„Zostawiłem ją dla innej, ale żałuję. Chciałbym wrócić do byłej żony, ale ona nie chce mnie znać”

Mąż żałuje porzucenia żony fot. Adobe Stock
„Spotkaliśmy się przypadkiem. Nie mogłem przestać na nią patrzeć – taką pewną siebie i elegancką w swoim kapeluszu i dobranym do niego kolorze szminki. Kiedyś nie malowała ust. Te cztery lata odmieniły ją zupełnie. Zatęskniłem i zapragnąłem jej, jak kiedyś...”
/ 29.01.2021 12:33
Mąż żałuje porzucenia żony fot. Adobe Stock

Aneta rzuciła kryształowym kieliszkiem, a ten roztrzaskał się na kamiennej podłodze. Kawałki szkła, niektóre duże i wyglądające groźnie, inne drobne, ścieliły się po podłodze w niewiarygodnej ilości. To wszystko z jednego kieliszka?

Patrzyła na mnie bezradnie szeroko otwartymi, wielkimi oczami, które ostatnio robiły się coraz większe. Czy to może być złudzenie? A może to jej twarz tak wychudła? Nie wiem, nie potrafię tego ocenić, gdy widzę ją na co dzień. Tylko wciąż mam to wrażenie, że jej oczy rosną i rosną. Chyba nie czuła się na siłach, by pójść po odkurzacz albo wziąć do ręki miotłę.

To znak, że nadchodzi atak

Za chwilę wybuchnie płaczem i wybiegnie z kuchni, potem schowa się w swoim pokoju i nie będzie chciała ze mną rozmawiać. Będzie mazgaić się do rana, wstanie opuchnięta i półprzytomna, i znowu to ja będę winien wszystkim niepowodzeniom jutrzejszego dnia. A potem kolejnych dni, tygodni, miesięcy, lat.

– Kochanie, zostań tu, gdzie stoisz. Zaraz przyniosę odkurzacz i sprzątnę całe to szkło. Pokaleczysz się, jeśli po nim przejdziesz.

– Nie jestem już twoim „kochaniem”.

– Jesteś.

Jak ja nienawidzę tej twojej obłudy, tego, jaki z ciebie miły gość, do rany przyłóż, po prostu plaster z balsamem łagodzącym rany. Pomyślałby kto!

– Anetko, daj spokój. Idę po odkurzacz. A ty się nie ruszaj. Dobrze? Chwilę to trwało, nim wyciągnąłem elektroluks ze schowka, wsadziłem rurę i znalazłem do niej właściwą końcówkę. Odkurzacz był ciężki, pewnie miał wypełniony worek i przez chwilę rozważałem myśl, by go wymienić. Zrezygnowałem – lepiej to zrobię, jak już ściągnę całe szkło.

Wróciłem do kuchni i zobaczyłem moją żonę we krwi. Uzbrojona w śmiercionośny przezroczysty okruch, śmiała się histerycznie i patrzyła na mnie wyzywająco.

– Widzisz, do czego doprowadziłeś? Życie mi już niemiłe.

– Aneta, opanuj się! Rzuciłem odkurzacz, doskoczyłem do niej, chwyciłem zakrwawioną rękę i wsadziłem pod kran. Po chwili tamowałem ranę. Jestem w tym dobry. W każdym razie doświadczony. Nie musiałem wzywać pogotowia.

– To jest emocjonalny szantaż, Aneta. Niczego nie osiągniemy, jeśli się będziesz zachowywać w ten sposób. Żadne z nas. Nigdy.

– Mnie już nie zależy na osiągnięciu czegokolwiek. Moje życie i tak się skończyło. Przez ciebie.

– To jest nieznośna babranina, gadanie małego dziecka. Nie mogę tego słuchać. Chodź, położysz się, tylko ostrożnie, błagam, wymijaj te szkła.

– Ani myślę. Chcę mieć je w stopach, chcę, by mi się dostały do krwioobiegu i dotarły do serca. Żeby ono skamieniało i zrobiło się nieczułe, zimne jak w tej baśni Andersena.

– Nie pleć bzdur.

– To nie są bzdury. Dlaczego nie możesz zrozumieć, że ja cierpię, tak bardzo cierpię. Jestem poraniona, poharatana. Te kawałki szkła już niczego gorszego nie zdziałają, nie muszę się ich bać.

– Powinnaś. Gdybyś dostała zakażenia, mogłabyś umrzeć od tego. Alternatywą jest życie, pomyśl, życie – z całym jego bogactwem i nieprzewidywalnością.

– O tak, już ty wiesz coś na temat jego „bogactwa” i „nieprzewidywalności”.

