„Jestem chorobliwie zazdrosna o byłą mojego faceta. Spędza z nią mnóstwo czasu i wmawia mi, że to tylko przyjaźń”

Zawód miłosny fot. Adobe Stock
Jestem twardą kobietą; nie będę lamentować, jeśli facet wybierze inną. Lecz niech się przynajmniej, krętacz, otwarcie zdeklaruje!
/ 09.01.2021 06:57
Zawód miłosny fot. Adobe Stock

Gratuluję, pani detektyw. – już po sprawie przystojny adwokat oskarżonego, którego moje zeznania pogrążyły, skłonił mi się z uznaniem. – Nie lubię przegrywać, ale doceniam profesjonalizm i wyjątkową urodę przeciwnika. Może da się pani zaprosić na kawę? Łatwo przeszedł od pochwał do propozycji. Powinnam uważać, ale przecież byłam już dużą dziewczynką....

Obudził mnie dźwięk telefonu. Przez moment nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Potem wróciły wspomnienia. Kawa przekształciła się w randkę u niego w domu. Szampan, nastrojowa muzyka, świece... Sebastian wpatrujący się we mnie z zachwytem i rosnącym pożądaniem. A potem przeszedł do czynów... Na samo wspomnienie zrobiło mi się gorąco.

Wcześniej o niej nie mówił

Spojrzałam należącego obok mnie mężczyznę. Telefon nie przestawał dzwonić, a ten spał jak zabity. Zasłużył sobie… Zerknęłam na elektroniczny budzik: 03.16. Kto mógł dzwonić o tej porze? Odebrać? Może to coś ważnego? Włączyła się automatyczna sekretarka.
– Seba, jesteś tam? Widać nie. Albo swoim zwyczajem śpisz jak zabity. Musimy się spotkać i pogadać. Jutro, znaczy już dziś. Tam gdzie zwykle, koło szóstej. Bądź, proszę cię. Najlepiej sam.

Zmroziła mnie poufałość w tonie tej kobiety. I pewność, że Sebastian stawi się na wezwanie. Moje zadowolenie diabli wzięli. Kim, u licha, była ta laska? Zapytałam go o to, ledwie otworzył oczy i się przeciągnął. Wstał, odsłuchał wiadomość i roześmiał się cicho.
– To tylko Miśka. Znamy się od wieków. Kiedyś byliśmy parą, a teraz jest dla mnie jak młodsza siostra. Ma strasznego pecha do facetów. Pewnie znowu jakiś ją rozczarował i musi się wyżalić.
– Ale dlaczego ona chce się spotkać tylko z tobą? – drążyłam temat.
– A ty byś chciała się wyżalać przed obecną panną swego byłego faceta?
– Nie. Ale też nie zwykłam dzwonić do swoich byłych w środku nocy. Jak koniec, to koniec – powiedziałam dobitnie.
– Cóż... – wzruszył ramionami. – Jestem nieco bardziej elastyczny. Poza tym Miśka świetnie gra w tenisa. Ćwiczymy regularnie, chyba że tkwi w kolejnym dole rozpaczy. Wtedy spotykamy się w pubie. To tyle, pani detektyw – jednym susem wskoczył do łóżka i przygarnął mnie do siebie. – Uwielbiam cię, nawet kiedy mnie przesłuchujesz.... – mruknął mi do ucha.

Włoski zjeżyły mi się na karku. Oczywisty dowód jego uwielbienia wbijał mi się w udo. Wtedy znowu zadzwonił telefon.
– Odbiorę – pocałował mnie w czoło.
Oboje widzieliśmy, kto dzwoni. Wybrał JĄ. Poczułam niepewność, gorszą nawet od zazdrości. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się. W milczeniu wypiłam kawę, którą mi łaskawie przyszykował.
– Jesteś skołowana – domyślił się.
– Uwierz mi, zupełnie niepotrzebnie.
Przykrył moją dłoń swoją. Idealnie do siebie pasowały. Myślałam, że my też. Ale nie byłam jedyną kobietą w jego życiu.

Życie w trójkącie

Poznałam ją dwa tygodnie później w „ich” pubie. Spontaniczne powitanie zbiło mnie z tropu. Miśka dosłownie na niego wskoczyła. Przy ludziach. Przy mnie! Cholera, żeby chociaż była brzydka... Obiektywnie jednak musiałam przyznać, że drobna, szczupła i uroczo piegowata brunetka mogła przyspieszyć męskie tętno. Zatonęli w rozmowie, wykluczając mnie ze swego kręgu. Nie miałam pojęcia o ich stałej mecie w Szczyrku, o starych znajomych, o „dzikim” meczu w debla, o szlemiku z kontrą, w której „tamci leżeli bez dwóch”. Poczułam się obca i zbędna.

