Kilka lat temu odebrałem telefon od Marlene Cimons, biegaczki i dziennikarki „Los Angeles Times”. Spotkaliśmy się już wcześniej na maratonie bostońskim i była wtedy zainteresowana moim nowym podejściem do treningu. Zapytała: „Czy sądzisz, że mogłabym poprawić mój czas w maratonie: 3 godziny i 53 minuty?”. Zadałem jej kilka pytań na temat jej treningu, a potem odpowiedziałem, że mogę jej praktycznie zagwarantować lepsze wyniki, jeżeli zmieni reguły treningowe. Marlene była chętna, by spróbować, więc ułożyłem dla niej program.
Uzgodniliśmy, że będziemy telefonować do siebie mniej więcej co kilka tygodni, żebym mógł monitorować, jak jej idzie, i wprowadzać wszelkie niezbędne poprawki.
Blokada na 32. kilometrze
Kiedy Marlene wdrożyła się do nowego treningu, uznała, że to może być dobra historia do jej gazety. Czy to nowe podejście – kładące nacisk na wcześniejsze planowanie treningów i na długie, wolne biegi – przyniesie lepsze wyniki? Postanowiła zgłosić się do maratonu Nike-Oregon Track Club organizowanego tamtej jesieni w Eugene w Oregonie, a ja zgodziłem się pobiec razem z nią, aby pomóc jej utrzymać tempo i zapewnić wsparcie psychologiczne.
Marlene realizowała główne punkty programu treningowego, ale była jedna rzecz, z którą miała kłopoty i która była przyczyną sporów między nami. Chodziło o długi bieg. Dobiegała do 32. kilometra i nie chciała biec dalej (natomiast program zaleca, żeby przed zawodami przebiegać przynajmniej dystans, z jakim trzeba będzie się zmierzyć podczas nich, tak by organizm był przygotowany na to obciążenie).
Miała blokadę psychiczną, którą powodowały bolesne doświadczenia będące jej udziałem za każdym razem po trzydziestym drugim kilometrze, czy to na treningu, czy w trakcie biegu. Obawiała się, że nabawi się kontuzji przed zawodami.
Dowiedz się więcej: Program treningowy biegacza - od czego zacząć?
Długie, spokojne biegi Lydiarda
Wyjaśniałem jej teorię długich, spokojnych biegów Arthura Lydiarda. Mówiłem, żeby się nie spieszyła, żeby się zatrzymała i przeszła na marsz, kiedy dopadnie ją zmęczenie, ale żeby koniecznie przebiegła dystans dłuższy niż na zawodach przed zawodami. Dzięki temu powinna uniknąć zderzenia ze „ścianą”, którego tak się obawiała. Przypominałem jej także, że ta zasada spokojnych, długich biegów była stosowana nie tylko przez mistrzów olimpijskich Lydiarda, ale również współcześnie przez biegaczy amatorów z całego kraju, którzy biegali dzięki niej (i kończyli) maratony.
Ostatecznie udało mi się przekonać Marlene do kontynuacji długich biegów, tak by dobiła do 42 km. Spotkaliśmy się tamtego września w Eugene i Marlene przebiegła cały dystans w 3 godziny 44 minuty i 49 sekund, poprawiając swój poprzedni rekord o osiem i pół minuty – mimo że był to bardzo gorący i wilgotny dzień. Nie tylko nie „umarła” na mecie biegu, ale udało jej się przebiec ostatnie 200 metrów sprintem. Była tym podekscytowana i wzmocniona, a potem napisała artykuł o tym przeżyciu.
Biegać powoli po to, żeby biegać szybko
Doświadczenie Marlene jest typowe dla biegaczy na wszystkich poziomach zaawansowania. Miarowe, spokojne bieganie przez kilka miesięcy nie tylko daje wiele radości, ale redukuje też liczbę kontuzji i stanowi najlepsze przygotowanie do zawodów. Tak więc można biegać wolno nie tylko po to, żeby biegać szybko, ale też – jeśli wolne bieganie zostanie ujęte w ramy zorganizowanego planu, można dzięki temu biegać szybciej niż kiedykolwiek wcześniej.
Warto przeczytać: Marsz czy bieg? A może marszobieg?
Fragment pochodzi z książki "Bieganie metodą Gallowaya" Jeffa Gallowaya (Wydawnictwo Helion). Publikacja za zgodą wydawcy.