Zamknęłam się w mieszkaniu i wyłączyłam telefon, z nadzieją, że w samotności szybciej dojdę do siebie. Mimo to wciąż nie potrafiłam zapanować nad uczuciami. Ola, Iza, Bartek i ja przyjaźniliśmy się od dziecka. Tworzyliśmy naprawdę zgraną bandę buzującą najróżniejszymi pomysłami. Niestety, kiedy zaczęliśmy dojrzewać, do głosu doszły hormony i nie dało się już ukryć, że Bartek z przyjaciela stał się obiektem naszej adoracji…
Ściślej biorąc, w zawodach o jego serce stanęły Ola i Iza. Ja patrzyłam na to wszystko z boku, lekko przerażona. Może dlatego, że byłam najbardziej dziecinna z nas wszystkich, jeszcze nie rozumiałam tych damsko-męskich gierek.
I już nie było nas czworga, bo dwoje stało się parą
Po kilku miesiącach przepychanek Bartek wybrał na swoją dziewczynę Olę – piękną, szczupłą szatynkę. Wyglądało na to, że Iza pogodziła się z tym faktem i nadal tworzyliśmy zgraną paczkę, mimo że dwoje z nas już było parą. W takiej konfiguracji dotrwaliśmy do studiów, a gdy je skończyliśmy, nasza para pobrała się.
Na ślubie obydwie z Izabelą byłyśmy ich druhnami i to nam pierwszym panna młoda wyznała, że jest w ciąży.
Widziałam, że w tym momencie w Izę jakby piorun strzelił. Ola niczego nie zauważyła, zaaferowana przeglądaniem się w lustrze, czy wianek na pewno dobrze leży, i myślami o ich pierwszym dziecku, lecz mnie nie umknął wyraz twarzy naszej koleżanki. „Czyżby Izabela nadal miała nadzieję? Przecież od dawna już wiadomo, że klamka zapadła, bo tych dwoje się kocha?” – przemknęło mi przez głowę, nim wróciłam do zabawy.
Iza po chwili również wydawała się cieszyć ze szczęścia nowożeńców. Państwo młodzi zamieszkali w kawalerce kupionej na kredyt. Żartowali, że szybko będą musieli ją zmienić na coś większego ze względu na dzidziusia. Ciąża Oli rozwijała się prawidłowo, przyszły tatuś z dumą pokazywał swoje dziecko na zdjęciach usg. Pewnego dnia jednak Aleksandra zasłabła na ulicy. Mimo szybkiej interwencji lekarzy nie udało się uratować ani dziecka, ani Oli. Lekarze potem powiedzieli, że to był jakiś skrzep, który spowodował zator.
Bartek w ciągu jednego dnia stał się wrakiem człowieka.
Po pogrzebie oznajmił Izie i mnie, że zwolnił się z pracy i wyjeżdża.
– Dokąd? – zaniepokoiłyśmy się.
Okazało się, że przyjął posadę nauczyciela fizyki i chemii gdzieś w małej wiosce, na drugim końcu Polski.
— Może tam zapomnę o wszystkim – stwierdził.
Poprosił nas, byśmy przez jakiś czas się z nim nie kontaktowały. Chciał zostać sam. Rozumiałyśmy go, choć było nam trochę przykro, że nas nie potrzebuje. W końcu do tej pory zawsze dzieliliśmy radości i nieszczęścia… Ja tylko dzięki moim przyjaciołom przetrwałam, gdy zmarł mój ukochany tata. Ale Bartek wybrał inaczej – i tak w ciągu zaledwie kilku dni rozpadła się nasza paczka.
Bo i z Izą przestałam utrzymywać bliskie kontakty, jakby nasze spotkania bez Oli i Bartka nie miały sensu.
Bartek nie odzywał się blisko rok. Potem jednak zaczęliśmy wymieniać maile, odnajdując znowu wspólny język. Po trzech latach od tragicznej śmierci Oli mój przyjaciel wrócił do naszego miasta.
Zaczęliśmy się znowu spotykać we troje, choć to już nie było to samo. Brakowało nam pełnego znaczeń milczenia Oli, jej rozsądku, ale też… odrobiny kokieterii.
Nie wiem, kiedy w mojej głowie zaczęła kiełkować myśl, że między mną a Bartkiem coś się zaczyna.
Może wyczułam w jego gestach coś więcej niż tylko odruchy przyjaźni? Może czulej niż zwykle otulał mnie swoją kurtką, gdy wieczór robił się chłodny? Może zbyt długo zwlekał z pożegnaniem pod moim blokiem, aż w końcu zapraszałam go na herbatę i gadaliśmy pół nocy? Sami, bez Izy.
Zdałam sobie pewnego dnia sprawę, że ja również czuję do Bartka coś więcej. I byłam tym przerażona. „Jak to się stało?” – zastanawiałam się.
