„Wolę przygodny seks, niż związek z facetem-desperatem, który po jednej randce chce się oświadczać”

Kobieta załamana facetami fot. Adobe Stock
Na portalach randkowych aż się od nich roi. To mężczyźni, którzy tak bardzo chcą kogoś poznać, że wezmą wszystko, jak leci. I już na drugim spotkaniu gadają o planach na całe życie. Masakra…
/ 16.12.2020 07:21
Kobieta załamana facetami fot. Adobe Stock

Czasem człowiek marzy tylko o tym,  żeby się schować w mysiej dziurze. Dzień, o którym opowiem, właśnie tak się zaczął.

Po kilku miesiącach emocje opadły, zaproszenia przyjmowałam coraz mniej chętnie. W tych spotkaniach był schemat, który się ciągle powtarzał. A właściwie dwa główne schematy.

Rodzaje facetów z portali randkowych

Pierwszy: tajniak. Mnóstwo mężczyzn szuka w internecie szybkiego, przyjemnego seksu bez zobowiązań. Co do innych ludzi – nie mam nic przeciwko, ale ja chcę związku, uczucia, stabilizacji, wspólnej przyszłości. Więc nie było nam po drodze. Niestety w trakcie korespondencji żaden z „tajniaków” nie miał na tyle odwagi ani uczciwości, by wyznać szczerze, o co mu chodzi. Mówili to dopiero później, tylko marnując mój czas.

Schemat drugi: desperat. Na portalach randkowych aż się od nich roi. To mężczyźni, którzy tak bardzo chcą kogoś poznać, że wezmą wszystko, jak leci. I już na drugim spotkaniu gadają o planach na całe życie. Masakra…

Jakim cudem innym ludziom się udawało? Dokoła tyle par „z internetu”, a ja jakoś nikogo sensownego tam znaleźć nie mogłam.

Z dwojga złego bliżej mi już chyba do tego niezobowiązującego seksu. Nie wypisałam się jeszcze z portalu, jednak czułam się coraz bardziej zrezygnowana. Jakim cudem innym ludziom się udawało? Dokoła tyle par „z internetu”, a ja jakoś nikogo sensownego tam znaleźć nie mogłam.
Ja nieszczęsna! Już do śmierci będę sama!

Z ponurych rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu.
– Cześć, Asieńko, co tam u ciebie? – usłyszałam kojący głos przyjaciółki i natychmiast się rozkleiłam.

Zaczęłam zwyczajnie płakać.
– Dobrze się czujesz? Mów natychmiast, co się stało! – zaniepokoiła się.
– Nic się nie stało… – chlipnęłam.
Po prostu ten świat jest do bani, ludzie są do bani, faceci są do bani…!
– Faceci to też ludzie – wtrąciła.
– Nie przerywaj mi! Wcale nie jestem pewna, czy to są normalni ludzie! Niczego już nie jestem pewna!
Zapadła cisza. Ania czekała chyba na ciąg dalszy, ale mnie wyczerpała się amunicja. Gniew przeszedł w zniechęcenie. Taka huśtawka nastrojów ostatnio towarzyszyła mi nieustannie.
– No dobra, czyli jednak coś się stało… – odezwała się.
– No cóż, ja mam przecież wiecznie ten sam problem. Już nie wiem, czy coś robię źle, czy mam takiego koszmarnego pecha. Wydaje mi się, że na ziemi nie ma dla mnie faceta.

– Ooo, na całej ziemi… – wyczułam, że Ania się uśmiecha. – No to rzeczywiście beznadziejna sytuacja.
– Musisz ze mnie kpić?
– Gdzieżbym śmiała!
– Taka jesteś mądra, to mnie oświeć. Powiedz, co robię nie tak.
– Pewnie nic. Jestem przekonana, że wszystko robisz, jak należy. Po prostu miłość zwykle zjawia się wtedy, kiedy najmniej się tego spodziewasz.
– Boże! Kobieto, czy ty wiesz, że tym stwierdzeniem podważasz sens istnienia portali randkowych? Przecież tam wszyscy czekają na miłość, taką lub siaką! O żadnym zaskoczeniu nie ma mowy. Chyba że negatywnym, kiedy znów się trafia jak kulą w płot.
– Asieńko, chodzi mi tylko o to, żeby nie myśleć obsesyjnie o znalezieniu partnera, żeby nie planować, że to się stanie dziś albo jutro, albo najpóźniej w przyszłym miesiącu.
– Anka, dziesięć miesięcy… Rozumiesz? Dziesięć! Naprawdę dałam sobie mnóstwo czasu i wcale nie zakładałam, że to się stanie już, zaraz.
– Może potrzebujesz jedenastego miesiąca… – Ania się zawahała.

Najlepsze metody na poznanie fajnego faceta

Chyba kończyły się jej argumenty. Trudno dyskutować z faktem, że prawie rok to szmat czasu. Mnóstwo randek i nikogo sensownego. Więc albo ja byłam felerna, albo ci faceci…
– Musisz zmienić metodę! – mojej przyjaciółce coś zaświtało w głowie. – Słyszałaś może o pięciominutowych randkach w ciemno?
– O czym ty bredzisz?
– Ustawiają kilkanaście stolików, przy każdym tylko dwa krzesła. Na jednym siedzi kandydat, ty siadasz na drugim i masz pięć minut na rozmowę. Potem wstajesz i przechodzisz do następnego stolika i kandydata. Chodzi tutaj o magię pierwszego wrażenia. Jeżeli kogoś zapamiętałaś, możesz z nim nawiązać kontakt i umówić się na normalną randkę, oczywiście pod warunkiem, że on też tego chce.
– Chyba zwariowałaś – bąknęłam.
– To przypomina targ z facetami! W życiu nie pójdę wybierać facetów jak w sklepie! To poniżające na maksa.
– Dobra, nie denerwuj się. Chciałam tylko pomóc, ale do niczego cię przecież nie zmuszam – mruknęła.
– Doceniam to, ale teraz muszę już kończyć, bo zaraz mam zumbę. Pa! – pożegnałam się szybko.

