„Wolałam zostać z mężem, który mnie bije i wyzywa, ale jest bogaty. Zostawiłam mężczyznę, którego kochałam”

Kobieta, którą bije mąż fot. Adobe Stock
Straciłam miłość i szansę na bycie z człowiekiem, który by mnie szanował i zapewnił dobre życie mnie i moim dzieciom. Za swoją głupotę zapłaciłam wysoką cenę...
/ 01.10.2021 13:02
Kobieta, którą bije mąż fot. Adobe Stock

Kompletnie nie byłam przygotowana na takie spotkanie. Weszłam do tego górskiego schroniska tylko dlatego, że Kubie, mojemu młodszemu synowi, zachciało się pójść do toalety. Stanęłam z nim w dość długiej kolejce, bo schronisko wypełnione było ludźmi, którzy postanowili wykorzystać piękny weekend na spacery po lesie. Z miejsca, w którym stałam, widziałam uwijającego się za barem mężczyznę z brodą i długimi włosami spiętymi w koński ogon.

Byłam zajęta moim siedmioletnim synem przestępującym z nogi na nogę, ale mimo to przyglądałam się barmanowi, bo coś w jego sylwetce wydało mi się znajome. Nagle nasze spojrzenia spotkały się i zamarłam: to był Rafał. Tak, on całą pewnością. On także mnie poznał i uśmiechnął się, a pode mną ugięły się nogi i poczułam, że lecę gdzieś w przepaść. Ten uśmiech... Kiedyś dałabym się za niego pokroić. A i teraz zrobił na mnie piorunujące wrażenie.

„Boże, żeby tylko do mnie nie podszedł. – przeraziłam się. – Niech zostanie za tym swoim barem!”.

Ten bar zresztą pasował do Rafała. Wiedziałam, że tak skończy, kiedy się z nim rozstawałam. Moim zdaniem nigdy nie miał ambicji, a jego wielkie plany to były zwyczajne mrzonki. Każdy by przecież chciał żyć tak, jak on to sobie kiedyś wykombinował: połączyć pasję z zarabianiem pieniędzy. Tylko do tego trzeba mieć jaja.

Rafał od zawsze kochał góry i marzył o tym, aby kiedyś założyć górskie schronisko. Jednak nie miał na to pieniędzy, a tak naprawdę to się w ogóle do tego nie nadawał. Nie był typem menedżera, raczej niebieskiego ptaka, który nigdzie nie zagrzeje miejsca, tylko wciąż będzie się przemieszczał ze swoim plecakiem i gitarą.

Nie powiem, żeby mnie to kiedyś nie pociągało, ale miałam wtedy 19 lat. Za to kiedy skończyłam 25, przyszła pora, żeby wydorośleć. Rafał tego nie rozumiał. Dziwił się, że zmieniłam poglądy na życie i zamarzyła mi się stabilizacja. Chyba poczuł się oszukany, a ja... Ponieważ zrozumiałam, że on się nie zmieni – musiałam od niego odejść. Zakończyłam ten związek, chociaż ja jedna wiem, ile mnie to kosztowało. Kochałam Rafała całym sercem...

Odchorowałam nasze rozstanie psychicznie i fizycznie. Kiedyś, pogrążona w niewesołych myślach, nawet weszłam na jezdnię prosto pod koła samochodu. Potrącił mnie, na szczęście skończyło się tylko na złamanej nodze.

Chodziłam o kuli przez kilka tygodni, nie było mi łatwo. Pewnego dnia jakiś młody mężczyzna pomógł mi wsiąść do autobusu. On także ze mną wsiadł. Zaczęliśmy rozmawiać, wysiadł wraz ze mną na moim przystanku i odprowadził mnie do domu. Dziwnym zbiegiem okoliczności zmierzał w tym samym kierunku co ja. Było mi z tego powodu niezwykle miło. Podobał mi się, zaintrygował mnie i czułam się dobrze w jego towarzystwie.

Miał bardzo dobry zawód, zarabiał duże pieniądze

Potem okazało się, że Konrad wcale nie jechał w tym samym kierunku. Nie miał nawet zamiaru podróżować autobusem, bo jeździł autem. Po wyjściu z pracy zauważył mnie na przystanku i tak go zaintrygowałam, że nie tylko pomógł mi wsiąść do autobusu, ale też wsiadł razem ze mną, chociaż dwieście metrów od przystanku, na parkingu, stał jego samochód.

