„Jednego dnia macha do mnie uśmiechnięty, a drugiego grozi. Oddech stalkera czuję na plecach cały czas”

Ofiara stalkera fot. Adobe Stock
Mężczyzna, który ją prześladuje, jest chory psychicznie, ale czy to oznacza, że może być bezkarny? Lidia Piechota od siedmiu lat jest nękana przez stalkera, obcego mężczyznę, który uważa, że ją kocha.
Listy od Czytelniczek / 25.01.2021 15:13
Ofiara stalkera fot. Adobe Stock

Wychodzę z domu i pierwsze, co robię, to sprawdzam, czy go nie ma. Idę na spacer, jadę do pracy, wyjeżdżam z miasta, a i tak czuję jego oddech na plecach. Czasem wydaje mi się, że ten człowiek czyta w moich myślach. Byłam w Warszawie, w jednym z marketów ogrodniczych, ledwie zdążyłam z niego wyjść, a już dostałam SMS-a: „Lidka, a może byśmy poszli do...”, i tu padła nazwa sklepu, w którym właśnie byłam. Skąd on to wiedział? Przecież i ja, i on mieszkamy w Olsztynie – mówi dziennikarka Lidia Piechota.

Opowiada spokojnie, rzeczowo i ani na chwilę nie traci rezonu. Głos jej nie drży, a w jasnobłękitnych oczach nie pojawiają się łzy. To nie Lidka. Ona płakać nie będzie. Nie da się zaszczuć.
– Nie mogę, mam dziecko i jestem za nie odpowiedzialna – spogląda w błękitne, radosne oczy Zachariaszka. – W ciąży powtarzałam sobie, że nie mogę się denerwować, bo złe emocje przekażę synkowi. A on nie może być kolejną ofiarą tego człowieka.

Zaczęło się niewinnie

Zaczęło się siedem lat temu. Kiedy do redakcji TVP Olsztyn, w której Lidka Piechota od miesiąca była prezenterką pogody, przyszedł mejl: „Szanowna Pani. Trudniej jest mi się z Panią skontaktować, niż mogłoby to się wydawać. Raz wyjechała Pani na zdjęcia, dziś ma Pani wizytę u lekarza. Jak będzie Pani miała potrzebę wyjścia na spacer w jakiś chłodny i słoneczny dzień, wie Pani, gdzie mnie szukać. Miłego dnia. Paweł Piotr S.”.
– List brzmiał dość dziwnie, ale pomyślałam, że powinnam być miła dla widzów, więc grzecznie odmówiłam – opowiada Lidka.

Sądziła, że mężczyzna zamilknie zawstydzony, lecz on po kilku dniach przyjechał do siedziby TVP Olsztyn i poprosił Lidkę, żeby oprowadziła go po swoim miejscu pracy. Początkująca dziennikarka nie śmiała odmówić.
– Wyglądał normalnie, facet koło czterdziestki, a przy tym sprawiał wrażenie, jakby znał wszystkich – mówi.

Dlatego pokazała mu studio, redakcję i pożegnała się, sadząc, że więcej go nie zobaczy. Myliła się. Od tamtej pory Piotr S. zaczął ją śledzić. Wystawał pod budynkiem telewizji, jeździł za ekipą, z którą pracowała. Kiedy to nie wystarczyło, bo dziewczyna udawała, że go nie zauważa, postanowił uprzykrzyć życie jej znajomym z pracy. Zasypywał ich mejlami, dzwonił po kilka razy dziennie do redakcji, a potem zdobył prywatny numer telefonu Lidki i służbowe jej znajomych z pracy oraz szefa.

Nie wiedziałam, jak mu się to udało, dopiero potem dowiedziałam się, że jest informatykiem. Byłam więc zaskoczona, kiedy zaczęły przychodzić pierwsze SMS-y. Zażądałam, żeby przestał, bo zgłoszę sprawę na policję.  Odpisał: „Proszę bardzo, numer 997 w każdym mieście”.

Pisał do niej mejle, SMS-y, zasypywał ją prezentami, przysłał pocztówki, maskotki, kwiaty, które rozdawała koleżankom. Denerwowała ją jego nachalność, ale wciąż uważała go za niegroźnego. Chociaż dziewczyny bały się wychodzić same z pracy, kiedy wystawał pod budynkiem.

– Nikt nie wiedział, co ten człowiek może zrobić. Czego tak naprawdę chce? Szybko przestałam czytać jego SMS-y i nawet nie zdawałam sobie sprawy, ile ich jest. Dopiero później, kiedy zgrywałam je na płytę dla policji i zobaczyłam to, pomyślałam, że być może popełniłam błąd. Ignorowałam go, a powinnam się bać i prosić o pomoc. Wystraszyłam się dopiero, gdy w grudniu 2007 roku dostałam od niego policyjne metalowe kajdanki.

Był bezkarny

Strach przerodził się w złość. Lidka nie zamierzała dłużej znosić działań człowieka, którego nie znała ani nie zapraszała do swojego życia.
– W swej naiwności sądziłam, że jeśli złożę doniesienie na policję, to moje kłopoty się skończą – mówi.
Policja skierowała sprawę do sądu grodzkiego. Wtedy stalking, czyli nękanie nie był przestępstwem, a tylko wykroczeniem, za które groziła jedynie grzywna. Na rozprawę Piotr S. przyszedł z bukiem tulipanów i... oświadczył się Lidce.

