Wyglądała tak niewinnie, a jednocześnie seksownie i podniecająco. Była niesamowicie pociągająca, kiedy tak siedziała z nogą założoną na nogę, w spódniczce przed kolana, która teraz naturalnie sięgała do połowy jędrnych, obciągniętych lśniącymi pończochami ud.
Że były to pończochy, mogłem się zorientować, bo spódniczka podjechała w jednym miejscu tak wysoko, że widziałem koronkowe zwieńczenie samonośnego paska. Potrząsnąłem głową, żeby odgonić niegrzeczne myśli. Kobieta zauważyła moje spojrzenie i widziałem, że uśmiechnęła się lekko, a potem popatrzyła mi prosto w oczy.
Uwodziła mnie jak rasowa kusicielka
Poczułem łomotanie serca. Bo w jej wzroku nie znalazłem oburzenia ani potępienia. Wręcz przeciwnie – coś, co odczytałem jako zachętę. Nalałem wina do kieliszków, uniosłem swój, a ona poszła w moje ślady.
– Marnie się ta nasza znajomość zaczęła, – powiedziałem – ale mam nadzieję, że rozwinie się w dobrą stronę. Jeszcze raz przepraszam, że tak panią skrzyczałem…
– To ja powinnam przeprosić – odparła z uśmiechem. – W końcu narobiłam panu szkód…
– Nie ma o czym mówić – w tej chwili pęknięte tylne światło i zarysowany bagażnik nie wydawały mi się problemem. – Jakoś to przeżyję… Proszę mi opowiedzieć coś o sobie. Z bijącym mocno sercem przesiadłem się z fotela na kanapę, na której siedziała. Miałem nadzieję, że wypadło to w miarę naturalnie.
– Jestem zwyczajną kobietą po trzydziestce – roześmiała się uroczo. – Niewiele mogę o sobie powiedzieć, bo niewiele dzieje się w moim życiu. Pracuję, czasem spotykam się z przyjaciółmi…
– Tylko proszę nie mówić, że jest pani sama. Taka piękna kobieta.
– Dziękuję – zatrzepotała rzęsami. – Ale proszę nie przesadzać. Naprawdę jestem zupełnie zwyczajna… I sama. To znaczy, po rozwodzie. A pan? Może pan powie coś o sobie? Widzę, że nieźle się panu powodzi – rozejrzała się po salonie. – Pewnie jest pan jakimś menadżerem albo nawet prezesem…
– Coś w tym rodzaju – teraz ja się roześmiałem. Trochę był ten mój śmiech zduszony, bo kiedy mówiła, poruszyła się tak, że spódniczka podjechała jeszcze wyżej.
W zasadzie, powinna ją poprawić, ale nie zrobiła tego, co uznałem za kolejną zachętę.
– Jestem rzeczywiście menadżerem w sporej firmie, kieruję działem i… jakieś tam widoki na prezesurę mam w przyszłości. A powodzi mi się całkiem znośnie, a nawet lepiej niż znośnie. Tylko czasem doskwiera mi samotność… – położyłem jej dłoń na kolanie. Sama zaproponowała, że wynagrodzi szkody.
Miał być upojny wieczór, a była... pustka
To był decydujący moment. Gdyby się cofnęła, zrzuciła moją rękę, nawet delikatnie, wycofałbym się z awansami. Ale ona zdawała się nie zwracać uwagi na to, co właśnie zrobiłem. A nawet więcej. Po krótkiej chwili, jakby wahania, wyraźnie przesunęła te boskie nogi w moją stronę, oparła się wygodniej. Więcej mi nie było trzeba.
Przesunąłem dłoń nieco wyżej, pochyliłem się do jej ust.
– Poczekaj – szepnęła. – Muszę na chwilę do łazienki… Nic nie zapowiadało, że tak przyjemnie się to popołudnie zakończy. Wręcz przeciwnie. Kiedy poczułem niewielkie, ale wyraźne stuknięcie z tyłu i zobaczyłem wypełniający lusterko samochód, natychmiast wyskoczyłem na ulicę. Niedawno kupiłem to cacko, musiałem nawet wziąć je w części na kredyt, chociaż zarabiałem naprawdę nieźle.
A tutaj stuknął mnie jakiś burak w starym golfie! Jednak kiedy kobieta wysiadła, złość mi trochę przeszła. Ale tylko trochę. Obsobaczyłem ją porządnie, bo przecież nie zdarzyło się nic, co by usprawiedliwiało wjechanie mi w ogon.
– Jak się ma samochód bez hamulców, to się nie wyjeżdża na ulicę! – warczałem, kiedy usiłowała się tłumaczyć.
– Proszę nie wzywać policji – poprosiła płaczliwie. – Nie mam ważnego przeglądu, będę miała kłopoty… Jakoś postaram się to panu wynagrodzić.
Gdyby była facetem, z pewnością bym nie ustąpił, ale na widok łez zmiękłem od razu. No i nie ukrywajmy – już zacząłem kombinować z tym całym „wynagrodzeniem”. Szkoda była relatywnie nieduża, na kilkaset złotych. Nie było sensu robić z tego afery kryminalnej.
– Proponuję, abyśmy pojechali do mnie – powiedziałem. – To niedaleko, a przynajmniej nie będziemy robić zbiegowiska. Zgodziła się natychmiast, była mi wdzięczna, była zachwycona moją rycerskością, była pod wielkim wrażeniem. No cóż, zagotowałem się.