Randka nieplanowana

Naprawdę mi się spieszyło. Błyskawicznie przebrałam się w dres, wsunęłam stopy w buty, naciągnęłam kaptur na głowę i wybiegłam z domu. Na dworze było szaro i ponuro. Jeszcze nie całkiem ciemno, ale siąpiący deszcz bardzo ograniczał widoczność.

Nie bardzo pamiętam, co się stało, gdy wparowałam na jezdnię. Wydawało mi się, że przechodzę po pasach, a jednak pasów tam nie było. Za to zza zakrętu nadjechał samochód, którego kierowca nie miał prawa mnie zauważyć. Po prostu weszłam mu pod koła. Uderzenie, wywrotka, znowu uderzenie, totalny zawrót głowy.

Nade mną pochylał się całkiem przystojny facet.

Migające światła, krew z przeciętej albo przegryzionej wargi, pochylająca się nade mną postać, krzycząca:
– Halo, halo! Proszę pani, proszę ze mną zostać, proszę nie zamykać oczu!
Po jasną cholerę ten facet tak krzyczy? Zupełnie nie rozumiałam, co się stało. Spróbowałam skupić wzrok. Zobaczyłam nad sobą całkiem przystojnego mężczyznę. Co ja takiego zrobiłam, że patrzy na mnie z taką troską i niepokojem? O! Właśnie tak powinien patrzeć na mnie ktoś, komu zależy!
– Słyszy pani? Proszę coś powiedzieć! Albo mrugnąć na znak, że pani rozumie – mówił mężczyzna.
– Tak… – zaczęłam cicho.
– Okej! – odetchnął z ulgą. – Żyje pani! Zaraz wezwę karetkę.
– Karetkę? – zdziwiłam się.
– No jasne! Weszła mi pani prosto na maskę! Nie można być taką… gapą – uśmiechnął się do mnie, więc i ja bezwiednie uniosłam kąciki ust. – Jak się cieszę, że pani kontaktuje… Mieszka tu pani? Zawiadomić kogoś?
– Kota – odparłam odruchowo i dopiero wtedy moje połączenia nerwowe zaczęły na nowo działać.
Kota? Czy ja powiedziałam: kota?! Chryste Panie, jestem żałosna!
– A oprócz kota? – sprawca i wybawca w jednym taktownie nie skomentował mojego wyznania.
– E… nie zawracajmy im głowy. Pomoże mi pan wstać? – sapnęłam.
– Może lepiej się nie ruszać…
– Spokojnie, nic mi nie jest. Karetkę sobie podarujmy, bo jeszcze mandat dostanę za stwarzanie zagrożenia – ośmieliłam się zażartować.
– Proszę pani…
– Aśka.

Spojrzał na mnie jakoś inaczej.
– Piotr – przez chwilę milczał. – Kto by pomyślał, że poznam atrakcyjną kobietę w takich okolicznościach.
Atrakcyjną! Głowa mnie bolała, ale ten komplement mi nie umknął.
– Pójdę do domu – mruknęłam.
– Jesteś pewna? Tak bez lekarza?
Zgłoszę się, gdybym naprawdę gorzej się poczuła.
– Trzymam cię za słowo. A teraz wsiadaj. Odwiozę cię.
– To ledwie parę kroków…
– Wsiadaj, dziewczyno – nakazał mi.
– Nie mogę tarasować drogi, bo zaraz do kolejnego wypadku dojdzie.

Wsiadałam, a po paru minutach zaparkowaliśmy pod moją klatką.
– Masz tu mój numer – podał mi swoją wizytówkę. – Dzwoń o każdej porze dnia i nocy! Jestem za ciebie odpowiedzialny. Ty też daj mi kontakt.
– Zgoda – wbiłam do swojej komórki cyfry z wizytówki i wybrałam połączenie. Telefon Piotra zadzwonił. – Proszę, teraz masz mój numer.

Odprowadził mnie pod same drzwi i się pożegnaliśmy. Trzymał mnie za ręką jakoś tak czule i patrzył mi w oczy nieco za długo, za intensywnie jak na tak krótką znajomość.

Kiedy w końcu zaległam na kanapie, czułam się całkowicie oszołomiona. Trochę przez tabletki przeciwbólowe, ale bardziej w wyniku nowej znajomości. Było w tym facecie coś takiego, co sprawiało, że nie mogłam przestać o nim myśleć. Nagle zadzwonił telefon.
– Tak? – odebrałam z nieśmiałym uśmiechem, bo nim spojrzałam na wyświetlacz, domyśliłam się, kto dzwoni.
– Asiu, to ja, Piotr. Dzwonię sprawdzić, jak się czujesz. Wszystko okej?
– Tak. Naprawdę nie musisz się aż tak martwić, chociaż to miłe.
– Szczerze mówiąc, byłbym spokojniejszy, gdybym przekonał się na własne oczy. Może cię jutro odwiedzę?
Boże, to się naprawdę dzieje!
– Oczywiście – odparłam. – Zapraszam cię na herbatę albo kawę.
Po krótkiej wymianie zdań odłożyłam telefon, przymknęłam oczy i się rozmarzyłam. Ania miała chyba rację… Miłość pojawia się wtedy, kiedy najmniej się jej spodziewamy.

Więcej listów do redakcji:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”

Redakcja poleca

REKLAMA