Cieszyłam się, że córka się zakochała. Co z tego, że chłopak był czarnoskóry i starszy od niej o kilka lat. Wydawał się miły. Jego zamiary wyszły na jaw później.
Niewielu znam ludzi tak zdolnych i ambitnych, jak moja Ewa. Już w szkole podstawowej nie było konkursu, w którym by nie wzięła udziału. Wszystkie ją interesowały – matematyczne, historyczne, językowe. Zawsze znalazła się wśród laureatów, a mnie serce rosło, gdy patrzyłam, jak moja córeczka odbiera dyplom.
Kiedy dorosła, skupiła się głównie na nauce języków. Uczyła się niemieckiego, hiszpańskiego, ale szczególnie starannie szlifowała angielski. Wiadomo, znajomość tego języka jest kluczowa, otwiera wiele możliwości na całym świecie. A Ewunia już w gimnazjum wymyśliła sobie, że będzie studiowała w Anglii.
Byłam pełna podziwu dla mojego dziecka, że tak świetnie sobie radzi z językami, bo ja byłam zawsze lingwistycznym beztalenciem. Ale córka pocieszyła mnie, że ja po prostu jako nastolatka nie miałam tylu możliwości obcowania z językiem obcym, ile ma ona.
– Zobacz, tylko w naszym abonamencie telewizyjnym mam kilkadziesiąt programów po angielsku, poza tym mogę w tym języku oglądać filmy i mam też wielu przyjaciół na całym świecie, z którymi codziennie rozmawiam. Ty miałaś tylko lekcje w szkole. Na twoim miejscu pewnie też bym się zbyt wiele nie nauczyła – mówiła.
– Może masz rację – przyznałam.
Podziwiałam Ewę, że ma tylu znajomych, nie tylko z różnych krajów, ale nawet z różnych kontynentów. A to rozmawiała z jakimś Wietnamczykiem, który w dodatku z rodzicami wyjechał do Norwegii, a to z Amerykaninem czy Holendrem. Wśród tych wszystkich młodych ludzi był też Mike, który mieszkał w Maladze, w Hiszpanii. W pewnym momencie zauważyłam, że z nim Ewunia rozmawia najczęściej, ale nie dopytywałam się o szczegóły tej znajomości, bo nie sądziłam, że to może być coś poważniejszego...
W trzeciej klasie liceum Ewa dostała się do grupy młodzieży, która wyjechała na trzy miesiące do angielskiej szkoły w Oxfordzie. Byłam z niej bardzo dumna, bo egzaminy kwalifikujące zdała wręcz śpiewająco. Kiedy wyjechała, strasznie za nią tęskniłam i zastanawiałam się, jak dziewczyna, która dopiero trzy miesiące wcześniej skończyła 18 lat, poradzi sobie na obczyźnie. Ale ona nie podzielała moich obaw i wsiadła po raz pierwszy w życiu do samolotu tak, jakby to był jakiś zwykły tramwaj.
– Rośnie nam nasza kochana dziewczynka – mąż także był wzruszony.
Grał twardziela, ale widziałam, że oczy miał pełne łez, gdy żegnał się z Ewą. Wiedziałam także, że dał jej jakieś zaskórniaki. Tak na wszelki wypadek. Córka dzwoniła do nas z Anglii codziennie. Podekscytowana opowiadała, jak tam jest wspaniale. Cieszył mnie jej entuzjazm, ale w jej głosie słyszałam coś więcej niż tylko zachwyt angielską szkołą. Kiedy opowiadała nam o Londynie, który dokładnie zwiedziła, czułam, że miała jakiegoś przewodnika. W dodatku takiego, który nie jest jej obojętny. Nie chciałam naciskać Ewy na zwierzenia, czekałam, aż sama coś mi opowie.
No i w końcu wyznała:
– Mamo, Mike przyleciał do mnie.