Szybko zostaliśmy parą. Byłam zafascynowana Konradem, który tak różnił się od Rafała. Miał plan na życie i dążył do jego realizacji. Skończył studia finansowe, pracował w branży i wciąż podnosił swoje kwalifikacje. Awansował i zarabiał coraz większe  pieniądze. Zapraszał mnie do restauracji, zabierał na wycieczki. Czułam się z nim naprawdę bezpieczna. Miałam pewność, że zapewni mi stabilne życie, a tego bardzo potrzebowałam.

Kiedy poprosił mnie o rękę, bez wahania powiedziałam „tak”. Nasz ślub został zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach. Nie przewidziałam tylko tego, że na dzień przez weselem zadzwoni do mnie Rafał i zakłóci mój spokój...
– Naprawdę wychodzisz za mąż za  tego człowieka? – zapytał, a w jego głosie wyczułam szczere zdumienie.

Nie był zaproszony na mój ślub. Nie podejrzewałam nawet, że o nim wie. Najwyraźniej jednak śledził moje losy, kiedy z nim zerwałam, i nadal się mną interesował. Z jednej strony mi to nawet pochlebiło, z drugiej trochę zdenerwowało. No bo jakim prawem wtrącał się w moje sprawy?
– Tak, wychodzę za Konrada. A dlaczego pytasz? – chciałam wiedzieć.
– Bo nadal cię kocham – wyjaśnił mi Rafał. – I moim zdaniem powinnaś się jednak zastanowić. Marzę o tym, abyś do mnie wróciła...
– Już się zastanowiłam. Nie ma takiej opcji. – oświadczyłam mojemu byłemu chłopakowi i rozłączyłam się.

Trochę się bałam, że następnego dnia przyjdzie na mój ślub i będzie robił problemy. Albo gorzej, będzie po prostu stał i patrzył, rozpraszając mnie swoją obecnością. Nie chciałam go widzieć. Nie chciałam, żeby zasiał w moim sercu ziarno niepewności. Na szczęście nie pojawił się, a przynajmniej nigdzie go nie dojrzałam. Wyszłam za mąż za Konrada. Potem Rafał zniknął z mojego życia na 7 długich lat. A teraz spotkałam go w schronisku... Kiedy tylko mnie dostrzegł, z szerokim uśmiechem ruszył w moim kierunku.

– Asia! Jak dobrze cię zobaczyć – przywitał się. – To twój synek? – spojrzał na Kubę. – Chyba chce ci się siusiu – ocenił sytuację i poprosił: – Może państwo przepuszczą tego małego dżentelmena?
Niechętna do tej pory kolejka, w której każdy się gdzieś spieszył, rozstąpiła się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Byłam Rafałowi bardzo wdzięczna, ale mimo wszystko nie dałam się namówić na herbatę.
– Mój mąż i młodszy syn czekają na zewnątrz, więc wracamy. Dzięki i do widzenia – powiedziałam. – Miło cię było zobaczyć po tylu latach – dodałam, bo zrobiło mi się jakoś nagle głupio, że go potraktowałam tak oficjalnie.

Skinął tylko głową, ale wiem, że patrzył za mną przez okno, gdy podchodziłam do Konrada. Czułam to. Musiał wtedy zobaczyć, jak mój mąż wydarł się na mnie i szarpnął mnie za ramię, gdy do niego dołączyłam. Nie spodobało mu się, że musiał tyle czekać... Poczułam się niezręcznie. Zresztą nie pierwszy raz. Bo Konrad coraz częściej przejawiał takie zachowania i wiedziałam doskonale, z czego one wynikają. Z napięcia, w którym żył jako dyrektor finansowy dużej firmy. I z tego, że... zaczął więcej pić.

Nie przyznawałam się nawet sama przed sobą, że źle się między nami dzieje. Bo to bardzo nie pasowało  do obrazu idealnego małżeństwa, za które miało uchodzić w oczach otoczenia, a także w moich własnych. Usprawiedliwiałam męża na tysiąc sposobów. Wmawiałam sobie, że żyje w napięciu i że nie on jeden przecież pije, żeby wyluzować. Tak bardzo nie chciałam widzieć problemu, że nie zareagowałam nawet wtedy, gdy Konrad po raz pierwszy mnie uderzył...