– Przestań. W porządku, przyznaję. Ale ty masz takie same szanse jak ja. Ty też możesz ułożyć sobie życie na nowo. Poznać kogoś, pokochać, zmienić wszystkie zasady, rzucić się głową w głęboką toń.

– Wiesz dobrze, że jedyne, na co mam ochotę, to rzucić się z okna, i nie w żadną toń, tylko w beton.

– Aneta, błagam cię! – No dobrze, już dobrze. Daj mi coś, żebym lepiej spała. Ta ręka cholernie boli. Pulsuje.

– Dam ci proszek przeciwbólowy.

– O tak, najlepiej na ból duszy.

Jeszcze raz dało się zażegnać kryzys

Przebrała się w piżamę, umyła zęby, grzecznie położyła się do łóżka. Pochyliłem się nad nią, jakby była moją pacjentką albo nawet małą córeczką, której nigdy nie miałem.

– Zaśniesz? Wyglądała zdrowo. Bardzo ładnie zresztą, pociągająco

– Chciałabym. Może mi się coś miłego przyśni? Coś z przeszłości? Jakieś wspólne wakacje na przykład, plaża, żółty piasek, błękitne niebo, granatowa woda… I będę znowu szczęśliwa. Nie wiedziałem już, co odpowiedzieć. Gardło mi się ścisnęło. Jak jej to wytłumaczyć, że ja też żałuję? Bardzo. Sam miewam czasem takie sny. Jesteśmy w nich razem i czujemy się dobrze, spokojnie, pewnie. Kochamy się. A potem się budzę i jednocześnie budzi się we mnie świadomość, że wszystko to należy już do przeszłości.

Z mojego powodu, bo pokochałem inną kobietę. Powodu, nie winy. Tu nie ma niczyjej winy. Po prostu tak się ułożyło. W każdym razie ja tak uważałem.

Lata później...

Siedziała w ogródku kawiarnianym i miała na głowie czerwony kapelusz. Nigdy wcześniej nie nosiła kapeluszy. Mawiała: „W kapeluszu pięknie, ale jeszcze piękniej bez niego”. Pamiętam do dziś. Stosy fantazyjnych nakryć głowy zalegały w jej szafie, na tym ich kariera jednak się kończyła. I oto… Rozmawiała przez telefon i nie widziała mnie, dzięki czemu miałem czas na zastanowienie. Mogłem zrobić unik, udać – nawet przed samym sobą – że jej nie zauważyłem, i polecieć dalej. Powinienem wracać do domu po pracy. A jednak podszedłem do stolika i pozwoliłem jej się zobaczyć. Uderzyło mnie zakłopotanie w jej twarzy. Niechęć.

– Wojtek!

– Miło, że pamiętasz moje imię.

– No wiesz, trudno by mi było zapomnieć.

Jej oczy nie były już wcale wielkie, trochę się schowały w tłuszczowej tkance, której przyrosło chyba w niejednym miejscu. Wyglądała czerstwo i zdrowo. Bardzo ładnie zresztą. Pociągająco.

– Mogę się przysiąść na chwilkę?

– Nie. Jestem tu umówiona. Wiesz, z mężczyzną.

– Nie zjem go.

– A jednak wolę, żebyś się nie przysiadał.

– Aneta, tak mi przykro…

– Mnie też, ale myślę, że nie mamy sobie już nic do powiedzenia.

– Naprawdę? Ja tam mam, wiele.

– A ja wolałabym pogrążyć się w dalszym zapominaniu ciebie. Jestem już na dalekim etapie, wiesz? To znaczy bliskim całkowitego zapomnienia.

– Ach tak.

– Mam gdzieś, że ci przykro.

Groteskowa sytuacja. Stałem tak, nie mając śmiałości usiąść wbrew jej życzeniu, a przecież rozmowa toczyła się. Sam sobie wydałem się uczniem wywołanym do odpowiedzi przez panią nauczycielkę, poza tym, że to ja sam siebie wywołałem. Nie musiałem z nią w ogóle rozmawiać. Poza tym, miałem świadomość, że za chwilę nadciągnie jakiś gość i zrobi się jeszcze bardziej idiotycznie.

– W takim razie przepraszam, już sobie idę. Ale stałem jak zahipnotyzowany. Nie mogłem przestać na nią patrzeć – taką pewną siebie i elegancką w swoim kapeluszu i dobranym do niego kolorze szminki. Kiedyś nie malowała ust. Te cztery lata odmieniły ją zupełnie.

– Więc na co czekasz? Idź wreszcie!

– Do widzenia, Aneta.

– Cześć!

