Najlepsze w duecie
Najczęściej występują pod nazwą cantucci. Jeśli są nieduże, nazywane bywają cantuccini, a gdy kupujemy jej w okolicach toskańskiego Prato, zwą się biscotti di Prato. Za każdym razem jednak chodzi o te same ciasteczka. Można je dostać na wagę w każdej toskańskiej cukierni, fabrycznie pakowane dostępne są na terenie całych Włoch. Od niedawna można je także kupić w naszym kraju. Za pierwszym razem trzeba zaufać instynktowi, nie oczom. Cantucci wyglądają bowiem jak niespecjalnie apetyczne sucharki z migdałem w środku. W świecie włoskich smakołyków przypominają Kopciuszka. Ale jeśli im zaufamy, mogą nas bardzo pozytywnie zaskoczyć. Najważniejsze, by jeść je powoli i we właściwym towarzystwie. A najlepszym towarzystwem dla cantucci jest likierowo słodkie vin santo. Mniej ortodoksyjni smakosze mogą spróbować innych słodkich win, a nawet dobrej, aromatycznej kawy. Cantucci moczy się przez kilka sekund w płynnym dodatku, a gdy zmięknie, rozpływa się w ustach, oddając swoją słodycz i alkoholową wyrazistość.
Polecamy: Jak zrobić panzanellę?
Podwójne pieczenie
Samodzielne przygotowanie cantucci nie należy do najtrudniejszych, choć niewątpliwie jest dość pracochłonne. Ciasto z dodatkiem migdałów zagniata się, formuje w roladę i piecze w dość niskiej temperaturze. Po pewnym czasie należy je wyjąć z piekarnika, pokroić roladę w plasterki i ponownie wstawić do pieca, kontynuując pieczenie. Choć cantucci przypominają sucharki, potrafią z czasem jeszcze bardziej twardnieć, zwłaszcza gdy leżą na powietrzu. Dlatego dobrze jest je przechowywać w szczelnych opakowaniach, puszkach lub słojach na ciasteczka. O ile coś zostanie, bo cantucci zjada się dość szybko. Szczególnie lubią je panie, gdyż razem z vin santo tworzą wyrafinową przekąskę, idealną do długich pogaduszek.
Zobacz także: Czym jeść farro?