„Wychowawca z poprawczaka zmienił moje życie. Gdyby nie on, skończyłbym na cmentarzu albo w kryminale”

Problemy z młodości fot. Adobe Stock
Gdybym nie trafił do poprawczaka i nie poznał tego człowieka, nie wiem, co by się ze mną stało. Pewnie miałbym już kilka wyroków i wiele zła uczynionego innym.
/ 02.01.2021 06:57
Problemy z młodości fot. Adobe Stock

Wychowałem się w typowym blokowisku. Rodzice ciężko pracowali, żeby zapewnić mi byt. Często nie było ich w domu, a mnie brakowało twardej, ojcowskiej ręki. A może, mówiąc dzisiejszym językiem, większej uwagi, miłości i zasad?

W każdym razie byłem bardzo zagubionym chłopcem. Nie z tych grzecznych, którzy staną przed gośćmi i powiedzą wierszyk. Ja odburkiwałem, krzyczałem i trzaskałem drzwiami, gdy mi się coś nie podobało. Nie rozumiałem rodziców, a oni mnie. Z biegiem lat przepaść między nami coraz bardziej się pogłębiła.

Trafiłem do piekła

Jak każdy nastolatek szukałem swojej drogi. Tyle że ja zadawałem się z najgorszymi typami na naszym osiedlu. Przy nich uczyłem się picia, palenia, a z czasem i zażywania narkotyków. Używki kosztują, więc szybko zaczęło mi brakować kieszonkowego. Nie wystarczały podbierane mamie pieniądze. Potrzebowałem większych sum i zacząłem kraść. Skubałem pijaczków, zagubione staruszki, turystów. Aż któregoś razu włamałem się do naszego, osiedlowego sklepu. Szybko mnie złapano i trafiłem do poprawczaka.

Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, jak wygląda czyściec, to ja w nim byłem. Jeszcze nie było to piekło więzienia, ale przedsionek tego, ku czemu zmierzało moje życie. Tam poznałem smak nienawiści i bólu. Byłem tylko drobnym rzezimieszkiem z przedmieścia, ale moi koledzy mieli na sumieniu znacznie poważniejsze czyny. Nie mogłem im pokazać, że się ich boję. Głęboko na dnie serca zakopałem resztki sumienia i nie wiem, kim byłbym dzisiaj, gdyby nie nowy wychowawca.

On mnie nawrócił na dobrą drogę 

Był bokserem z duszą poety. Za punkt honoru postawił sobie, że wyprowadzi nas na ludzi. Mógł założyć klub bokserski, na co skrycie liczyliśmy, ale on stworzył kółko teatralne. Śmialiśmy się, że wciska nam jakieś starocie, Szekspira i innych dziwaków, ale kto by odmówił bokserowi? A my im dłużej analizowaliśmy nasze role, tym bardziej rozumieliśmy, że mówią o takich jak my.

W sumie o poczciwych chłopakach, których słaby charakter, poryw namiętności albo podszepty złych ludzi sprowadziły na manowce. To wtedy zacząłem się zmieniać. Pod wpływem rozmów z wychowawcą napisałem list do rodziców. W niezdarny sposób przeprosiłem ich za swoje zachowanie i wstyd, jaki im przyniosłem. Potem sięgnąłem po książki. Dotąd kojarzyły mi się z nudnym obowiązkiem szkolnym, teraz zrozumiałem, że mogę się z nich wiele nauczyć. Mówiły o tym, czego sam nie umiałem wyrazić.

Po książkach przyszła kolej na naukę. Nadrobiłem stracone lata. Po jakimś czasie zrezygnowałem z zawodówki i przeniosłem się do technikum. Wróciłem do domu. Rodzice przyjęli mnie z otwartymi ramionami. Oni też mieli wyrzuty sumienia, że kiedyś zaniedbali mnie i moje uczucia. Ale nie miałem do nich pretensji. Przecież starali się jak mogli.

Wszystko zmieniło się na lepsze 

Nie ciągnęło mnie do dawnych kumpli i życia z dnia na dzień. Znalazłem pracę mechanika samochodowego. Szef uwierzył mi na słowo, że mimo poprawczaka jestem normalnym człowiekiem. Poznałem wspaniałą dziewczynę i ożeniłem się z nią. Wkrótce na świat przyszły nasze dzieci. Dwójka wspaniałych maluszków, którym chciałem zapewnić dobre życie. Rzuciłem się w wir pracy.

Po godzinach najmowałem się jako tzw. złota rączka. Przynosiłem pieniądze, ale w domu bywałem gościem. Dzieci prawie mnie nie znały. Córeczki nie można było ode mnie oderwać, za to syn stawał się coraz bardziej krnąbrny. Żona żaliła mi się, że wyrasta na małego terrorystę. Niby jej słuchałem, ale nie słyszałem, co do mnie mówi. Dopiero, gdy pewnego dnia w mojej obecności zaczął na nią pluć, dotarło do mnie, że historia się powtarza. Potrzebował mnie, jak kiedyś ja swojego ojca. „O nie! Nie skończysz w poprawczaku!” – obiecałem sobie.

Przestałem dorabiać i zamiast dbać o cudze domy zająłem się własnym. Nie było mi łatwo, bo przecież nikt nie nauczył mnie okazywania emocji, ale jak mawiał mój wychowawca: trening czyni mistrza.

Dzisiaj z moim siedmioletnim synkiem rozmawiamy o wszystkim i tulimy się do siebie, kiedy tylko przychodzi nam na to ochota. Z żoną i dziećmi mamy swój świat, drobne radości i święta. Może żyjemy skromniej, ale za to jesteśmy szczęśliwi. A to wszystko za sprawą mojego dawnego wychowawcy...

Więcej prawdziwych historii:
„Twój narzeczony to ideał? Lepiej weź go w podróż przedślubną, bo możesz się rozczarować jak ja...”
„Mąż dla pieniędzy poświęciłby wszystko – nawet rodzinę. Prosiłam, żeby odpuścił, ale w końcu przestałam go poznawać”
„Narzeczona chciała, bym dla niej sprzedał firmę i wziął kredyt na 50 tys. złotych. Gdy odmówiłem, rzuciła mnie”
„Związałam się z bufonem, który na siłę chciał mnie zmienić, bo nie pasowałam do jego »luksusowego« towarzystwa”

Redakcja poleca

REKLAMA