Miałam także okropne wrażenie, jakbym zdradziła swoją przyjaciółkę, jakbym odbijała jej ukochanego chłopaka. Co z tego, że Ola nie żyła już od pięciu lat, skoro nadal była z nami obecna duchem?
Mimo moich rozterek – stało się. Pewnego wieczoru usta moje i Bartka się spotkały, a nasze ramiona splotły w namiętnym uścisku. I już nic, żadne wspomnienia, nie były w stanie zatrzymać fali ogarniającego nas pożądania.
Tłumaczył, że wcale nie zdradziliśmy naszej Oli
Rano miałam ochotę wymazać wszystko z pamięci i uciekać jak najdalej stąd, od tego rozmemłanego łóżka i leżącego w nim nagiego mężczyzny. Tymczasem ten mężczyzna wyznał mi miłość.
– Bartek, nie możemy. Ty przecież byłeś mężem Oli, a ona była moją najlepszą przyjaciółką! – broniłam się jak dziecko.
– Wiem, nadal kocham Olę i zawsze będę ją miał w swoim sercu, ale ona przecież nie żyje – odparł Bartek spokojnie. – Zrozumienie tego zajęło mi mnóstwo czasu… Teraz już to wiem na pewno.
I wiem także, że kocham ciebie. Wcale nie jesteś dla mnie jakąś zastępczą miłością za tę, którą utraciłem. Kocham cię inaczej niż Olę, ale równie mocno.
Tak bardzo chciałam w to uwierzyć! Bartek robił wszystko, by tak się właśnie stało. Przekonał mnie. W końcu uznałam, że na tyle jestem pewna i jego, i swojego uczucia, żeby podzielić się nim z innymi, czyli przede wszystkim z Izą.
Przyjęła tę nowinę ze stoickim spokojem, choć przez chwilę wyglądała na zaskoczoną.
– Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi! – usłyszałam. – Mimo wszystko…
– Mimo czego? – lekko się najeżyłam.
– Mimo Oli – odparła.
Miałam jednak wrażenie, że chce powiedzieć coś zupełnie innego.
I nie myliłam się, bo następnego wieczoru przyszła do mnie w sztok pijana. Bartek akurat wyjechał w służbową podróż, więc byłam sama i kompletnie nieprzygotowana na to, co za chwilę usłyszę.
– Przespałam się z Bartkiem po pogrzebie Olki – prosto z mostu oświadczyła mi Iza. – Nie chciałam tego zrobić, ale on nalegał. Twierdził, że zawsze mu się podobałam i nie związał się ze mną tylko dlatego, że Ola okazała się zaborcza,
a on jej uległ. Po tamtej nocy jak poszliśmy do łóżka, zaproponował, żebym się do niego wprowadziła. Odmówiłam… Powiedziałam mu, że oboje zachowaliśmy się jak świnie, idąc do łóżka. Dopiero wtedy zadecydował, że wyjeżdża na wieś. Nie zrobił tego przez Olę, tylko przeze mnie. Nie mógł znieść mojej odmowy.
Słuchałam jej opowieści z rosnącym wstrętem do Bartka i samej siebie. Nasze uczucie objawiło mi się prawie jak kazirodztwo! Nie wyszło mu z jedną, nie udało się z drugą, to zabrał się do trzeciej dziewczyny z naszej paczki…
Po wyjściu Izy zamknęłam się w domu na cztery spusty i wyłączyłam telefon. Sto kąpieli i tysiąc pryszniców nie było
w stanie zmyć ze mnie obrzydzenia, które mnie ogarnęło. Ciągle czułam ręce Bartka na swoim ciele, słyszałam jego czułe słowa, które szeptał do mnie w nocy, widziałam uśmiech, z jakim witał mnie o poranku, i byłam gotowa wyć z rozpaczy.
Czułam wstręt i rozpacz, nie chciałam go więcej widzieć
Kiedy wrócił z delegacji, usiłował się dostać do mojego mieszkania. Na szczęście nie miał kluczy… Dzwonił do drzwi, potem na komórkę, ale ja nie dawałam znaku życia, chociaż słyszałam go pod drzwiami, a na ekranie telefonu widziałam migającą słuchawkę z jego imieniem. W końcu jednak przestraszyłam się, że z obawy o mnie wezwie policję i wyważą drzwi, więc napisałam mu oschły SMS.
„Nic mi nie jest, z nami koniec” – wystukałam na klawiaturze. Nie dał za wygraną. Usiłował dowiedzieć się dlaczego, ale stanowczo kazałam mu się odczepić.
„Zbrukaliśmy imię Oli. Nigdy sobie tego nie wybaczę!” – napisałam mu.
Od wspólnych znajomych dowiedziałam się potem, że Bartek bardzo przeżył nasze rozstanie. Znowu zwolnił się
z pracy, wyjechał do jakiegoś miasteczka i wrócił do zawodu nauczyciela. Ja jednak już inaczej patrzyłam na jego wyjazd – jak na ucieczkę tchórza, który narozrabiał i boi się mi spojrzeć w twarz.