Kiedy wyszła z łazienki, zauważyłem, że poprawiła makijaż, podmalowała nawet usta. To ostatnie wydawało mi się zupełnie zbędne w świetle tego, co zaraz miało się zdarzyć, ale przecież kobiety już tak mają. Wstałem na jej widok, a ona podeszła do mnie, pchnęła mnie lekko, tak że klapnąłem na kanapę, a potem usiadła na mnie okrakiem. Położyłem ręce na jej udach, czując coraz większe podniecenie, kiedy nieśpiesznie pochylała się, żeby mnie pocałować.
No i zostałem – goły i niewesoły!
Wreszcie nasze wargi spotkały się. Jej pomadka smakowała słodko, wpiłem się w nią mocno. Odpowiedziała równie namiętnie. Świat rozpłynął się i odleciałem. Odleciałem bardzo daleko. Zbyt daleko, jak się miało okazać. W ciemność.
– Nieźle – policjant rozejrzał się po splądrowanym salonie. – Zniknęło chyba wszystko, co przedstawiało jakąś wartość, prawda? Głowa mi pękała, czułem się, jakbym pił całą noc, w dodatku mieszał różne alkohole.
Co gorsza, zniknął też samochód i nawet cała gotówka… Pomyślałem, że trzeba było jednak zaopatrzyć się w porządny sejf. Chociaż do tej pory wydawało mi się, że ta skrytka z zamkiem szyfrowym wystarczy.
– Fachowa robota – stwierdził oficer. – Z pana zeznań wynika, że cała willa została splądrowana w niespełna dwie godziny.
– Tyle czasu byłem nieprzytomny – przyznałem. – A pan co się tak zachwyca? To babsko mnie okradło! Chyba ze wszystkiego!
– Oprócz konta – uściślił. – Dobrze, że nie trzyma pan nigdzie pinów i zdążył zastrzec kartę. No i proszę nie wyklinać jedynie na tę kobietę. Ona jest tylko wabikiem i ma za zadanie uśpić czujność ofiary.
– A potem samą ofiarę – burknąłem. – W czym było to świństwo? Pewnie w szmince? – Na pewno. To prostsze niż dosypywanie czegoś ukradkiem. Takie ma już ta pani, jak to nazywamy w policji, modus operandi.
Patrzyłem na niego tępo przez dłuższą chwilę, próbując jednocześnie zebrać myśli. Narkotyk, którym mnie poczęstowała niedoszła kochanka, a w istocie rzeczy złodziejka, wciąż jeszcze utrudniał sprawne rozumowanie. Ale wreszcie do mnie dotarło.
– To nie jest pierwsza taka sprawa? – domyśliłem się.
– Zdarzyła się ich cała seria – potwierdził policjant. – Dlatego od razu wezwano mnie, bo zajmuję się dochodzeniem. W ciągu ostatniego miesiąca obrabowano taką metodą co najmniej trzech mężczyzn. Zapewne to jedna i ta sama grupa. Najpierw obserwują ofiarę, jej zwyczaje, a przede wszystkim oceniają status materialny, po czym przystępują do akcji.
– To ich złapcie! Przecież można chyba namierzyć tę kobietę!
– Widzi pan, to nie takie proste. Rysopisy znacznie się różnią, może jedynie poza wzrostem, ale i tutaj mam rozpiętość od metra sześćdziesięciu pięć do metra siedemdziesięciu. Jedyne, co się zgadza, to nienaganna figura oszustki. Pan podał, że to była ciemna blondynka o szarych oczach, ktoś inny mówił o brunetce z piwnymi oczami, a pierwszy, który się zgłosił, opisał ją jako platynową blondi z chabrowym wejrzeniem… Dziewucha świetnie się charakteryzuje. W dodatku podejrzewam, że przypadków rabunku może być więcej, tylko że jeśli dotyczą mężczyzn żonatych, słomianych wdowców, którzy dali się skusić, nie zgłaszają oni przestępstwa, albo twierdzą, iż było to zwykłe włamanie. Obawiam się, że nie chcieliby nawet zeznawać w sądzie, kiedy już nakryjemy szajkę. Wie pan, żeby się żony nie dowiedziały…
– Ja tam będę zeznawał – mruknąłem. – Niech ją diabli wezmą…
Policjant pokiwał głową, a potem poszedł do ekipy technicznej. Słyszałem jak mówi, że odciski palców tej kobiety pewnie będą się zgadzać z innymi sprawami, i że zapewne znajdą się tylko one, a nie ma ich nawet w bazie danych. Trochę rozjaśniło mi się w głowie i zacząłem odczuwać coś w rodzaju zawstydzenia. Jak mogłem dać się tak podejść?
Uwierzyć, że przygodnie poznana kobieta przyjdzie tu prosto z ulicy i wskoczy mi do łóżka? Ale wyglądała tak pięknie, tak wiarygodnie odegrała scenę przestrachu. I te łzy w oczach… Policjant najwyraźniej wyczuł mój nastrój, bo podszedł i spojrzał ze współczuciem.
– Nie pan pierwszy i, obawiam się, nie ostatni dał się tak nabrać – powiedział. – Zrobię, co w mojej mocy, żeby znaleźć tę grupę, ale świat roi się od oszustów. Po prostu trzeba uważać i nie obdarzać zaufaniem kogoś, kto wygląda nawet jak anioł. Ma pan nauczkę na przyszłość.
Nie powiem, żebym się od tego pocieszania poczuł lepiej…
Więcej prawdziwych historii:
„Ożeniłem się tylko dlatego, że moja dziewczyna wpadła. Na tym moje obowiązki powinny się skończyć”
„Nie kochał mnie, tylko... moje pieniądze. Chciałam faceta, a prawie skończyłam z dzieciakiem na utrzymaniu”
„Jestem popychadłem dla męża alkoholika. Nie odejdę od niego, bo i gdzie bym poszła? Bez niego bym zginęła...”