„Mój 23-letni synuś ciągle się gdzieś wałęsa, a ja załamuję ręce. Przecież to jeszcze dziecko, coś może mu się stać”

kobieta fot. Victor_69
„Nie mogłam się skupić na lekturze. Spojrzałam na telefon, ale nadal zero wiadomości. Mogłabym zadzwonić, ale pewnie znowu by się zdenerwował albo nie daj Boże w ogóle by nie odebrał. Wtedy dopiero bym się zaczęła stresować!”.
kobieta fot. Victor_69

No i co z tego, że Łukasz skończył już 23 lata? Przecież jeśli czasem przepadnie na dłużej, to normalne, że się niepokoję. Czy aż tak ciężko dać znać matce, że wszystko ok?

Ta noc była straszna!

Próbowałam spokojnie leżeć, oddychać miarowo i liczyć przysłowiowe owieczki, żeby się wyciszyć, a mimo to Wieśkowi udało się ocknąć. Wymamrotał pretensjonalnie:

– O co chodzi, do cholery? Nerwowe tiki?

– Pewnie złapałam to od ciebie – warknęłam zdenerwowana. – Idź już spać!

– Bardzo zabawne, jak mam spać, kiedy non stop kręcisz się i jęczysz? Ale tak na poważnie, Danka, może coś ci dolega? – nagle ogarnął go niepokój. – Serce cię boli?

Serduszko bije nieco szybciej, ale to nie choroba. Strasznie się boję o naszego Łukaszka. Wyszedł o osiemnastej i jakby się pod ziemię zapadł! Ale gdybym pisnęła mężowi choć słówko, to od razu by zaczął gadać, że jestem starą kwoką, bo przecież która normalna matka tak się stresuje dorosłym synem? I w ogóle co ja sobie myślę?

Truł by, a potem jeszcze się obraził, że przez moje gadanie rano będzie szedł do roboty niewyspany. Więc tylko burknęłam, że kiepsko się czuję, wzięłam kocyk i jakąś książkę i poszłam do kuchni.

Ale nie mogłam się skupić na lekturze, zaczęły mnie nachodzić myśli czy mojemu synkowi coś się nie stało.

Spojrzałam na telefon, ale nadal zero wiadomości. Mogłabym zadzwonić, ale pewnie znowu by się zdenerwował albo nie daj Boże w ogóle by nie odebrał. Wtedy dopiero bym się zaczęła stresować!

– Czy powiedzenie o której będzie się z powrotem to naprawdę aż taki problem? Czy to jakaś wielka rzecz? – marudziłam sama do siebie.

Było już chyba koło drugiej

Wreszcie usłyszałam jakieś odgłosy dobiegające zza drzwi. Po chwili do kuchni wszedł Łukasz, cały w skowronkach. Widać było, że bawił się przednio, a ja w tym czasie dostawałam niemal palpitacji ze stresu!

– Następnym razem gdy wybije północ zasunę rygiel w drzwiach – oznajmiłam stanowczo. – Twoje postępowanie jest nie do zaakceptowania.

– O co ci konkretnie chodzi? – wzruszył ramionami. – Mamo, przecież skończyłem 23 lata!

– A ja mam 45! – odcięłam się. – Gdybym dokądś poszła i przepadła na tyle godzin bez żadnej wiadomości, to ty i tata pewnie dostalibyście ataku serca.

– Ty? – wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy. – Niby dokąd miałabyś sobie pójść?

Ale mnie to zdenerwowało! Zrobiłam się cała czerwona ze złości. Wzięłam swoje rzeczy i bez słowa wyszłam. Oni mnie traktują jak domowy sprzęt!

Następnego dnia byłam ledwo przytomna z braku snu. Słowa tego smarkacza paliły mnie żywym ogniem.

Mój mąż z subtelnością słonia w składzie porcelany oznajmił, że Łukasz ma rację. Mało tego, stwierdził, że moje zachowanie jest po prostu komiczne! Kiedy nasz syn po maturze wyjechał z kolegami do Wielkiej Brytanii, Wiesiek uznał, że nasz syn to zaradny i dojrzały młody człowiek, który da sobie radę w życiu.

Powiedział, że nasz syn jest dorosły

– Słuchaj, musisz w końcu zrozumieć, że wszyscy jesteśmy dorośli. Skończyło się głaskanie po głowie i pilnowanie na każdym kroku – powiedział stanowczo. – No chyba że masz jakąś obsesję na punkcie kontrolowania innych, ale to już twój problem, nie nasz.

– Wiesiek! Tu przecież chodzi o podstawy dobrego samopoczucia psychicznego, o stworzenie sytuacji, w której nikt nie będzie się niepotrzebnie zamartwiał o drugiego!

