Pochodzę z rozbitej rodziny. No, może to zbyt dramatyczne stwierdzenie – moi rodzice po prostu się rozwiedli, i to niedawno, kiedy miałam 18 lat. Nie mogę powiedzieć, że zawalił mi się wtedy świat. Owszem, byłam zaskoczona, bo chociaż widziałam, jak między nimi jest fatalnie – ustawiczne awantury – to mimo wszystko nie brałam pod uwagę ich rozstania.
Rodzinna klątwa, a może coś innego?
Najstarsza panna młoda w parafii! Złapała pierwszego, który był na tyle głupi, że ją wziął!
A w rozpacz na tę okoliczność wpadłam z zupełnie innego powodu. Związane to było z szokiem, który przeżyłam, usłyszawszy kiedyś słowa babci Haliny. Nie były skierowane do mnie, ale ponieważ krzyczała, trudno ich było nie słyszeć. Obydwie babcie były wtedy u nas – Halina, mama mojego taty, i Teresa, mama mojej mamy.
Zazwyczaj unikały się, bo zwyczajnie się nie lubiły. Wiedziałam o tym od zawsze, nawet nie starały się tego ukryć. Ale tamtego dnia były moje urodziny, jedna z bardzo niewielu okazji w roku, kiedy przychodziły do nas w tym samym czasie. No i oczywiście musiało się skończyć jak zwykle – czyli awanturą.
Nie chciałam tego słuchać i poszłam do swojego pokoju, ale przecież przez cienkie ściany w bloku wszystko słychać. – Ten twój synalek powinien ją po stopach całować! – darła się babcia Teresa. – Bogu dziękować, że go chciała i ciągle z nim jest!
– On?! To przecież ona miała szczęście, że ją wziął! – wrzasnęła w odpowiedzi babcia Halina. – W końcu jest starsza od niego!
– Zaledwie o dwa lata! Gdyby chciała, mogłaby mieć każdego! – No to dlaczego nie chciała?! Skoro mogła przebierać jak w ulęgałkach, to czemu wyszła za mąż dopiero w wieku 28 lat? Najstarsza panna młoda w parafii! Złapała pierwszego, który był na tyle głupi, że ją wziął! I niestety padło na mojego syna!
– Nawet i teraz, gdyby go rzuciła, bez problemu znalazłaby lepszego! – nie darowała babcia Teresa. – Powinna się rozwieść!
– To niech się rozwiedzie! – babcia Halina huknęła pięścią w stół, aż wszystkie szklanki zadzwoniły. – Przynajmniej Bartek odetchnie i będzie miał spokój. Ciekawe, jak twoja córunia będzie żyć jako rozwódka!
– Poradzi sobie! – prychnęła babcia Teresa. – Moja mama się rozwiodła, ja się rozwiodłam, to i Martusia może się rozwieść. I jakoś żadna z nas tego nie żałowała! A! I moja prababcia też odeszła od męża.
– No to nie wiem akurat, czy jest się czym chwalić! – zaśmiała się babcia Halina. – Chyba jakaś klątwa wisi nad wami, że żadna męża przy sobie nie potrafi utrzymać!
Przez długi czas zastanawiałam się nad tym, co usłyszałam
Kiedy obrażone na siebie babcie w końcu sobie poszły, przez długi czas zastanawiałam się nad tym, co usłyszałam. Że babcia Teresa nie żyje z dziadkiem, to wiedziałam. Rozeszli się długo przed moim urodzeniem; zdaje się, że mama była wtedy w moim wieku. Dziadek mieszka teraz w Ameryce, przyjeżdża raz na kilka lat i zatrzymuje się wtedy u nas. Bo my mieszkamy w jego mieszkaniu, przepisał je kilka lat temu na mamę. Ale o prababci i praprababci nie słyszałam.
Postanowiłam pociągnąć mamę za język. – Moi rodzice ciągle się kłócili, nie wtrącałam się w ich życie, nie wiem, dlaczego się rozstali – mama niezbyt chętnie opowiadała o niechlubnej historii swojej rodziny. – Moja mama kiedyś powiedziała w gniewie, że ją zdradził… Nie wiem dokładnie, w każdym razie tu twojego dziadka z żadną inną kobietą nie widziałam. Dopiero w Ameryce poznał tę swoją Katie. A o swojej babci i prababci to nic nie wiem. Prababci nie znałam, a babcia zawsze była sama…
– Nie miałaś dziadka? – dopytywałam.
