy. Ja kocham Marka nad życie — broniła się Kasia.
— Przestań opowiadać jakieś bzdury. Takie bajeczki to możecie wciskać obcym, a nie mnie. Żadnego ślubu nie będzie!
— Tak? To zobaczymy... — odwróciłem się na pięcie, chwyciłem Kasię za dłoń i wyszedłem.
Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić, a zwłaszcza w temacie miłości. Nie będę się pytał o zgodę mamusi i tatusia. To nie średniowiecze!
Mama notorycznie wydzwaniała do mnie, by odwieść mnie od ślubu, ale nie dałem za wygraną. To ich decyzja, czy zaakceptują Kasię jako synową, czy nie. Nie pytałem ich o zgodę. Chciałem podzielić się z nimi radosną nowiną, ale skoro nie potrafią się cieszyć szczęściem swojego jedynaka, to trudno. Ich strata!
Czytaj także:
„Gdy mąż zarabiał na chleb, ja przeżywałam ekstazę na wiejskim festynie. Zdradziłam go, bo potrzebowałam rozrywki”
„W drukarce męża znalazłam wzór pozwu rozwodowego. Czy ta kanalia naprawdę myśli, że tak łatwo się mnie pozbędzie?”
„Nasza jedwabna rocznica ślubu, okazała się być z poliestru. W 12. jubileusz mąż recytował imiona kochanek jak pacierz”