H&M pali tony nowych ubrań w piecach

H&M fot. Materiały prasowe
Czy tego problemu naprawdę nie można rozwiązać inaczej?
Małgorzata Machnicka / 24.11.2017 14:37
H&M fot. Materiały prasowe
Szwedzka sieciówka w ciągu ostatnich pięciu lat spaliła w miejskich systemach grzewczych 60 ton odzieży! Tylko w ubiegłym było to aż 19 ton ubrań i dodatków. Większość towaru przeznaczonego do spalenia trafiała do elektrociepłowni w szwedzkim mieście Vasteras, a część również do Danii.
 
Do takich danych dotarli dziennikarze szwedzkiej stacji STV i duńskiej TV2, którzy podkreślają, że podobne praktyki odbywają się także w innych krajach. 

Zakaz handlu w niedzielę. Sejm przegłosował ustawę

Jak tłumaczy H&M, utylizacji podlegają „uszkodzone lub nienadające się do sprzedaży produkty". Do pieca trafiają z powodu pleśni lub zbyt dużej ilość niebezpiecznych chemikaliów.

Naszym obowiązkiem wobec klientów i obowiązkiem prawnym jest nie sprzedawanie szkodliwych produktów w sklepach. Chcemy by nasze produkty były używane jak najdłużej.

Jeden z dziennikarzy prowadzących śledztwo miał okazję zajrzeć do transportu ubrań przeznaczonych do spalenia. Dwie losowo wyciągnięte przez niego rzeczy nie nosiły żadnych śladów uszkodzeń. Daje do myślenia, prawda?
Ludzie są nie tylko oburzeni faktem, że tyle ubrań zostało zmarnowanych, ale martwi ich także kwestia zanieczyszczenia środowiska spowodowanego spalaniem sztucznych materiałów. Co więcej, szwedzki potentat obiecał całkowitą rezygnację ze stosowania szkodliwych środków chemicznych przy produkcji do 2020 roku. 
 
Nie da się ukryć, że marka zaliczyła sporą wpadkę wizerunkową. Pytanie, jak z tego wybrnie. Kto jak kto, ale jedna z najbardziej znanych marek odzieżowych na świecie powinna umieć sobie radzić z niesprzedanymi nadwyżkami ubrań w jakiś inny sposób.

Portfele i torby Wittchen znowu w Lidlu!

Redakcja poleca

REKLAMA