– Ty jedna się przejmujesz i martwisz! – prychnął mi prosto w twarz. – Momentami zachowujesz się zupełnie jak ciotka Helka. Jeszcze chwila i zaczniesz cierpieć na urojone choroby!

Mimo iż wydawało mi się, że po tym, jak zostałam przyrównana do nawiedzonej ciotki, nic gorszego już mnie nie spotka, to jednak grubo się pomyliłam.

Wyszło na jaw, że owszem, ciągle mówię o emocjach i uczuciach, ale tak naprawdę zawsze chodzi tylko o moje własne przeżycia. Gdyby było inaczej, to może przyszłoby mi do głowy, że kiedy non stop wykręcam numer do Łukasza, to mogę przerwać mu akurat randkę z dziewczyną. No i na pewno by mi nie zaszkodziło, jakbym choć przez chwilę pomyślała o tym, jaką presję swoim zachowaniem wywierać mogę na biednego Wieśka.

Czy zastanawiałam się kiedykolwiek, że koledzy naśmiewają się z mojego męża, kiedy SMS-uje do mnie, że zostaje dłużej w robocie albo idzie na piwo? Wychodzi na pantoflarza!

O co im chodzi?

Ja też przecież daję znać, jak zdarzy mi się dłużej posiedzieć w pracy. Co więcej, tak robi większość moich koleżanek. Czułam się dotknięta i niezrozumiana.

Główkowałam nad tym i główkowałam. W końcu doszłam do wniosku, że sama sobie nawarzyłam tego piwa. Przywykli, że zawsze jestem pod ręką i potraktowali to jako coś oczywistego.

Skoro Łukasz jasno powiedział, że nie mam dokąd pójść, to najwyższy czas coś z tym zrobić! Jesteśmy przecież dorośli i nikomu nie musimy się tłumaczyć, więc czemu by tak po prostu nie wyskoczyć do kina na wieczorny film bez uprzedzania kogokolwiek? Baśka od tygodnia próbuje mnie namówić na Almodóvara.

W końcu raz się żyje! Nie powiem, żebym była jakąś wielką fanką kina, ale lepszej opcji na randkę nie miałam. Moje życie uczuciowe praktycznie nie istnieje.

Obiecałam sobie, że jeśli moja nieobecność przejdzie niezauważona, to przyznam rację moim facetom i nawet nie pisnę słówka, gdy któryś z nich zapomni mnie poinformować o swoim dłuższym wypadzie. Z drugiej strony, jeżeli wpadną w panikę, a potem zaczną mnie obwiniać, to uznam, że ja mam rację. Tak długo będę stosować tę taktykę, aż w końcu pojmą, że należy mi się szacunek i zrozumienie. Zanim jeszcze dotarłam do kina, zadzwonił mój smartfon.

No proszę, to Wiesiek.

Gdy zignorowałam połączenie, poczułam się dziwnie nieswojo – znowu dałam się zdominować mojej wewnętrznej potulnej dziewczynce. Wrzuciłam telefon do torebki, mając nadzieję, że nikomu nic poważnego się nie stało i nikt nagle nie zasłabł.

Kiedy już siedziałam w fotelu kinowym, naszło mnie głupie poczucie, że ten cały wypad to jeden wielki błąd, a odcięcie się od rodziny to wręcz zbrodnia. Baśka, która okazała się całkiem w porządku babką, od razu zrozumiała o co chodzi.

Gdy zobaczyła jak ze złością wyłączam komórkę w gasnącym świetle na sali, na znak aprobaty uniosła kciuk w górę. I miała rację. A zatem, kochanie, nie teraz – pogadamy później, jak już wrócę do domu.

Fabuła filmu wciągnęła mnie tak bardzo, że zupełnie wyleciało mi z głowy to nieszczęsne urządzenie, które miałam w torebce. Dopiero gdy seans dobiegł końca, zobaczyłam, że inni włączają swoje telefony. Liczba nieodebranych połączeń robiła wrażenie, a co ciekawe, nawet Łukasz się próbował do mnie dodzwonić.

„Mieszkam niedaleko, pogadam z nimi jak już będę w domu” – pomyślałam beztrosko.

Bo o czym tu w sumie rozmawiać? Przecież każdy z nas jest dorosły i może robić co chce, bez tłumaczenia się innym. A przynajmniej tak mi wmawiali moi panowie…

Teresa, 45 lat

Czytaj także:
„Zamiast szastać kasą, wolałam jeść podgnite warzywa i łatać ubrania. Chciałam mieć pieniądze na ciężkie czasy”
„Obiecałam sobie, że nigdy nie będę jak moja matka. Nie dam się zagrzebać w praniu, sprzątaniu i w roli służącej”
„Mąż nie mógł zdzierżyć, że w naszym domu to ja noszę spodnie i więcej zarabiam. Odszedł do kochanki, gdy byłam w ciąży”

 

Redakcja poleca

REKLAMA