Nasze małżeństwo było prawie idealne. Uzupełnialiśmy się z Jurkiem we wszystkich dziedzinach życia, pasowaliśmy do siebie jak dwa puzzle. Ja – spokojna, rozważna, on – w gorącej wodzie kąpany. Ogień i woda.
O dziwo, taka kombinacja cech charakteru, choć z pozoru nie do pogodzenia, świetnie się sprawdzała w życiu. Byłam tą ostrożną, która wszystko sprawdzała dwa razy, nie dawała się ponieść emocjom, pamiętała o zapłaceniu rachunków i stanie naszego konta. Jurek lubił ryzyko, nie bał się podejmować szybkich decyzji. Byłoby to niebezpieczne, gdybym nie była jego wentylem bezpieczeństwa. Chociaż muszę uczciwie przyznać, że gdyby nie odwaga i fantazja męża, byłoby zwyczajnie nudno. Żyliśmy szczęśliwie, dopóki nie zniszczyła wszystkiego polityka.
Zaczęło się niewinnie, od głośnych komentarzy, które wygłaszaliśmy na zmianę w czasie oglądania telewizyjnych wiadomości. W krajowej polityce wrzało, do głosu dochodziły nowe ugrupowania, telewizja pokazywała fragmenty wieców i wywiadów z liderami partii. Wszystko to obudziło uśpione emocje. Do tej pory, dałabym sobie za to głowę uciąć, nie mieliśmy z Jurkiem konkretnych poglądów politycznych. Ba! Nawet nie interesowaliśmy się zbytnio tym, co dzieje się w kraju. Nie zauważyłam, kiedy to się zmieniło.
– Co on mówi! Przecież to bzdury! – krzyczał Jurek w kierunku ekranu, na którym przemawiał znany polityk.
Na początku bawiło mnie, że mój dorosły mąż wykłóca się z telewizorem, potem zaczęło denerwować.
– Uspokój się, nie krzycz – mitygowałam go bezskutecznie.
– Mam milczeć? Posłuchaj, o czym oni mówią. Też zaczniesz krzyczeć!
No to słuchałam. Im bardziej wciągałam się w to, co działo się w kraju, tym bardziej zachowanie męża wydawało mi się niestosowne. Jurek wściekał się na niewłaściwych polityków. To ci drudzy powodowali u mnie skok ciśnienia.
– Jurek, nie masz racji – tłumaczyłam mu. – Co cię opętało, żeby kibicować takiej partii. Obiecują gruszki na wierzbie, starają się przypodobać wyborcom, nie mają żadnego merytorycznego przygotowania. Gdzie tu logika? Rozsądny człowiek powinien przejrzeć tę grę w trzy minuty!
– Taak? Tak uważasz? – Jurek po raz pierwszy spojrzał na mnie jak na wroga.
Przestraszyłam się. Nigdy dotąd nie kłóciliśmy się o poważne sprawy. Owszem, bywało, że się nie zgadzaliśmy, zdarzały nam się ciche dni, ale zawsze potrafiliśmy się dogadać.
Tym razem tak nie było. Jurek zacietrzewił się, jak nigdy, przeczuwałam, że nadchodzą trudne czasy. Uważałam, że świeżo nabyte poglądy polityczne męża są błędne, ale byłam gotowa na zawieszenie broni, bo nasze małżeństwo było dla mnie ważniejsze. Przycichłam, zwinęłam chorągwie i już nie rwałam się tak do boju.
Niestety Jurek dostrzegł w moim zachowaniu szansę. Skoro nie wykłócam się z nim o politykę, to znaczy, że można spróbować przekabacić mnie na swoją, jedyną słuszną, stronę. Wtedy się zaczęło. Mąż wygłaszał orędzia przy śniadaniu i po powrocie z pracy. Za wszelką cenę chciał mnie przekonać do swoich racji, momentami czułam się jak na wiecu, zaczynałam mieć tego wszystkiego dość.
Próbowałam odciąć się od polityki, prosiłam męża, żeby przestał zawracać mi głowę, równie dobrze mogłam zatrzymać lawinę. Jurek oszalał.
Najgorsze było jednak ciągle przede mną. Kampania przed wyborami prezydenckimi nabierała tempa, politycy jeździli po kraju, starając się o głosy obywateli, spoty wyborcze przyprawiały mnie o ból zębów. Przestałam oglądać telewizję. O dziwo, Jurek poszedł w moje ślady.
– Prawdziwe życie polityczne jest w internecie – oznajmił, wysyłając mi dziesiątki linków do artykułów, które jego zdaniem powinnam koniecznie przeczytać, żeby wrócić na właściwą drogę rozumowania i zagłosować na kandydata, którego on popierał.
– Masz rację – zgodziłam się obłudnie, otwierając swój laptop.
Ja również odkryłam bardzo interesujące portale z wiadomościami i komentarzami na bieżące tematy. Jurek nie byłby zadowolony, gdyby przyłapał mnie na ich czytaniu.