No tak! To ten Mike z Malagi. Chyba nadeszła pora, dowiedzieć się czegoś więcej o tym chłopaku. Sądziłam, że to jakiś nastolatek, tak jak Ewa, chociaż zastanowiło mnie, dlaczego jego rodzice z taką łatwością pozwolili mu na wyjazd. Okazało się jednak, że Mike jest od Ewy starszy. Ma 24 lata i prowadzi w Maladze biuro podróży.
– To dlatego miał tańsze bilety do Londynu i mógł mnie tam odwiedzić – wyznała Ewa.
Czy nie zaniepokoiła mnie różnica wieku między nimi? Niekoniecznie, 6 lat to przecież wcale nie tak dużo... Mój tata jest starszy od mamy o dziewięć, a czasami mam wrażenie, że jest jak nastolatek przy dorosłej kobiecie. Zresztą Ewa zawsze była dojrzała nad swój wiek, więc nie wątpiłam, że mieli o czym rozmawiać. Może nawet ten cały Mike nie wiedział, zaczynając z nią znajomość na jakimś portalu społecznościowym, ile Ewa ma lat?
A ona? Czy wiedziała, że Mike jest... czarny? Nawet jeśli, to mi się początkowo do tego nie przyznała. Nie mam pojęcia dlaczego. Czy sądziła, że będziemy z ojcem przeciwni tej znajomości, czy też uważała, że kolor skóry Mike’a nie ma znaczenia? Grunt, że przez wiele miesięcy, kiedy ich znajomość się rozwijała, uważałam, że ten chłopak jest rodowitym Hiszpanem.
Ewa zdała maturę i poszła na studia językowe. Od razu zaczęła się także starać o zagraniczne stypendium.
– Najbardziej chciałabym pojechać do Hiszpanii, wtedy mogłabym częściej spotykać się z Mikiem – mówiła z nadzieją w głosie.
– Kochanie, nie uważasz, że dobrze by było, abyśmy go z tatą poznali? – zasugerowałam któregoś razu córce. – Tym bardziej, że skoro przysyła ci tak kosztowne prezenty, to chyba ma wobec ciebie poważniejsze zamiary – popatrzyłam znacząco na jej Iphone’a.
Ewa się zarumieniła i kiwnęła głową.
W głębi duszy jednak cieszyło mnie to, że moja córka jest szczęśliwie zakochana i że ten chłopak o nią tak zabiega. Przysłał jej nie tylko Iphone’a, ale i kosztowne perfumy, a goniec z kwiaciarni bywał u nas regularnie z okazałymi bukietami. W końcu pewnego dnia w naszym domu pojawił się też sam Mike. Jeśli byłam zaskoczona tym, że jest czarnoskóry, to mam nadzieję, że skrzętnie to ukryłam. Gorzej poszło mężowi, który nie potrafił tak jak ja zrobić dobrej miny do złej gry. Wojtek nie zna angielskiego, radzi sobie trochę po niemiecku, w którym to języku z kolei Mike nie mówił ani słowa. Ich rozmowa więc kulała. Mimo to mój mąż dowiedział się, że chłopak naszej córki jest Nigeryjczykiem, ale podobno od małego mieszka w Europie.
– Moi rodzice najpierw osiedlili się w Turcji, a ja potem przywędrowałem do Hiszpanii, gdzie otworzyłem biuro podróży – tłumaczył.
W sumie wyglądało na to, że jest fajnym, poukładanym facetem. Trochę się więc z mężem uspokoiliśmy. „Bywają gorsi zięciowie niż czarni” – myślałam. „Oby tylko kochał Ewę, nie pił, nie bił i się nie łajdaczył”. Bo że między Ewą a Mikiem rodzi się naprawdę coś poważnego, było widać na pierwszy rzut oka. On był w nią wpatrzony jak w tęczę, a ona w niego.