„Zdenerwował się, a i ja nie byłam bez winy. Po co mu zawracałam głowę o tę głupią komórkę w piwnicy? Przecież nie musiał jej naprawiać natychmiast, mogła jeszcze poczekać. I tak czekała na naprawę już pół roku. Jest zmęczony po pracy, a ja mu tylko dokładam obowiązków..." – strofowałam sama siebie.

Niestety, z miesiąca na miesiąc było gorzej. Na pierwszym akcie przemocy się nie skończyło. Konrad szarpał mnie teraz regularnie, także na oczach naszych dzieci. Przed nimi również udawałam, że to nic takiego. Tatuś jest tylko trochę zdenerwowany.

Wiele razy namawiał mnie, żebym odeszła od męża

Starałam się wyrzucić z pamięci myśl, że Rafał musiał widzieć zachowanie Konrada. Nie czułam się z nią dobrze. Na szczęście wracaliśmy zupełnie inną drogą, nie mijaliśmy więc ponowie schroniska, w którym pracował mój były chłopak. Starałam się zapomnieć o naszym spotkaniu i prawie mi się to udało. Ale pewnego dnia Rafał do mnie zadzwonił.
– Asiu, wydaje mi się, że powinniśmy się spotkać – usłyszałam w słuchawce jego głos.
– Po co? – spytałam podejrzliwie.
– Żeby porozmawiać. O tobie i o twoim twoim małżeństwie.
– Tu nie ma o czym rozmawiać, jestem szczęśliwa. – od razu się zdenerwowałam i rzuciłam słuchawką.

Zastanawiałam się potem, skąd wziął mój numer. Zmieniłam go przecież. Musiał sobie zadać trochę trudu, aby go odszukać po znajomych. „Zawsze był uparty” – pomyślałam.

Teraz także Rafał wcale nie zraził się moją postawą, tylko zadzwonił po raz kolejny, a potem jeszcze raz... W końcu tak mnie zmęczył, że umówiłam się z nim na spotkanie, aby jasno mu wytłumaczyć, że ma mi dać spokój. I tak mu właśnie powiedziałam, tyle że nie przyjął tego do wiadomości. Namawiał mnie, abym odeszła od męża.

Na jednym spotkaniu się nie skoczyło. Sama nie wiem dlaczego, ale widywałam się nadal z Rafałem. Może dlatego, że przy nim czułam się bezpieczna? No i był tak cudownie czuły, i taki uroczy, jak dawniej... Widział we mnie kobietę, której już od dawna nie dostrzegał Konrad, zagrzebany w finansowych sprawozdaniach.

Aż w końcu nadszedł taki dzień, kiedy poszłam z Rafałem do łóżka. Wynajął dla nas pokój w dobrym hotelu, musiał się na to naprawdę wykosztować. „Pewnie wydał na to połowę swojej miesięcznej pensji, barman dużo nie ” – myślałam, gdy tymczasem Rafał, po wspaniałym seksie, który mi zafundował, tradycyjnie namawiał mnie na odejście od Konrada.
– Zobaczysz, on ci kiedyś zrobi krzywdę – mówił. – Zamieszkaj ze mną – zaproponował nagle.
„Gdzie? Pewnie w jakimś pokoiku w tym schronisku na końcu świata” – pomyślałam i spojrzałam na niego jak na wariata, że w ogóle wpadł na taki idiotyczny pomysł.
– A co z moimi dziećmi? – spytałam.
– Twoi synowie zamieszkaliby z nami – powiedział po prostu.

Przyglądał mi się przy tym uważnie. Dobrze wiedział, o czym rozmyślam...
– Nie – odparłam z mocą. – Konrad zapewnia nam byt. Życie na poziomie. Może jest, jaki jest, i pije za dużo, ale też zarabia. Jest dyrektorem! A ty...
– A ja dyrektorem nie jestem – dokończył za mnie Rafał i uśmiechnął się ze smutkiem. – To prawda. Ale otoczyłbym cię opieką. Ciebie i twoje dzieci. Nadal cię kocham, Asiu...

