Jeśli spełnią się obietnice premiera wygłoszone podczas niedawnego expose, od 2013 roku matki będą mogły skorzystać z wydłużonego urlopu macierzyńskiego. Czy projekt rzeczywiście przyczyni się do zwiększenia dzietności w polskich rodzinach? Jak postrzegają go rodzice, a jak pracodawcy? Poznajcie wady i zalety nowego urlopu macierzyńskiego.
Obecnie kobiecie, która urodziła jedno dziecko przysługuje 20 tygodni urlopu macierzyńskiego. Okres ten ma prawo przedłużyć o 4 tygodnie, co oznacza, że z dzieckiem może spędzić pół roku. Po tym czasie, matka może wrócić do pracy lub skorzystać z urlopu wychowawczego. Urlop wychowawczy jest bezpłatny, jedynie rodziny o niskich dochodach (504 zł na osobę w rodzinie) mogą ubiegać się o zasiłek rodzinny wynoszący 400 zł miesięcznie.
Zobacz też: Dodatkowy urlop macierzyński
Nowy, roczny urlop macierzyński, który w swoim expose na 2013 rok zaproponował Donald Tusk, ma polepszyć sytuację finansową matek, a także umożliwić im przebywanie z dzieckiem przez pierwszy, najważniejszy rok życia. Projekt ma zachęcić rodziny do posiadania większej liczy dzieci i zmienić dramatyczną sytuację demograficzną w naszym kraju. Jeśli ustawa wejdzie w życie latem 2013 roku, Polska będzie liderem w kwestii długości urlopu macierzyńskiego w Europie. Obecnie najdłuższy macierzyński jest w Norwegii (9 miesięcy) oraz w Szwecji (7 miesięcy). Mimo że idea jest szczytna, to czy dłuższy urlop rzeczywiście przyczyni się do wzrostu demograficznego? Analizując zalety i wady tego projektu okazuje się, że więcej jest tych drugich...
Zalety:
- stabilizacja finansowa - rodzice nie będą musieli szukać miejsc w trudno dostępnych żłobkach lub płacić nianiom za opiekę nad niemowlęciem. Przez pierwszych 6 miesięcy macierzyńskiego matka będzie dostawać 100% swojej pensji, przez kolejne pół roku - 80% wynagrodzenia. Jest to dużo więcej, niż mogłyby dostać na urlopie wychowawczym;
- utrzymanie więzi z niemowlęciem - według psychologów, pierwszy rok spędzony z dzieckiem jest bardzo ważny zarówno dla malucha, jak i jego mamy. Socjalizacja placówek publicznych zamieniana jest na ciepło domu rodzinnego;
- zatrudnianie pracownika na zastępstwo za kobietę na rocznym urlopie macierzyńskim będzie miało większy sens. Dłuższy okres gwarantuje jakąś stabilizację. Pracownik ma szansę zdobyć doświadczenie, a pracodawca nie musi szybko żegnać przeszkolonego pracownika, by na nowo szkolić mamę, która na jakiś czas „wybiegła z obiegu”.
Wady:
- z urlopu macierzyńskiego mogą skorzystać wyłącznie kobiety pracujące na umowę o pracę, a to wcale nie jest taka duża grupa. Mnóstwo kobiet pracuje na umowy śmieciowe – umowy zlecenia, umowy o dzieła. Są też takie, które nie pracują wcale, bo nie mogą znaleźć pracy. Te wszystkie osoby są wykluczone z tego systemu państwowego – jeśli rodzi im się dziecko, są skazane same na siebie. Czyżby „dzietność” matki na umowie śmieciowej lub bezrobotnej nie miała dla rządu znaczenia? To dyskryminacja;
- kobieta może mieć problem z powrotem na rynek pracy po dłuższej nieobecności. Jeśli pójdzie na zwolnienie lekarskie już na początku ciąży (a ma do tego prawo), a do tego spędzi rok na urlopie macierzyńskim, nie będzie w pracy prawie 2 lata. W korporacjach szybko rozwijających się, dwuletnia nieobecność pracownika, sprawia że musi uczyć się zawodu na nowo. Tak jest np. w branży informatycznej. Taki wypad z obiegu może mieć konsekwencje finansowe dla firmy i psychiczne dla kobiety: niższe poczucie własnej wartości, słabsza ocena kompetencji, znalezienie powodu do zwolnienia;
- długie urlopy macierzyńskie będą jeszcze bardziej zniechęcać pracodawców do zatrudniania kobiet. Zanim nowy pracodawca zatrudni młodą kobietę – dwa razy zastanowi się, czy mu się to opłaci. Jeśli zajdzie w ciążę, będzie musiał znaleźć nowego pracownika (poświęcić czas i pieniądze), przeszkolić go, ryzykując, czy się sprawdzi na stanowisku (znowu czas i koszty), a potem, kiedy się wszystkiego nauczy i stanie biegły w tym co robi, będzie musiał go zwolnić, żeby zrobić miejsce matce. Młode kobiety będą dyskryminowane jeszcze bardziej, niż jest to teraz;
- dłuższy urlop macierzyński to prawdopodobnie sposób rządu na rozwiązanie problemu bezrobocia na rynku pracy oraz braku żłobków i przedszkoli. Dłuższa nieobecność matki eliminuje ją z rynku i stwarza etat na zastępstwo dla bezrobotnego. Eliminuje także dziecko z wyścigu o miejsce w żłobkach (których – jak wiadomo – jest jak na lekarstwo);
- kobiety lubiące swoją pracę, dobrze zarabiające i spełniające się, jak najszybciej będą chciały do niej wrócić, bez względu na to, czy urlop macierzyński będzie trwał pół roku czy rok. Są jednak panie, dla których praca jest tylko sposobem na zdobycie pieniędzy na życie. Jeśli zamiast ciężkiej pracy fizycznej za grosze w markecie lub fabryce mają możliwość zostania z dzieckiem w domu, wiadomo że chętnie z tego skorzystają. Tu nie tyle będzie liczyć utrzymanie więzi z dzieckiem, co zyski materialne. Korzystać mogą na tym także „kombinatorki” nastawione wobec społeczeństwa roszczeniowo.
Czy nowa ustawa wpłynie na wzrost demograficzny w naszym kraju? Raczej w niewielkim stopniu. Sytuację poprawiłaby jednak sama praca. Jeśli młodzi ludzie po skończeniu szkoły i studiów byli zatrudniani na umowy o pracę, dostawali godziwą pensję, mieli szansę na mieszkanie, nie martwiąc się, czy starczy w danym miesiącu na kredyt, chcieliby mieć dzieci. Dłuższy, płatny urlop macierzyński to tylko kropla w morzu potrzeb.