W domu zapanował spokój. Mąż myślał, że pogłębiam wiedzę społeczno-polityczną, czytając wybrane przez niego artykuły, a ja rozwinęłam prawdziwie podziemną działalność opozycyjną. Brakowało tylko styropianu. „Niech żyje wolny internet!” – podśpiewywałam w duchu, buszując po nader interesujących stronach.
Kiedy odkryłam na YouTubie kopalnię ciekawych filmów i wywiadów, moje szczęście nie miało granic. Właściwie powinnam podziękować mężowi. Gdyby nie on, w życiu nie zajęłabym się polityką. To jednak prawda, że akcja rodzi reakcję. Gdzie jest rządzący, tam wyrośnie opozycja… Szkoda tylko, że to wszystko musiało zdarzyć się w naszym domu. Z tego wszystkiego zapomniałam o zasadach konspiracji. Nie zatarłam śladów.
– Co to jest?! – krzyknął Jurek rozeźlony. – Zawiodłem się na tobie!
Przestraszyłam się. Mąż posłużył się moim laptopem, żeby zapłacić rachunki. „Czyżby coś stało się z naszymi pieniędzmi? Haker włamał się na nasze konto?” – błysnęło mi w głowie.
Rzuciłam się, żeby spojrzeć na ekran.
– Proszę – Jurek podsunął mi laptop ze zwodniczą uprzejmością. – Oto co czyta moja żona. Nie wstyd ci?
– Sprawdziłeś historię przeglądania stron internetowych! – wrzasnęłam, kiedy dotarło do mnie, co widzę. – To tak, jakbyś czytał moją pocztę. Chyba mam prawo do prywatności?! Może jeszcze przejrzysz moje kieszenie?!
– Chyba powinienem – odparł Jurek niezrażony. – Nie można ci zaufać. Żyję pod jednym dachem z wrogiem, naprawdę nie mogę tego pojąć. Nie docierają do ciebie żadne argumenty. Ty chyba uparłaś się, żeby zniszczyć nasze małżeństwo.
Zamarłam. On zwariował. Co mają poglądy polityczne do małżeństwa? I odkąd to uważa mnie za wroga? Jurek dotknął mnie do żywego. Nie czułam się na siłach rozmawiać z nim, tłumaczyć. Zakuty łeb. Niech się wypcha.
Nastały ciche dni. Nie rozmawialiśmy ze sobą, za to mój telefon pękał od mężowskich SMS-ów.
– On cię strasznie kocha. Mój wysyła SMS tylko wtedy, kiedy nie może odebrać dziecka z przedszkola – wzdychała rozrzewniona koleżanka z pracy.
Co miałam jej powiedzieć? Że Jurek uprawia agitację polityczną? Bo tak było. Za kilka dni mieliśmy iść do urn wyborczych, więc mąż prośbą i groźbą próbował namówić mnie do oddania głosu na kandydata, którego popierał. Robił to tak intensywnie, że o mało się nie złamałam.
Spokój w domu był wart ustępstwa, ale namolność Jurka w końcu mnie wkurzyła. Gdyby jeszcze przerwał zajadłe milczenie, ale nie. Wysyłał tylko SMS-y. Znaczyłam dla niego tyle, co jeden głos. A owszem, oddam głos. Na kogo będę chciała. To moje niezbywalne prawo i Jurek nie będzie mi go odbierał.
Do lokalu wyborczego poszliśmy o dziwo razem, jak zawsze. Tak jakoś wyszło. Potrzeba czy siła przyzwyczajenia? W końcu do niedawna nie wyobrażaliśmy sobie bez siebie życia. Co się z nami stało? Okopaliśmy się w dwóch wrogich obozach i nie możemy się porozumieć. Jak dzieci. Zawsze dziwiło mnie, jak łatwo pękają łączące ludzi więzy. Tyle znajomych małżeństw się rozpadło, chyba nie podzielimy ich losu?
W lokalu wyborczym musiałam stawić opór, żeby Jurek nie wszedł ze mną za zasłonkę. Nie dałabym głowy, czy w obecnym stanie ducha nie próbowałby czynnie wpłynąć na mój wybór. Zaczekałam na niego przed wejściem.
– Na kogo głosowałaś? – tak brzmiały pierwsze od kilku dni słowa męża.
– Przecież wiesz – twardo wytrzymałam jego spojrzenie.
Do domu poszliśmy w milczeniu. Po kilku dniach zaczęliśmy w końcu ze sobą rozmawiać, ale Jurek nadal pilnie śledzi wiadomości w telewizji i internecie. Nie wspomina co prawda o wrogu, z którym musi żyć, lecz mnie trudno jest zapomnieć jego słowa.
Między nami coś zaczęło się psuć. Mam żal do męża, że po tylu wspólnie spędzonych latach mógł wystąpić przeciwko mnie. Powinnam być dla niego ważniejsza niż przekonania polityczne, ale jak widać, tak nie jest.
Przeczytaj więcej listów do redakcji:„Jadę na pierwsze wakacje ze swoim facetem i wstydzę się włożyć bikini. Nienawidzę swojego ciała”„Mój syn należy do społeczności LGBT. Przestańcie mówić mi, że nie jest człowiekiem”„Koledzy mojego faceta śmieją się, że jestem gruba i brzydka”