Mijały miesiące, a ja wciąż nie mogłam dojść do siebie. Cały czas zastanawiałam się, jak mogłam być tak naiwna, wierząc, że Barek mnie kocha, podczas gdy jemu chodziło o łatwy seks. Nie mógł dostać tej, na którą liczył, wybrał więc mnie – koleżankę numer trzy, bo byłam najbliżej.
Najlepszym sposobem na mój stan byłoby zabić klin klinem, ale nie umiałam zakochać się w żadnym mężczyźnie.
I wciąż byłam sama ze swoimi myślami.
Co ta Iza wygaduje, własnym uszom nie wierzę!
Tymczasem Izabela poznała Sebastiana i wpadła po uszy. Zakochana jak nastolatka planowała ślub. Starałam się cieszyć jej szczęściem, cały czas jednak wspominałam, jacy wszyscy byliśmy szczęśliwi jeszcze sześć lat temu, kiedy to ślub brali Ola i Bartek. Jak beztrosko wierzyliśmy, że nasza przyjaźń będzie trwać wiecznie.
Podczas wieczoru panieńskiego Iza upiła się jak wariatka, prawie do nieprzytomności. Chciała szaleć, tańczyć po stołach… Ja jako ta rozsądniejsza postanowiłam doholować ją do domu, nim zrobi coś naprawdę głupiego. Tuż przed swoimi drzwiami oprzytomniała. Przyjrzała mi się uważnie, po czym bełkocząc, stwierdziła, że ma dla mnie prezent.
– Ale to pannie młodej daje się prezenty – usiłowałam wszystko obrócić w żart, sądząc, że bredzi w pijanym widzie.
Iza oparła się o futrynę.
– To prezent specjalny – powiedziała. – Skłamałam, że spałam z Bartkiem po pogrzebie Olki. Niczego takiego nie było – urwała nagle, jakby trzeźwiejąc.
Struchlałam. Co ona mówi?!
– Jak mi powiedziałaś, że jesteście razem – ciągnęła – dostałam szału, że kolejny raz Bartek nie wybrał mnie. A przecież kochałam się w nim od lat! I co? Najpierw Olka zwinęła mi go sprzed nosa, a potem ty. Chciałam cię zranić… Eliza, przepraszam. Ból odebrał mi rozum. Wiem, jestem szmatą. Teraz żałuję tego, co zrobiłam, ale wtedy byłam głupia i zła.
Słuchałam jej opowieści cała w środku zlodowaciała. Nie wierzyłam własnym uszom. A więc to wszystko ona sobie wymyśliła? I Bartek był niewinny?!
– Jak mogłaś – wyszeptałam zdrętwiałymi ustami. – Zniszczyłaś nam życie…
– Może jeszcze wszystko da się jakoś między wami naprawić? – szepnęła.
Nie miałam takiej nadziei. Co ja najlepszego narobiłam! Uwierzyłam Izie! Bartkowi nie dałam nawet cienia szansy, aby się wytłumaczył… O ja idiotka! Tak byłam przekonana, że się z nią przespał, że nawet mu nie powiedziałam, dlaczego z nim zrywam… Po prostu postawiłam go przed faktem dokonanym! „Czy teraz wyjaśnianie czegokolwiek ma sens? Może już ułożył sobie życie, jest szczęśliwy?” – myślałam, schodząc po schodach, a łzy kapały mi z oczu jak grochy.
– Wszystko skończone – powiedziałam sama do siebie.
Jakież było moje zdumienie, gdy nazajutrz Bartek pojawił się na progu mojego mieszkania! Okazało się, że wezwała go… Iza. Kiedy od niej wyszłam, wzięła zimny prysznic, doprowadziła się do porządku i zadzwoniła po niego z płaczem.
– Od razu wsiadłem w samochód i jestem – stwierdził Bartek, uśmiechając się nieśmiało. – Czy teraz mnie już zechcesz?
– Tak! – rzuciłam mu się w ramiona.
Postanowiliśmy oboje wybaczyć Izie. Powodowała nią miłość, a ta jest jak narkotyk – odurza zmysły i odbiera rozum… Na znak pojednania zostałam na ślubie Izy druhną. Ostatni raz w życiu, bo wkrótce wychodzę za mąż za Bartka, a mężatki przecież nie mogą już być druhnami!
Czytaj także:
„Wdałem się w romans z mężatką. Szybko okazało się, że chciała mnie wykorzystać by pozbyć się męża - i to trwale”
„Narzeczony zdradzał mnie z naszą znajomą. Dowiedziałam się o tym z... filmu z naszych wspólnych wakacji”
„Narzeczony utuczył mnie i... zwiał. Zostałam sama, smutna i gruba”