– Miałam, ale zmarł, kiedy byłam mała – zamyśliła się mama. – Ale wiesz, tak mi się kojarzy, że do niego to jeździliśmy na wieś. Niewiele pamiętam, tylko takie przebłyski. Jak dziadek pokazywał mi krowę w oborze… I chyba mieszkała z nim kobieta, jakaś Wiesia… A właściwie dlaczego pytasz?
– A nic, tak sobie… Babcia coś ostatnio wspomniała, że kobiety w jej rodzinie się rozwodziły.
Ciekawa byłam – nie chciałam jej pokazać, że mnie to martwi. A naprawdę mnie martwiło. Rozwód niby ludzka rzecz, ale żeby wszystkie kobiety w naszej rodzinie się rozwodziły… Może to faktycznie klątwa? Zwłaszcza że na takie zakończenie małżeństwa kiedyś ludzie patrzyli inaczej niż dziś. Było czymś w rodzaju skandalu, szczególnie na wsi, a stamtąd pochodzi moja rodzina. Kobiety nie decydowały się na rozwód tak łatwo. Po pierwsze, były bardziej religijne, a Kościół przecież rozwodów zabrania; po drugie, były często zależne finansowo od męża. Nie podejmowały pochopnych decyzji.
Kiedy więc mama powiedziała mi, że rozstają się z tatą, byłam zrozpaczona. Nie z powodu rozpadu ich małżeństwa, bo męczyły mnie już ich kłótnie, tylko… no właśnie – klątwy. Bo doszłam do wniosku, że to jednak musi być klątwa, która ciąży na kobietach z mojej rodziny. A zatem i na mnie!
– Głupia jesteś – skwitowała moja przyjaciółka, której zwierzyłam się ze swoich przemyśleń. – Jaka klątwa?! Mamy XXI wiek!
– No to jak to wytłumaczysz? – nie dawałam za wygraną. – Wszystkie kobiety z rodziny mojej mamy się rozwodziły.
– No to może po prostu z nimi coś było nie tak? – zapytała Renata i zaraz dodała przepraszająco. – Wiesz, sama mówiłaś, że twoja mama czasami bywa nieznośna.
– Jak każda kobieta – wzruszyłam ramionami. – Ty na swoją też narzekasz. Jednak po cichu przyznałam jej rację.
Rzeczywiście, kiedy patrzę na swoją babcię albo mamę, to nie dziwię się, że nikt z nimi nie wytrzymał. Mama czepiała się ojca dosłownie o wszystko. Wystarczyło na przykład, że wrócił nieco później z pracy, a już podejrzewała go o zdradę! A on jeździł tirami – skąd miał wiedzieć, czy będą korki albo ile czasu będzie trwał rozładunek?
Babcia – mama mamy – też się czepiała. Nie wiem, jak dziadka, ale mnie – owszem! Nic jej się nigdy nie podobało. Ani to, jak się ubieram, ani to, jak się uczę czy jak czeszę włosy. No i to jej podejście do facetów…
– Ty sobie chłopakami głowy nie zawracaj, oni wszyscy są diabła warci – powtarzała mi.
– Przecież kiedyś muszę wyjść za mąż! – zaprotestowałam w pewnym momencie. To było wtedy, gdy zaczęłam się spotykać z Olkiem i chciałam, żeby go poznała.
– Nie ma się co spieszyć – stwierdziła. – Jeszcze zdążysz mi przedstawić męża. No i ostatecznie babcia nie poznała Olka.
Zanim zdecydowałam się go do nas zaprosić, to się rozstaliśmy. Wkurzył mnie, bo na imprezie bardziej zajmował się moją koleżanką niż mną, i zrobiłam mu karczemną awanturę. Pokłóciliśmy się i tyle. Następnego chłopaka poznałam już w pracy. Marek wydawał się ideałem – na inne kobiety prawie nie zwracał uwagi, pamiętał o naszej rocznicy poznania się, zawsze przynosił mi jakieś prezenciki i ustępował we wszystkim. Tyle że po roku zaczęliśmy się nieco rzadziej spotykać.
