Razem z Darkiem byliśmy zatrudnieni w pewnej placówce bankowej w samym sercu stolicy. Mimo ciąż, moja kariera zawodowa pięła się w górę w ekspresowym tempie. Mój partner z kolei ciągle wykłócał się o podwyżki, będąc wprawdzie niezłym, ale raczej niczym nie wyróżniającym się pracownikiem. W naszym wspólnym gospodarstwie domowym był po prostu – delikatnie rzecz ujmując – życiową niemotą. Przy rozstaniu rzucił, że niełatwo dzielić życie z tak perfekcyjną kobietą, po czym… związał się ze studentką, ledwo po dwudziestce.
Wiedziałam, czego chcę
Gdybym mogła cofnąć czas, to pewnie usunęłabym parę lat z mojej biografii. Zaznaczam jednak, że w żadnym razie nie chodzi mi o to, że mam trzy cudowne dziewczynki, które okazują mi wsparcie każdego dnia. Chodzi raczej o to, że szkoda mi tej całej cierpliwości, że przez tak długi czas wytrzymywałam to wszystko.
Od małego miałam świadomość, co chcę w życiu robić. Przewodziłam paczce kumpli, byłam przewodniczącą klasy i pełniłam funkcję kapitana drużyny. Nie miałam wątpliwości, że rola lidera jest mi przeznaczona, bliscy także nakłaniali mnie do studiowania na kierunkach managerskich. Nie, nie chodziło o pychę, tylko o dobrą znajomość swoich atutów – z jakichś powodów lgnęły do mnie osoby o skrajnie odmiennych osobowościach. Tak też było z moim mężem.
Kiedy studiowałam, udało mi się dostać na płatny staż w banku – nie było to wtedy powszechne, żeby praktykanci otrzymywali wynagrodzenie. Wprawdzie nie było wysokie, ale zawsze pojawiałam się w pracy jako pierwsza i kończyłam ostatnia. Moje zaangażowanie zostało w końcu docenione, a świetne oceny na uczelni były dodatkowym potwierdzeniem moich zdolności i kwalifikacji.
Darek ciągnął mnie w dół
Pewnego wieczoru, kiedy siedziałam w pracy do późna zauważyłam, że nie jestem sama. W pomieszczeniu obok paliła się lampka, a przy biurku siedział jakiś facet. Na blacie miał totalny chaos – kartki porozrzucane były wszędzie. Widać było, że ostro nad czymś myśli. Muszę przyznać, że kiedy tak się skupiał, to wyglądał jeszcze bardziej atrakcyjnie. W pewnej chwili zauważył, że mu się przyglądam. Zaczęliśmy rozmawiać i dowiedziałam się o nim paru rzeczy – miał na imię Darek, przyjechał spod Przemyśla i pomieszkiwał u ciotki w stolicy.
Niemalże od pierwszej chwili złapaliśmy dobry kontakt, choć prawdę mówiąc, to ja pracowałam nad tym, żeby zdobyć jego sympatię, użalając się nad ogromem pracy i różnymi przeciwnościami losu. Wolałam przemilczeć fakt, że niedawno awansowałam i podpisałam umowę na stałe, a moje zarobki pozwalają na wynajem dwupokojowego lokum.
Darek rozbawił mnie wieloma zabawnymi historyjkami. Był uroczy i błyskotliwy. Miał wiele pasji. Znał się na muzyce, kinematografii, literaturze, a nawet psychologii – czyli dziedzinach, o których ja nie miałam zielonego pojęcia. Być może dlatego, że spędzałam mnóstwo czasu jedynie nad lekturami dotyczącymi ekonomii.
Nasza znajomość dość szybko przerodziła się w coś głębszego i nim się obejrzeliśmy, spodziewałam się dziecka. Moi współpracownicy zorientowali się dopiero, gdy mój brzuszek był już mocno widoczny. Nie zdradzałam się nikomu, a wręcz przeciwnie – pracowałam bardzo ciężko, bo dostałam pod opiekę nowych, ważnych klientów. Myślałam sobie, że jak dam z siebie wszystko, to w nagrodę wpadnie awans i podwyżka. A pieniądze były nam potrzebne, jak powietrze – ja zarabiałam sześć tysięcy brutto, a Darek ledwo dwa i pół.