Wymknęłam się do toalety. Przez kwadrans gapiłam się w lustro, szukając odpowiedzi. Czemu się rozstali? Czemu wciąż mu na niej zależało? Po co zainteresował się mną? Wysoką, chudą blondynką; twardą, logiczną babką z kaburą u pasa, radzącą sobie z najgorszymi zbirami? Gdy wyszłam, siedziała mu na kolanach, a Sebastian głaskał ją po plecach. Może tylko pocieszał? Może, ale nie miałem pewności. Dwa tygodnie romansu to za mało, żeby taką pewność zyskać. Zamówiłam taksówkę i wyszłam.

Odczekał dwa dni, zanim zjawił się z bukietem róż. Nic nie mówił, tylko klęczał przede mną z miną niesłusznie skarconego psiaka. Nie potrafiłam się gniewać. W nocy znów dotyk zastąpił słowa. Tygodnie mijały, romans kwitł, ale wątpliwości (oraz Miśka) nie znikały. Sebastian dzielił czas wolny między nas dwie. Wydzwaniała pod byle pretekstem, a on do niej gnał, gdy tylko zajęczała w słuchawkę. Nasze wspólne plany brały w łeb. Jasne, sama odwoływałam randki, gdy padałam z nóg lub dostałam nagłe zlecenie. Jednak chyba źle ze mną było, skoro ćwicząc na strzelnicy, osiągałam celność bliską ideału, gdy w miejscu tarczy wyobrażałam sobie buźkę Miśki. Tłumiona wściekłość rozdzierała mnie od środka. Potrzebowałam rady. Męskiej rady.

Wpadliśmy na chytry plan

Sebastian umówił się na brydża ze swoją paczką. Oczywiście Miśka też do niej należała. Nie znosiłam kart, więc zyskałam wolny wieczór i zadzwoniłam do Marka. W końcu był psychologiem. Rozwiedliśmy się, bo przesadzał z troską. Gdy wydało mi się, że jestem w ciąży, zasugerował, abym siadła za biurkiem. Matka Polka nie powinna biegać z pistoletem, narażając się na strzały zza węgła. Wtedy uznałam, że nam nie po drodze. Żaden kompromis nie wchodził w grę.

Ciężko odchorowałam rozwód. Marek szybciej się pozbierał, wkrótce zaangażował się w nowy związek. Ale nadal do mnie dzwonił, pytał, co słychać, i proponował wspólne wypady. Odmawiałam w myśl zasady, że jak koniec, to koniec. Może niesłusznie? W końcu bardzo brakowało mi naszych rozmów. Zaprosiłam go do siebie na wódkę. Znał mnie bardzo dobrze; od razu zorientował się, że mam poważny zgryz. Usiadł i spojrzał mi głęboko w oczy, nic nie mówiąc. Szybko rozlałam alkohol.
– Aż tak źle? – zapytał, gdy wychyliłam kieliszek jednym haustem, a zaraz potem drugi. – No, gadaj, póki dasz radę.

Więc się wyżaliłam. Od początku do końca. Alkohol rozwiązał mi język.
– Cwana egoistka – podsumował. – Raczej go nie kocha. Traktuje jak bezpieczny port, do którego zawsze może wrócić. Jesteś rywalką, dlatego wychodzi ze skóry, by go od ciebie odciągnąć.
– To wiem. Pytam o niego.
– Nie ma gry bez graczy, Zuzka – oznajmił mi rzeczowo. – I reguł. Oboje bierzecie w tym udział. Niepewność. Głęboka intymność, za którą nie idzie głębia zaangażowania. Zero deklaracji. Skoro ci to przeszkadza, daj temu wyraz.
– Czyli co? Mów po ludzku.
– Pogadaj z nim otwarcie, wyłóż kawę na ławę – skrzywiłam się bezwiednie, co natychmiast zauważył. – Rozumiem...
W takim razie umów się ze mną do kina. Dziś, pojutrze, za tydzień, za dwa, do skutku. Moja pani nie lubi horrorów, a ja nie trawię dramatów psychologicznych. Mam ich dość w robocie. Więc ty wykorzystasz mnie, a ja ciebie. Nadrobię zaległości filmowe, zresetuję umysł, a ty wzbudzisz w panu adwokacie zazdrość. A nawet jeśli nie wzbudzisz... – uśmiechnął się łobuzersko – zawsze co sobie pooglądasz w kinie, to twoje.

Przypomniałam sobie, czemu właściwie za niego wyszłam. Był inteligentny, dowcipny, uczciwy. Fajny facet. Nigdy nie ukrywał tego, co czuje i myśli. Dlatego się rozstaliśmy. Przestraszyłam się. Zasłaniałam się pracą, ale tak naprawdę wtedy jeszcze nie dorosłam do poważnego związku, z dziećmi i firankami w oknach. Nie miałam pojęcia, czy przy Sebastianie już dojrzałam, bo nie poruszaliśmy tak ważkich tematów. Za wcześnie. Na razie skupialiśmy się na zmysłach.

