Czy rodzice zawsze muszą trzymać wspólny front?

zmartwione dziecko i kłócący się rodzice fot. Fotolia
Mama i tata muszą mówić jednym głosem – prawda powtarzana tyle razy, że trudno ją podważać. Dzięki temu dziecko ma czuć się bezpieczne. Ale wspólny front to często utopia – mówią współcześni psychologowie. Jeśli rodzice mądrze pokażą, że się różnią, dziecko na tym zyska.
/ 23.09.2016 11:03
zmartwione dziecko i kłócący się rodzice fot. Fotolia

Musicie stworzyć wspólny front - tę radę rodzice dostają razem z wyprawką. Albo jeszcze wcześniej, kiedy w czasie ciąży próbują ustalić swoje wychowawcze priorytety. Rodzice powinni zawsze prezentować takie samo zdanie, mieć jednolity pogląd na świat i na dziecko, powtarzają wszyscy, od cioci na imieninach po poradniki dostępne na półkach każdej księgarni. Ten rodzicielski aksjomat - wspólny front - ma zapewnić dziecku poczucie bezpieczeństwa.

- Brzmi, jakbyśmy szli na wojnę - mówi psycholożka, Izabela Kobierecka współpracująca z bowarto.com - Mnie się nie podoba już samo sformułowanie, żebyśmy wspólnym frontem ustawiali się przeciw dziecku.

Przecież się różnimy! 

Szkoda, że doradcy milczą na temat tego, co zrobić, kiedy mama i tata mają w jakiejś sprawie odmienną opinię. A to bardzo prawdopodobne.

Powtarzanie, że trzeba trzymać wspólny front jest nie tylko z góry skazane na niepowodzenie, ale może się wręcz okazać szkodliwe.

"Rodzice to dwoje różnych ludzi, z różnych domów i różnych tradycji. Dwa światy. Nie zawsze we wszystkim się zgadzają, nie zawsze mają takie same pomysły" - pisze psycholożka dziecięca, Agnieszka Stein, w książce "Dziecko z bliska". „Nie ma się co łudzić, że od momentu urodzenia dziecka w ich mózgach stworzą się identyczne kalki i będą zawsze zgodni. Dlatego powtarzanie, że trzeba trzymać wspólny front jest nie tylko z góry skazane na niepowodzenie, ale może się wręcz okazać szkodliwe. To nie jest łatwe zadanie i w większości rodzin próba tworzenia takiego frontu kończy się niezadowoleniem po obu stronach” - twierdzi Stein.

Co może zrobić tata, który ma inne zdanie niż mama, żeby podtrzymać iluzję, że myślą tak samo? Może upierać się przy swoim. To zapewne skończy się konfliktem albo narastającą frustracją mamy. Może wycofać się z sytuacji i pozostawić pole do działania partnerce. Tylko że powtarzanie takiej strategii może skutkować osłabieniem relacji z dzieckiem. Może też udawać, że ma takie samo zdanie jak mama. Tylko że to nieskuteczne. Dzieci, wrażliwe sejsmografy, zapewne wyczują dysonans.

Jak wychować szczęśliwego człowieka? - rozmowa Anny Maruszeczko z psychoterapeutą

Zadbajcie o fundamenty 

Oczywiście, łatwiej jest funkcjonować w rodzinie, w której fundamenty są solidne.

- Dobrze jest, jeśli mama i tata mają podobne podstawowe zasady i wspólne wartości - mówi Kobierecka. - Jeżeli ja mówię białe, ty mówisz czarne, ja mówię tramwaj, ty mówisz samolot, ja mówię jabłko, ty mówisz banan, to rokuje ciągłym szukaniem jakiegoś konsensusu, półśrodka, połowicznego rozwiązania.

Agnieszka Stein przekonuje w "Dziecku z bliska", że i taką trudną sytuację warto rozwiązać. Można skorzystać z czegoś, co nazywam planem zerowym. Polega on na tym, że rodzice siadają i ustalają, czego oboje nie chcieliby robić, bo rozumieją to jako krzywdę dla dziecka. Jeśli mają do siebie wystarczająco dużo zaufania, mogą ustalić, jak zasygnalizują sobie, że coś takiego się dzieje. Następnie umawiają się, że kiedy jeden rodzic wchodzi w relację z dzieckiem (zwłaszcza dotyczącą czegoś trudnego), wtedy ten drugi nie wtrąca się, jeśli nie zostanie o to wyraźnie poproszony.

Tyle fundamenty. Najczęściej jednak różnimy się w codziennych, mniej kluczowych sprawach.