Po tej pierwszej wizycie w Polsce Mike przyjechał do nas jeszcze dwa razy. Ewa chciała mu pokazać najpiękniejsze miejsca w naszym kraju, więc dużo zwiedzali. Potem córka powiedziała nam, że jej ukochany zastanawia się nad włączeniem wycieczek do Polski do oferty swojego biura. Przyznam, że mnie to ucieszyło, bo już trochę martwiłam się, co będzie, jeśli Ewa za niego wyjdzie. A nuż wyjedzie z Polski na zawsze? A tak była jakaś nadzieja, że jeśli Mike będzie prowadził w naszym kraju interesy, to przynajmniej będą tutaj często przyjeżdżali.
Na drugim roku studiów Ewa załapała się na Erasmusa. To taki studencki program, w ramach którego młodzież wyjeżdża na uczelnie w innych krajach. Oczywiście, córka postarała się, aby to była Hiszpania. Była szczęśliwa, że będzie blisko swojego Mike’a. „To tylko pół roku, jakoś bez niej wytrzymam" – powtarzałam sobie w duchu, gdy się pakowała. „W końcu już raz wyjechała na całe trzy miesiące za granicę i szybko to minęło” – pocieszałam się.
Przyznam jednak, że byłam rozczarowana, kiedy okazało się, że Ewa nie zamierza wpaść do Polski na Wielkanoc.
– Mamo, Mike zaprosił mnie do Turcji. Chce mi pokazać kraj, w którym się wychował i przedstawić swoich rodziców. Nie mogę mu przecież odmówić – tłumaczyła córka, kiedy robiłam jej wyrzuty.
– Daj jej spokój – mój mąż stanął wtedy po stronie jedynaczki. – Jestem pewien, że gdybym to ja kiedyś zaprosił cię do Turcji, leciałabyś jak na skrzydłach, nie oglądając się na nic.
– Kochanie, leciałabym nawet wtedy, gdybyś zaprosił mnie do Koluszek – roześmiałam się.
I tak Ewa pojechała zwiedzać ten egzotyczny kraj. Miała być tam przez tydzień, a potem wrócić do Hiszpanii. Byliśmy pewni, że zaraz potem się do nas odezwie, ale mijały kolejne dni, a nasza córka nie dawała znaku życia. Nie odbierała telefonu, nie odpowiadała na maile. Poważnie zaniepokojeni zaczęliśmy dzwonić do jej znajomych, ale nikt nic nie wiedział. W końcu zadecydowaliśmy o tym, aby powiadomić policję. Byłam w histerii. Okazało się, że Ewa nie wróciła z Turcji na swoją stancję w Hiszpanii, nie pojawiła się także na zajęciach. Wychodziło więc na to, że coś jej się stało.
– Jezu, na pewno ten cały Mike sprzedał ją do burdelu – byłam pełna najgorszych przeczuć.
Tym razem Wojtek już mnie nie wyśmiewał, że jestem przeczulona. Przecież tyle się mówi o tym, że w Turcji mafia zajmuje się handlem żywym towarem. A nasza Ewa jest przecież taka ładna. Policja zaczęła badać także ten trop. Porozumiano się z polskim konsulatem w Turcji. Po kilku dniach wezwano nas na posterunek, a zatroskany policjant powiedział nam:
– Mam dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że państwa córka nie została umieszczona w burdelu, ale zła jest taka, że przebywa w tureckim więzieniu. Jest oskarżona o przemyt narkotyków.
Chyba na chwilę straciłam kontakt z rzeczywistością. Pamiętam tylko, że zaczęłam krzyczeć, że to niemożliwe, to nie moja córka. Mąż był tak samo zaskoczony jak ja, ale zachował zimną krew.
– Ewa w życiu nie miała do czynienia z takim świństwem. Ona nawet nie paliła papierosów. To naprawdę dobra dziewczyna – dowodził policjantom, że to musi być jakaś pomyłka.
Niestety, strona turecka upierała się, że to prawda i moja córka na lotnisku w Stambule została zatrzymana, bo w jej bagażu wykryto 1400 gramów kokainy.