Niemniej podstęp podziałał. Jeden film, drugi, trzeci... Komórka, której nie odbierałam. Nerwowe esemesy, które zbywałam... Wreszcie Sebastian się zirytował. Wpadł do mnie znienacka w niedzielę, gdy akurat komentowaliśmy z Markiem, zaśmiewając się do łez, świeżo obejrzany film o ratowaniu świata przed zombie.
– Skubaniec, co mu tak wesoło? Kawka, ciasto... Skąd ta komitywa? Widać dużo czasu spędzacie razem. Tak nagle? Czyżbym coś przeoczył? I co znaczyło to czułe pożegnanie? – zasypał mnie pytaniami, kiedy Marek już się ulotnił.
Istotnie, wychodząc, pozwolił sobie na „małżeńskiego” całusa. Prowokator jeden! Uśmiechnęłam się w duchu.
– Już po tenisie? Tak szybko? – starałam się zachować kamienną twarz.
– Nie zmieniaj tematu! – warknął.
– A ty zmień ton – odparowałam zimno. – Marek to bystry, sympatyczny facet. Lubię go. Lubię chodzić z nim do kina, rozmawiać. Pod tym względem mnie nie rozpieszczasz. Miałeś rację, koniec związku nie musi oznaczać końca w ogóle.
– Więc to tak! Mścisz się za Miśkę. Nie pozwolę się szantażować uczuciowo!
– O jakich uczuciach mówisz? – udałam zdziwioną. – Jak dotąd nie usłyszałam z twoich ust żadnego wyznania. Nie oczekuję oświadczyn, kocham się z tobą kochać, ale często odnoszę wrażenie, że traktujesz mnie jak panienkę na telefon.

Po tych słowach wyraźnie spuścił z tonu. Widać głupio mu się zrobiło… Chyba zrozumiał, że mam sporo racji.
– Uspokójmy się, porozmawiajmy poważnie – przybrał adwokacki ton.
– Jak miło! – wkurzyłam się na dobre.
– To byłaby pierwsza rozmowa na temat naszego związku! O ile taki istnieje… Bo zapasy w łóżku, choć podniecające, nie rozwiązują problemów. Nie wiem, co do mnie czujesz. Nie wiem, czemu trzymasz mnie w szachu, posługując się Miśką. Nic nie wiem. To cholernie frustrujące! I daruj sobie prawnicze gadki. Bądź szczery. Zdeklaruj się. Wóz albo przewóz. Seks albo... – zawahałam się, nie chcąc używać wielkich słów – albo coś więcej.

Unikał mojego wzroku. Był speszony i mocno zdenerwowany. W niczym nie przypomniał pewnego siebie adwokata. Wyglądał jak nastolatek przyłapany przez matkę z rękami pod kołdrą. Żenująca sytuacja dla obu stron. Ułatwiłam mu sprawę.
– Mam 32 lata, nie jestem podfruwajką, nie potnę się żyletką – powiedziałam. – Po prostu powiedz coś. Cokolwiek, żebym wiedziała, na czym stoję.
Spuścił głowę, potarł skronie czubkami palców. Gdy wreszcie na mnie spojrzał, cofnęłam się bezwiednie. Był zły.
– A ty? Chciałaś wyznań, to czemu milczałaś? Nie umiem czytać w myślach. Zwłaszcza twoich. Jesteś szczelna jak zawór bezpieczeństwa. Zwyczajnie bałem się mówić, żeby czegoś nie zepsuć.
– A Michalina?
– Jak mogłaś myśleć, że to dla ciebie konkurencja? – westchnął. – Cackam się z nią, bo niby truła się z mojego powodu. Infantylna, rozchwiana emocjonalnie egocentryczka! Zanim łyknęła tabletki, zadzwoniła na pogotowie, do mnie i rodziców. Wstydziłem się przyznać, że mnie prześladuje. Mięczak ze mnie. A ty jesteś tak samodzielna, samowystarczalna, odważna, pewna siebie! Nikogo nie potrzebujesz, a ja ciebie – jak powietrza. Chryste, jakie to popieprzone! Kiedy wreszcie spotkałem kobietę swego życia, to ona rzuci mnie z powodu jakiejś wariatki!
– Nie rzuci – zapewniłam go oszołomiona. – To o powietrzu... było niezłe.

Więcej prawdziwych historii:
„Mój mąż zdradził mnie i zostawił biedną kobietę z brzuchem. 20 lat później zaproponowałam jej, by zamieszkała z nami”
„Córki traktowały mnie jak służącą i opiekunkę. Po latach zorientowałam się, jak bardzo przez to zaniedbałam męża”
„Po śmierci ojca musiałem go zastąpić matce i siostrom. Były tak zazdrosne, że nie pozwalały mi na szczęśliwy związek”
„Pogodziłam się z tym, że mogę nie dożyć 30. Bolało mnie tylko to, że nie dam mężowi upragnionego dziecka”

Redakcja poleca

REKLAMA