A teraz... codzienność

- Jeśli mój mąż jest pedantem, a ja nie jestem, to udawanie przed dzieckiem, że bardzo przeszkadza mi bałagan w pokoju jest misją z góry skazaną na niepowodzenie - tłumaczy Izabela Kobierecka. - Bo dziecko poczyniło już wielokrotne obserwacje i wie, że postępuję dokładnie tak samo jak ono zawsze wtedy, kiedy właśnie nie zajmuję wspólnego frontu z tatą - dodaje.

Różnice między rodzicami nie muszą być przeszkodą w wychowaniu dziecka. Wręcz przeciwnie, mogą stanowić ogromną wartość.

Cała sztuka polega na tym, żeby pokazać różnicę zdań jako coś naturalnego, a nawet rozwijającego i wzbogacającego. „Różnice między rodzicami nie muszą być przeszkodą w wychowaniu dziecka. Wręcz przeciwnie, mogą stanowić ogromną wartość. Każda osoba, która wchodzi w relacje z dzieckiem, to kolejny model życia, na którym dziecko może się wzorować. Im tych modeli więcej (oczywiście w pewnych granicach), tym dziecko będzie miało więcej materiału dla zbudowania własnego świata” – czytamy w "Dziecku z bliska".

Kluczowy jest sposób, w jaki rodzice zakomunikują dziecku, że mają różne zdanie.

- Dorastającej córce można powiedzieć tak: "ja bym się zgodziła, żebyś poszła na imprezę, ale wiesz jaki jest ojciec - zrzęda i histeryk" - opowiada Kobierecka. - Albo: "ja się o takie rzeczy nie czepiam, ale wiesz że matka jest upierdliwa". A można też inaczej: "mnie twoje wyjścia nie przeszkadzają, ale tata w tym obszarze bardziej się niepokoi. Nie chcę robić niczego wbrew niemu, więc mam taką propozycję: usiądźmy we troje, porozmawiajmy, co możemy zrobić, żebyśmy wszyscy byli zadowoleni".

I wcale nie chodzi o kompromis. Jeśli dziecko będzie chciało wrócić z imprezy o północy, a tata będzie upierał się przy 22.00 i kompromisowo umówią się na 23.00, to obie strony będą rozczarowane i niezadowolone. Chodzi o to, żeby poszukać rozwiązania, które usatysfakcjonuje obie strony. Kluczowe jest rozpoznanie potrzeb wszystkich członków rodziny. Dziecko chce pójść na imprezę, mieć kontakt z rówieśnikami na własnych zasadach - ta potrzeba jest jasna. Ojciec zapewne chce mieć spokojny wieczór i nie martwić się o córkę. Być może dobrym rozwiązaniem, które mu to zapewni jest podjechanie po dziecko o umówionej porze? Albo posłanie po nie taksówki? A może rozwiązaniem tej kwestii jest zorganizowanie imprezy w domu? Metodą prób i błędów, propozycji i pomysłów, szukamy rozwiązania, które zadowoli wszystkich obecnych przy negocjacyjnym stole.

Funkcjonowanie w rodzinie nie polega na tym, że rodzice mają być zadowoleni, a ono sfrustrowane.

- Oczywiście, to wymaga inwestycji czasowej, trzeba się wysilić, pomyśleć, pokombinować - mówi Kobierecka. - Łatwiej i szybciej jest powiedzieć "nie bo nie". Ale ta ścieżka jest cenna, bo od najmłodszych lat dziecko poznaje postawę negocjacyjną win-win. Do dziecka od początku dociera komunikat, że funkcjonowanie w rodzinie nie polega na tym, że rodzice mają być zadowoleni, a ono sfrustrowane. Uczy się, że usatysfakcjonowani mają być wszyscy. A poza tym ćwiczy kreatywność, formułowanie argumentów, niepoddawanie się, szanowanie się nawzajem i dbanie o to, żeby wszyscy czuli się dobrze.

Dla maluchów można uatrakcyjnić takie rozmowy, wziąć tablicę korkową, zapisywać pomysły kolorowymi pisakami, rysować. Notowanie nawet najbardziej nierealnych pomysłów dziecka sprawi, że maluch poczuje się ważny, doceniony, będzie poważnym uczestnikiem rodzinnej narady.

Wszystkie jesteśmy złymi matkami. Dlaczego sobie to robimy?

Różnica zdań nie jest zła - to też ważna lekcja!

„Różnic nie trzeba się obawiać” - zapewnia Jesper Juul, duński pedagog i terapeuta, autorytet w dziedzinie wychowywania dzieci.

