Tak, oczywiście, uprawiamy seks i jemy wesołe śniadanie. Jestem mila, i dla znajomych wciąż jesteśmy parą idealną. Ale jednak widzę różnicę, też musisz ją widzieć. I to jest beznadziejne, że NAM TEŻ się to zdarzyło.
Jesteśmy wciąż młodzi, a jednak w kryzysie, który być może skończy się rozstaniem... Na pewno się skończy, jeśli taki będziesz. A może ja taka będę. Ale to co jest teraz nie gra zupełnie, rozumiesz?
Mówiliśmy: zawsze będziemy dla siebie dobrzy
No cóż, dawno przestaliśmy być dla siebie dobrzy. Robimy sobie za to awanturę o wszystko. Dlaczego, nie odebrałaś dzieci, dlaczego tak późno, dlaczego tylko ja i po co? Och, to byłoby nawet pół biedy, ale w momencie awantury wywlekamy sobie rodzinne brudy, atakujemy rodziców. Używamy słów: „bo ty zawsze”, „ty nigdy”. Seriooo? Serio powtarzamy te frazy, z których kiedyś tylko się śmialiśmy?
Mówiliśmy: zawsze będziemy się szanować
No cóż, właśnie powiedziałeś, że jestem poj***a, że męcząca. I o co mi chodzi. Mam dać ci spokój, jesteś zmęczony. I ta mina, jakbym była bzyczącą ci nad uchem muchą. Patrzę na ciebie i nie wierzę: to naprawdę ten facet, który mówił, że zawsze będę jedyna? Który patrzył na mnie, jak na cud zjawisko?
Mówiliśmy: nie będziesz przeze mnie płakać
No cóż, płaczę od kilku godzin. I w ogóle coraz częściej. Najczęściej, bo miałeś zadzwonić, zapomniałeś. Miałeś ogarnąć, ups, jaki pech, nie ogarnąłeś. Jestem z wieloma rzeczami sama.
Mówiliśmy: zawsze będę o ciebie dbał
No cóż, szczerze znudzona jestem brakiem twoich telefonów, czy jednego pytania, jak się czuje w ciągu dnia. No tak, zapomniałam. Jesteś zarobiony. Ja za to leżę i pachnę…
Mówiliśmy: seks nigdy nam się nie znudzi
To nam wciąż wychodzi najlepiej, ale już nie tak doskonale. Bo nie mam ochoty kochać się z kimś, kto o mnie nie dba w ciągu dnia. Więc raczej używamy się w seksie niż dajemy sobie miłość.
Kochanek idealny? Podnieca, daje rozkosz i jest fajny POZA łóżkiem!
Mówiliśmy: wobec dzieci zawsze team
Czy to nie wczoraj pokłóciliśmy się o matmę syna? Przy nim? Czy to nie ty powiedziałeś twardo, że nie ochrzcimy córki, bo nie i już. A gdzie ja w tym? I ten team? I niby tyle wszyscy wiemy o miłości, o kryzysach itd. Ale, gdy dzieje się to nam, w naszym idealnym związku, zaskoczenie jest jednak duże. Najgorzej, że próbujemy się otrząsnąć, zamiatając pod dywan.
Wspólny front to mit? Czy rodzice muszą mieć zawsze takie same zdanie przy dziecku?
Mówiliśmy: nie będziemy kłócić się o głupoty
No to kłócimy się o wszystko. Ależ to zaskoczenie, że jednak można się pokłócić o źle ułożone rzeczy w lodówce, naczynia w zmywarce, mydło w łazience. Że też będziemy tacy drobiazgowi. No nigdy się nie spodziewałam.
Oczywiście, jesteśmy jak miliony innych par, którym wydawało się, że kryzys to innym, a nie im. Że takie rzeczy to tylko w filmach, w głupich gazetach poradniczych i u ludzi, którzy się nie kochają. Co robimy, gdy jednak zauważymy, że zaczynamy przypominać te inne pary? Zamiatamy pod dywan, bo to łatwiejsze niż skonfrontować się z tym, że się rozmijamy. Brudno mamy pod tym dywanem, kotku. I ciągle nie wiem, czy to wciąż miłość, czy już jednak lęk przed rozstaniem. Ale nie martw się, słyszałam, że to typowe. Pytanie: co dalej z tym zrobimy?
Drobi były, dziękuję, że mnie zostawiłeś. To najlepsze, co mogłeś zrobić!