– Narkotyki były ukryte w rzeczach osobistych, kosmetyczka państwa córki miała podwójne ścianki – usłyszałam.
Nie wiem, czy może być gorsze uczucie niż bezsilność. A my z Wojtkiem czuliśmy się właśnie bezsilni. Nie mieliśmy pieniędzy, ani znajomości, aby pomóc Ewie. Poza tym podobno i tak na nic by się one zdały, bo prawo w Turcji dotyczące narkotyków jest bardzo surowe. Nasze dziecko zostało skazane na siedem i pół roku więzienia. Znaleźliśmy życzliwego adwokata z fundacji, która zajmuje się sprawami Polaków uwięzionych za granicą. Obiecał nam apelację, ale podobno w Turcji jej rozpatrzenie może zająć nawet trzy lata. W fundacji dowiedzieliśmy się także, że prawdopodobnie przyczyną aresztowania Ewy był Mike. To on ją wrobił.
– To częsty scenariusz, cudzoziemiec „zakochany” w dziewczynie, adoruje ją, zabiera w egzotyczną podróż do Turcji czy Wenezueli, a tam do bagażu niczego niepodejrzewającej, ufnej dziewczyny pakowane są narkotyki – dowiedzieliśmy się od szefowej fundacji, która powiedziała nam także, że pewnie Mike należał do gangu Nigeryjczyków zajmujących się werbowaniem osób, które potem są „wystawiane” policji.
– Bo nikt nie zamierzał zrobić z państwa córki kuriera. Była tylko po to, aby ją wystawić, czyli miała zostać złapana na lotnisku, podczas kiedy prawdziwy kurier z większą ilością narkotyku w bagażu bezpiecznie przeszedł przez kontrolę.
Wszystko, czego dowiedzieliśmy się w fundacji, potwierdził potem adwokat, który rozmawiał z naszą córką.
– Ewa opowiedziała mi, że kosmetyczka z luksusowymi kremami była prezentem od rodziny Mike’a. Tak naprawdę nawet trudno teraz stwierdzić, czy faktycznie poznała jego prawdziwych krewnych, czy też byli to jacyś podstawieni ludzie. Nie miała podstaw, aby podejrzewać, że w kosmetyczce zostało coś ukryte, bo niby dlaczego? Spakowała ją więc do walizki. W dniu wyjazdu do Hiszpanii Mike odegrał w hotelu komedię. Udał, że dostał telefon od rodziny i musi jeszcze do nich pojechać, bo coś się stało. Zaznaczył, że może nawet spóźnić się na samolot, którym mieli wracać razem i prosił, żeby na niego nie czekała.
– Leć beze mnie, kochanie, w końcu już jutro zaczynasz zajęcia – powiedział Ewie. – Ja sobie tutaj jakoś poradzę.
Oczywiście, wszystko było w ten sposób rozegrane po to, aby Mike’a nie było przy Ewie na lotnisku, kiedy zostanie aresztowana. Podobno już przy wejściu dopadli ją policjanci z psami i od razu kazali jej iść ze sobą. Przetrząsnęli jej bagaż i odnaleźli to, co mieli odnaleźć.
– Dla państwa córki to był prawdziwy szok. Opowiadała mi, że z początku myślała, że to jakiś żart, że zaraz ktoś jej powie, iż jest w ukrytej kamerze.
Kokaina, którą „przemycała” Ewa, okazała się niskiej jakości, co tylko potwierdziło fakt, że wcale nie była przeznaczona na sprzedaż, tylko „na wabia”. Nie przekonało to jednak tureckiego sądu, który najpierw przyznał Ewie adwokata z urzędu, którego niewiele obchodziła jej sprawa, a potem skazał naszą córeczkę na wiele lat więzienia. Wtedy do niej pojechaliśmy z Wojtkiem. Udało nam się załatwić pozwolenie na widzenie. Płakała. Mówiła nam, że na rozprawie widziała Mike’a, który pojawił się tam nie jako oskarżony, ale jako świadek. Zeznał?, że nie zna Ewy i nie jest prawdą, co ona opowiada – że poznała w Turcji jego rodzinę, której przecież on wcale w tym kraju nie ma.