„Według mnie nie ma znaczenia, czy rodzice zgadzają się w kwestiach wychowawczych, czy nie. W zasadzie zgadzać muszą się tylko co do jednego: że różnica zdań jest dopuszczalna. Dzieci czują się niepewnie tylko wówczas, gdy ich rodzice postrzegają powstające między nimi różnice jako złe i niepożądane” – pisze Juul w książce "Twoje kompetentne dziecko".

Kobierecka uważa: - Żyjemy w czasach, w których różnica postrzegana jest jako coś niebezpiecznego. Ale jeśli od zawsze uczysz dziecko, że ludzie mogą się różnić, to dajesz mu bezcenną lekcję tolerancji, która w przyszłości bardzo się przyda. Świat przecież będzie się mieszał i miksował coraz bardziej. Dziecku, które wie, że można się różnić, łatwiej będzie zaakceptować odmienność kolegów czy sąsiadów. I odwrotnie: jeśli nie potrafię zaakceptować pedantyzmu mojego partnera, to jak chcę wytłumaczyć dziecku, że ludzie mają różne kolory skóry.

„Zaakceptowanie faktu, że różnice mogą być cenne przynosi ulgę całej rodzinie. Informacja o tym, że w wychowywaniu dziecka nie zawsze trzeba się we wszystkim zgadzać, pomaga rodzicom (a zwłaszcza matkom), patrzeć na relacje dziecka z drugim rodzicem. Przestają go kontrolować, krytykować i poprawiać na każdym kroku z intencją zapewnienia dziecku jedynej właściwej (czyli takiej jak ich własna) opieki. Im bardziej rodzice traktują dziecko od początku jak autonomiczną, zdolną do myślenia istotę, tym łatwiej jest im zgodzić się, że osoba, która spędza z dzieckiem dużo czasu zapatruje się na wiele spraw inaczej od nich” - czytamy w "Dziecku z bliska". W takiej sytuacji dziecko z różnych dostępnych światopoglądów konstruuje swój własny sposób rozumienia rzeczywistości.

Agnieszka Stein uważa, że taki wypracowany, a nie odziedziczony obraz świata ma jeszcze jedną zaletę. Jest dużo odporniejszy w zetknięciu z manipulacją czy wpływem rówieśników. Kiedy rodzice dają dziecku umiejętność dokonywania świadomych wyborów, zwiększają szansę na to, że będzie z niej umiało skorzystać także poza domem.

Żeby własne zdanie zaprezentować, trzeba je najpierw mieć. Zamiast pytać wszystkich dookoła, jak postąpić z własnym dzieckiem, lepiej zapytać o to siebie.

Na początek warto jednak zapamiętać, że wprowadzenie zmian w rodzinne życie to proces i wymaga czasu. Być może nie uda się przeprowadzić udanych i satysfakcjonujących negocjacji za pierwszym razem. Stanie za sobą, podejmowanie kolejnych prób, to jest opcja dla odważnych, bo trzeba mieć odwagę, żeby powiedzieć: "ale ja tak nie uważam". Warto to powiedzieć bez ataku, za to z szacunkiem i asertywnie. Poza tym, żeby własne zdanie zaprezentować, trzeba je najpierw mieć. Zamiast pytać wszystkich dookoła, jak postąpić z własnym dzieckiem, lepiej zapytać o to siebie.

- Eksperci mają dzisiaj ogromny wpływ na życie ludzi we wszystkich dziedzinach. Czasami ktoś do mnie przychodzi i pyta o każdy aspekt życia z dzieckiem. Ile prezentów ma dać 5-latkowi? Ile chcesz! A o jakiej porze powinien spać 6-latek? Nie wiem. Mój chodzi ok. 21.00, ale może w waszej rodzinie są inne potrzeby i przyzwyczajenia. Warto być sobą - podkreśla psycholożka i dodaje: - Nawet jeśli się pomylisz i dziecko wypomni ci kiedyś, że nie posłałaś go na hiszpański, chociaż tata chciał. Jakieś błędy na pewno popełnisz i coś tam zapewne wypomni. Ale ja przynajmniej chciałabym mieć dobre argumenty, jak będę się tłumaczyć: "stałam za tym, synku, bo uważałam, że tak będzie dla najlepiej". Nie chciałabym powiedzieć: "a bo się bałam taty i chciałam mieć święty spokój".

Polecamy też tekst o relacjach matka-córka "Wybaczając matce, uczymy się wybaczać innym"

Redakcja poleca

REKLAMA