Ciągle brakowało mu czasu; narzekał, że ma dużo roboty. Denerwowało mnie to, więc robiłam mu nieustanne wymówki. No i pewnego dnia stwierdził, że okropnie się czepiam, ograniczam go, jestem zaborcza i w ogóle to wszystko nie ma sensu. Ryczałam jak bóbr.
– To rodzinna klątwa, mówię ci! – szlochałam w rękaw przyjaciółce. – Zobacz, mam 25 lat i właśnie rozstałam się z facetem, którego kocham nad życie. Dlaczego?!
– Daj spokój, widocznie nie był ci pisany – odparła i machnęła ręką.
– Ale nie o to chodzi… – jęczałam. – Nie rozumiesz, że on miał rację?
To nie klątwa!
Jestem podobna do mamy, mam jej charakter. Wszystkie kobiety w mojej rodzinie mają taki sam, dlatego faceci z nami nie wytrzymują. Będę nieszczęśliwa, bo wszyscy mnie opuszczą! Renata zamyśliła się.
– Wiesz… skoro znasz problem, to możesz go rozwiązać – uwolniła się od mojego objęcia i podała mi chusteczkę. – Masz dwa wyjścia. Albo będziesz narzekać i jęczeć, że to rodzinna klątwa, albo coś ze sobą zrobisz.
– Ale co? Ja… ja kocham Marka! Muszę go odzyskać. Zrobię wszystko, żeby…
– To z nim porozmawiaj – przerwała mi. – Powiedz, że go rozumiesz i już wiesz, o co tu chodzi. I poproś, żeby dał wam szansę. Jeżeli on też cię kocha, to się zgodzi.
– A jak nie? – chlipnęłam. – Jak nie, to niepotrzebny ci taki facet. Nie dowiesz się, dopóki nie zapytasz.
Marek zgodził się na rozmowę. Powiedziałam mu, że wszystko przemyślałam i że miał rację. Jestem zaborcza, czepialska i rzeczywiście chciałam go mieć na własność. Wyznałam mu też to, co wiem na temat naszej „rodzinnej tradycji”.
– Zależy mi na tobie. Czy tobie na mnie też? – zapytałam, wstrzymując oddech.
– Bardzo – uśmiechnął się i wziął mnie za rękę. – Przecież tyle razy z tobą rozmawiałem, tłumaczyłem, że ja tak nie mogę, muszę mieć czas dla siebie. I nie potrafię być z kimś, kto podejrzewa mnie o zdradę za każdym razem, gdy uśmiechnę się do jakiejś kobiety. Myślisz, że bym to robił, gdyby mi nie zależało? Ale jak grochem o ścianę…
– Wiem – westchnęłam. – Teraz będzie inaczej. Bo widzę problem i chcę się zmienić.
– A dasz radę? – spojrzał mi w oczy.
– Kocham cię.
– Ja ciebie też – odparł cicho.
– Wiec dam radę – zapewniłam go. Łatwo nie jest.
Słowa babci Haliny zabrzmiały groźnie...
Muszę uczciwie przyznać, że charakter mam paskudny. Jestem zazdrosna o każdą jego koleżankę z portalu społecznościowego. Złoszczę się, kiedy idzie z kolegami na piwo, zamiast przyjść do mnie. Jest mi przykro, gdy mówi, że ma ochotę po prostu obejrzeć telewizję zamiast łazić po parku. Czasem dąsam się o byle co, nie umiem się powstrzymać. Ale się staram! I oby mi się udało, bo nie chcę skończyć jak mama, babcia, prababcia, praprababcia. Postanowiłam zerwać z rodzinną tradycją. Słowa babci Haliny zabrzmiały groźnie. Bo jeśli mówiła prawdę, to sprawa dotyczyła także mnie.
Więcej prawdziwych historii:
„Wyjechałem na urlop z miłą i skromną dziewczyną. Godzinę później wracałem z narzekającym, rozwydrzonym babsztylem”
„Miałam wszystko, ale zostawiłam kochającego męża dla kochanka, bo mnie nudził. Teraz zmieniłam zdanie i chcę wrócić”
„Mąż nagle zaczął dawać mi drogie prezenty i stał się wyjątkowo czuły. Dziad mnie zdradza - jestem tego pewna”
„Podczas imprezy firmowej wdałam się we flirt z klientem. Zupełnie zapomniałam, że w domu czeka na mnie mąż”