Odczuwałem wielką ochotę, by zaczaić się gdzieś i zobaczyć faceta, na którego czekała. Jak by się przywitali? Jak ludzie spoufaleni czy wręcz przeciwnie? Co wydarzyło się w życiu mojej byłej żony, odkąd rozstaliśmy się na dobre, w bólu i rozpaczy? Aż do tej chwili nie chciałem tego wiedzieć. Miałem tak dosyć jej histerii, depresji i samobójczych prób, że gdy wreszcie się na dobre uwolniłem, wyparłem sam fakt istnienia tej kobiety. Niemożliwe? Możliwe.

Odpuściłem i poszedłem w swoją stronę. Nie było takiej szansy, by podejrzeć ją, samemu będąc niezauważonym. Czyli do domu. Jej życie już mnie nie powinno obchodzić. Niepotrzebnie w ogóle się do niej zbliżyłem.

Ruszyć coś w niej, tej tępej głupiej babie

 Leżała na kanapie, jak zwykle z butelką czerwonego wina i kieliszkiem na podłodze. Gdy wszedłem, ledwie machnęła ręką, szedł od niej kwaśny zapach, pewnie już się solidnie napiła.

– Iwona, obiecałaś.

– Tak, tak – mruknęła – od przyszłego tygodnia.

– To jest już kolejny „przyszły tydzień”.

– Zobaczysz, ostatni.

To, co w istocie zobaczyłem, to zapuchnięta twarz, włosy w nieładzie, błędny wzrok. Niegdyś dla tej kobiety oszalałem. Zostawiłem kochającą żonę. Sprawiłem jej ból, wpędziłem w psychiczną chorobę.

– Może zrobimy jakąś kolację?

– Już jadłam.

– Co?

– Nie wiem, nieważne.

Nawet nie odwróciła wzroku od telewizora. Kolejny odcinek kolejnego serialu.

– Ale ja bym chciał, żebyśmy zjedli coś razem, jak mąż z żoną, jak rodzina. Też się napiję. Sięgnąłem po jej butelkę. Zmierzyła mnie wrogim spojrzeniem.

Chcesz pić, trzeba było coś kupić.

– Spokojnie, Iwona, starczy mi jeden mały kieliszek. Nalałem sobie. Poczłapałem do kuchni i otworzyłem lodówkę. Pusta, jak zwykle, nie licząc jeszcze jednej flachy czerwonego. W zlewie kilka brudnych, zaschniętych talerzy. Przed oczami stanęła mi Aneta w czerwonym kapeluszu, jej usta starannie pomalowane, namiętne, wypukłe jak u dwudziestolatki.

Jej błyszczący wzrok oczekujący na kochanka.

– Iwona, ja mam już dosyć. Usiadłem na krześle przy stole. Tępo wpatrywałem się w ekran jak i ona, tyle że ja widziałem na nim moją Anetę.

– Czego masz dosyć?

– Takiego życia przed telewizorem, pustego i nudnego, twojego alkoholizmu, którego nie chcesz leczyć, a który wszystko psuje między nami. Przecież my już nawet ze sobą nie rozmawiamy.

– Nie jestem alkoholiczką.

– Jesteś.

– To tylko wino, w końcu nic takiego, wyluzuj wreszcie. Uważasz, że jestem nudna? Sam taki jesteś. Flak z olejem. Nie obwiniaj mnie za jakość naszego życia. Ty też za nią odpowiadasz.

– Nie obwiniam cię, po prostu… Chciałbym coś zmienić, dalej tak nie mogę.

– Więc zmieniaj, proszę bardzo. Droga wolna. Zimna apatia, szklany wzrok w szklanym świecie. Ruszyć coś w niej, tej tępej głupiej babie! Uniosłem w górę pusty już kieliszek i walnąłem nim o kamienną podłogę. Roztrzaskał się w drobny mak.

– Histeryk – uśmiechnęła się pogardliwie. Żadnego gestu. Chwilę jeszcze posiedziałem, a potem wstałem powoli i poszedłem po odkurzacz do schowka. Jakiś ostry okruch przebił kapeć i wbił mi się w stopę. A niech dojdzie do serca – pomyślałem zrezygnowany.

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Wszystkie małżeństwa w mojej rodzinie się rozpadają. Boję się, że to klątwa
Przez pragnienie macierzyństwa, prawie zniszczyłam własne małżeństwo
Mój ojciec to zwykła szuja. Zostawił nas, a potem drugą rodzinę
Jestem chorobliwie zazdrosna o byłą mojego faceta. On mówi, że to tylko przyjaźń
Córki traktowały mnie jak służącą, a ja zaniedbałam przez to męża

Redakcja poleca

REKLAMA