Po tym wyznaniu zrobiło mi się ciepło na sercu, ale z westchnieniem uznałam, że trzeba zejść na ziemię. Nie była mi potrzebna romantyczna miłość, nie wykarmiłabym nią dzieci. Potrzebowałam stabilizacji, której Rafał nie mógł mi zapewnić. Odmówiłam mu więc po raz kolejny i zapowiedziałam, że nie chcę się już z nim widywać.
– Powinniśmy to zakończyć, i to jak najszybciej – oświadczyłam mu.
– Jeśli tego właśnie chcesz... – pokiwał głową smutno i nie próbował już więcej o mnie walczyć.

Było mi żal, bo czułam się z nim cudownie. Rafał dawał mi to, czego od dawna nie dostawałam od Konrada – miłość i czułość. A jednak wróciłam do męża i jego pieniędzy.

Każde jej słowo jak cierń wbijało się w moje serce

Przez kilka kolejnych miesięcy, kiedy kupowaliśmy nowe meble do kuchni, nowy samochód, wspaniałe prezenty na gwiazdkę dla dzieci – wmawiałam sobie, że dobrze zrobiłam. Stabilizacja finansowa jest przecież w życiu potrzebna. A że mąż mnie czasem uderzył albo krzyknął na synów? No cóż, taka jest cena wygody...

Pewnego dnia, a byłam wówczas wyjątkowo znękana awanturą, którą poprzedniego dnia urządził mi Konrad, wybrałam się na spacer po sklepach. I spotkałam starą znajomą, jeszcze z czasów studenckich. Grażyna zaprosiła mnie na kawę, zaczęłyśmy rozmawiać. W pewnym momencie rozmowa zeszła na dawnych znajomych.
– A wiesz, że Rafał się niedawno ożenił? – zapytała mnie nagle. – Kiedyś, pamiętam, byliście parą.

Skinęłam głową, mimowolnie czując dziwne ukłucie w sercu. A więc jednak znalazł w końcu miłość...
– Ona podobno jest jakąś świetną menedżerką. Wyobraź sobie, że zatrudnił ją do zarządzania swoimi hotelami, a potem nagle zostali parą.
– Co? – spojrzałam na Grażynę zdumiona, myśląc, że się przesłyszałam.
– No co? To się w sumie zdarza dość często, że szef żeni się z podwładną – źle zinterpretowała moją minę.
– O jakie hotele chodzi? – spytałam.
– To ty nie wiesz? Rafał ma trzy hotele SPA w górach. I schronisko. To schronisko było pierwsze. Odkupił je kiedyś od upadającego biura podróży, podobno za grosze. Miał pieniądze uciułane podczas zbierania truskawek w Szwecji. Zaczęło przynosić zyski. Potem trafił mu się jakiś upadły hotel, który remontował prawie własnymi rękami, następnie kolejny, i tak poszło. Zresztą wiesz, jaki Rafał jest uparty. Coś sobie założył i dopiął swego.

„Wiem... – pomyślałam. – On jest uparty, a ja głupia jak but”.

Tak się zafiksowałam na swojej wizji niebieskiego ptaka bez kasy i perspektyw, że nie przyjmowałam do wiadomości żadnych sygnałów... A przecież Rafał, kiedy miałam z nim romans, nosił całkiem niezłe ciuchy, a jego auto, chociaż stare, to był prawdziwy klasyk, a nie jakiś pierwszy lepszy grat.

Ale ja chciałam widzieć leciwy samochód i faceta luzaka z kucykiem, który niczego nie traktuje poważnie. Może w ten sposób usprawiedliwiałam swój zły wybór? Straciłam miłość i szansę na bycie z człowiekiem, który by mnie szanował i zapewnił dobre życie mnie i moim dzieciom. Za swoją głupotę zapłaciłam wysoką cenę, bo zostałam z bólem w sercu i pijakiem, który mnie bije i wyzywa...

Więcej prawdziwych historii: „Za miesiąc mój ślub, ale ja kocham innego. Żeby uprawiać seks z narzeczonym, muszę wcześniej się napić wina”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”„Wychowuję nie swoje dziecko. Żona mnie zdradziła i zaszła w ciążę z... moim bratem”

Redakcja poleca

REKLAMA