– Zakpił sobie z nas. On w ogóle uważa, że wszystko, co robi, jest zabawne. Widzi mnie na ulicy, macha i woła: „Lidka, Lidka, no, co ty?! Nie wygłupiaj się!”, jakbyśmy byli dobrym znajomymi. Pisze i proponuje spacer, bo dzień jest taki ładny, a zaraz potem twierdzi, że będzie mnie gwałcił albo w wulgarny sposób określa części mojego ciała. Opisuje mój plan dnia na Facebooku, zaprasza na swój profil moich znajomych, pisze do mojego byłego chłopaka. Kiedy jestem w domu, budzi mnie SMS-ami i każe wyłączyć światło. Informuje mnie, żebym uważała, bo mam oblodzone schody i według niego to jest śmieszne – opowiada kobieta.

Rozprawa w 2007 roku skończyła się naganą. Biegli sądowi orzekli, że Piotr S. jest upośledzony psychicznie, ale jego czyny nie zagrażają życiu dziennikarki.
– Wyszłam z sali roztrzęsiona i zapłakana – wspomina Lidka. – Zrozumiałam, że ten człowiek w świetle prawa może być bezkarny. Kiedy pani sędzia zagroziła mu karą za niestosowne zachowanie na sali, odburknął: „Proszę bardzo, mogę grabić telewizyjny ogródek”, a kiedy usłyszał o grzywnie, odparł, że chętnie zapłaci, ale na spółkę ze mną.

Lidka jeszcze raz podała go do sądu, ale druga rozprawa też skończyła się grzywną. Zrozumiała wtedy, że albo się podda i da zaszczuć obcemu człowiekowi, albo nauczy się żyć z kilkudziesięcioma SMS-ami i mejlami dziennie, i ciągłym nagabywaniem.

– Wybrałam to drugie, bo nie jestem z tych, co łatwo się poddają – mówi. Wychodząc po raz drugi z sądu, obiecała sobie, że będzie żyć normalnie. Skupiła się na przyjaciołach, rodzinie, zwiedzała Polskę i świat, nagrywała telewizyjne programy, współprowadziła „Kawę czy herbatę”. Widzowie nigdy nie domyśliliby się, że ta pełna energii dziewczyna od lat jest ofiarą stalkera.

W 2011 roku zmieniły się przepisy i stalking stał się przestępstwem, za które grozi do 3 lat więzienia.
– Poza tym urodziłam Zachariasza – opowiada Lidka. – Cieszyłam się każdą chwilą spędzoną z synkiem, sadząc, że zapomnę o całej sprawie. Ale ten człowiek zaczął nazywać Zacharego swoim synem. Komentował filmy i zdjęcia z nim, które zamieszczałam na Facebooku, mimo że mój profil jest utajniony i nie łatwo do niego dotrzeć. Postanowiłam, że dłużej tak być nie może.

W zeszłym roku znowu złożyła doniesienie na policję i nagłośniła swoją historię w mediach.
– Robię to dla Zachariasza, bo nie chcę, żeby i on był nękany – mówi.
Jej sprawą zajęła się prokuratura.

W połowie stycznia tego roku policja zatrzymała komputer i telefon Piotra S. Jego samego przebadał biegły psychiatra i psycholog sądowy.
– Wkrótce skierujemy sprawę do sądu – mówi Mieczysław Orzechowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie. – Ten człowiek, jak stwierdzili biegli, jest niepoczytalny, ale to sąd zdecyduje, czy jego zachowania stanowią wysoki stopień szkodliwości społecznej. Wtedy zostałby skierowany na przymusowe leczenie psychiatryczne.

Na razie wobec Piotra S. zastosowano dozór policyjny. Musi dwa razy w tygodniu meldować się na posterunku policji. Prokurator zakazał mu też jakichkolwiek kontaktów z Lidką i zbliżania się do niej na odległość mniejszą niż 50 metrów. Piotr S. już następnego dnia ten zakaz złamał.
– Choć zabrano mu komórkę, nadal do mnie pisze, teraz z dwóch różnych numerów – mówi Lidka. – Ale nie poddam się tak łatwo. Jeśli jedynym rozwiązaniem dla niego jest leczenie w zakładzie zamkniętym, to powinien tam trafić, bo państwo wreszcie musi zacząć chronić mnie i moje dziecko, a nie jego – mówi Lidka.

Każdy z nas może stać się ofiarą prześladowcy. Dlatego nie należy usuwać żadnych dowodów stalkingu, na przykład wyrzucać niechciane prezenty, wykonywane nam z ukrycia zdjęcia, kasować SMS-y, mejle, wpisy na czatach i forach internetowych. Warto również zapisywać wszystkie zdarzenia związane z prześladowcą.

Taki dziennik pomoże policji zakwalifikować jego zachowania jako nękanie. Pod żadnym pozorem nie należy jednak odpowiadać na zaczepki stalkera ani z nim negocjować. Bo to daje mu poczucie władzy nad nami, a nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć zachowania takiego człowieka. Dlatego najlepiej zebrać dowody, ustalić świadków i zgłosić sprawę na policję.

Zobacz więcej kryminalnych historii:
„Uwiodła mnie, odurzyła narkotykami i okradła cały mój dom. Jak dziecko dałem się nabrać zawodowej złodziejce”
„Zamordowałem dziadka swojej dziewczyny, a ona zbeszcześciła zwłoki. Ten tyran i wcielony diabeł sobie zasłużył”
„Mieliśmy tylko zmasakrowane zwłoki i żadnych poszlak. Sprawa zamordowanego gangstera okazała się jednak prosta”

Redakcja poleca

REKLAMA