Cynicznie oświadczył, że nie ma pojęcia, w jaki sposób poznała jego imię i dlaczego go próbuje wrobić w narkotykową aferę.
– Nawet na mnie nie spojrzał, a jeszcze tak niedawno powtarzał mi, że pragnie mieć ze mną dzieci – płakała Ewa.
Kiedy wieziono ją do więzienia, usłyszała od policjantów, żeby nie rozpaczała, bo wszyscy wiedzą, że jest niewinna, jednak tureckie prawo jest, jakie jest. Karze się tego, przy kim znaleziono narkotyki.
Nie mogę mieć pretensji do mojej córki, że się nabrała na „miłość” Mike’a. Ja przecież także niczego nie podejrzewałam. Byłam pewna, że ten facet kocha moją córkę, skoro tak o nią dba, obsypuje prezentami i obdarowuje kwiatami.
Do głowy mi nie przyszło, że traktuje to wszystko jako inwestycję na przyszłość, która mu się zwróci wielokrotnie, kiedy Ewa posłuży za parawan jakiemuś prawdziwemu narkotycznemu kurierowi.
– Wiemy, jak działa mafia nigeryjska, więc pewnie w przypadku Ewy i Mike’a wszystko odbyło się tak samo – usłyszałam w fundacji. – Jej „chłopak” miał w Polsce kilka ukochanych i to do nich jeździł, gdy podobno „zwiedzał” nasz kraj. One także dostawały prezenty i kwiaty. Widziałam taki terminarz jednego ze złapanych naganiaczy. Miał rozpisane z góry na wiele miesięcy do przodu, którą dziewczynę ma czym obdarować i kiedy wykorzystać do przemytu.
Teraz, kiedy moja córka przebywa w tureckim więzieniu, razem z mężem zaangażowaliśmy się w działania fundacji. Zbieramy pieniądze na łapówki, bez których do tureckiego więzienia nie wyśle się żadnej paczki i na lepszego adwokata niż ten z urzędu. Mamy także spotkania i prelekcje na temat tego, jak bardzo młode kobiety powinny być ostrożne, nawet gdy ich egzotyczna znajomość trwa z powodzeniem od wielu miesięcy. Kiedy obcokrajowiec, a w szczególności Nigeryjczyk, zaprasza je w daleką podróż, powinny nie tylko znać adres i telefon polskiej ambasady w tym kraju, ale i bardzo pilnować swoich rzeczy.
Nie przyjmować od nikogo prezentów, nie brać żadnych przesyłek, nie zostawiać niczego nigdzie „na przechowanie”, bo wtedy nawet w ścianki walizki mogą zostać wszyte narkotyki. A tuż przed wyjazdem na lotnisko powinny jeszcze raz przepakować torbę, przejrzeć wszystkie rzeczy i... na koniec ją zafoliować. Tak! Owinąć zwykłą spożywczą folią, której rolka kosztuje w Polsce kilka złotych. Wtedy nie ma obawy, że w ostatniej chwili ktoś im coś wciśnie do walizki.
– Lepiej dmuchać na zimne, nawet jeśli z boku dla kogoś wyglądałoby to na obsesję. Zresztą na wielu lotniskach w Azji czy Afryce już jest dostępna opcja foliowania bagażu, więc taka folia nikogo nie zdziwi i nie wzbudzi sensacji – mówię moim słuchaczom.
Gdyby moja córka była 4 lata temu taka mądra, jak ja teraz, to ten koszmar, który jej się przydarzył, nigdy by nie miał miejsca. Ale mam nadzieję, że przynajmniej jej przykład posłuży innym dziewczynom i sprawi, że unikną kłopotów i nie będą takie romantyczne i naiwne jak moja Ewa.
Więcej listów do redakcji:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”