Nie trzeba być Einsteinem, żeby wiedzieć, kto u nas miał pod kontrolą finanse i planował przyszłość. Moja mama była sceptycznie nastawiona do naszego związku i wolała zająć się wnuczką. Uważała, że Darek nie jest zaradnym facetem i że będzie żył na mój koszt. A ja się z tego śmiałam, bo przecież przeciwieństwa się przyciągają, no nie?
Szybko po porodzie wróciłam do pracy
Gdy Darek dowiedział się, że spodziewamy się dziecka, od razu mi się oświadczył. Dał w prezencie pierścionek, który niegdyś należał do jego babci. Wciąż wyobrażał sobie, jak nasza córka wyrośnie na zaradną i kochającą dziewczynkę, która będzie jego małą księżniczką. Snuł plany, że będzie mu gotować obiady i dbać o porządek w domu...
...bo ja nie planowałam tego robić. Zaledwie dwa i pół miesiąca po tym, jak na świat przyszła Antosia, wróciłam do pracy. Na początku pracowałam tylko na pół etatu, ale szybko zwiększyłam wymiar godzin. Mama bardzo mnie wspierała. Razem z Darkiem dojeżdżaliśmy do pracy i wracaliśmy do domu w tym samym czasie, zabierając ze sobą pracownicze obowiązki.
Faktem jest, że borykaliśmy się z zupełnie innymi kwestiami zawodowymi. Ja, jako szefowa działu oceny ryzyka, obsługiwałam najbardziej prestiżowych klientów. On, będąc zaś wciąż młodszym specjalistą od udzielania kredytów, zajmował się podbijaniem wniosków i zaświadczeń. Mój grafik wypełniony był spotkaniami z najbogatszymi ludźmi w kraju, podczas gdy on wertował papiery.
Nasz ślub był dosyć ekspresowy, a samo wesele raczej zwyczajne i bez zbędnych udziwnień. Dobrze, że nie przesadzaliśmy z kosztami, a może inaczej – to ja czuwałam nad umiarem w wydatkach. Kiedy nasza córeczka Antosia skończyła drugi rok życia, mój mąż Darek zaczął mocno sugerować, że czas pomyśleć o kolejnym maluchu. Mogłam liczyć na urlop macierzyński więc Darek przekonywał mnie, żebyśmy częściej bywali razem. Gdzieś z tyłu głowy czułam, że ma rację i że faktycznie zaczynamy się od siebie coraz bardziej oddalać, a drugie maleństwo na nowo scementowałoby nasz związek.
To nie był najlepszy pomysł
Teraz zdaję sobie sprawę, że popełniłam wtedy błąd. Zbliżałam się do trzydziestki, spłacałam kredyt za większe mieszkanie, wychowywałam dwie córeczki i byłam w związku z kimś, na kogo nie mogłam liczyć w żadnej sprawie. Nie był w stanie zapewnić nam finansowo utrzymania, nie dbał o mieszkanie – nie sprzątał, nie przygotowywał posiłków. Jednym słowem, nie robił zupełnie nic.
Jedyne, co potrafił, to odgrzać w mikrofali kurczaka z pobliskiej knajpy albo otworzyć słoik z pulpetami od swojej mamy. Czy mi to przeszkadzało? Na samym początku nie. Miał zapał i ambicje, żeby się uczyć, rozróżniać ciasto drożdżowe od biszkoptowego, ale z biegiem czasu ten entuzjazm gdzieś wyparował.
Tematy finansowe związane z prowadzeniem gospodarstwa domowego kompletnie go nie obchodziły. Zawsze twierdził, że jego wynagrodzenie wystarcza mu jedynie na własne potrzeby oraz odkładanie oszczędności dla naszych pociech. Finalnie to z mojego rachunku bankowego regulowaliśmy dosłownie każdy wydatek: opłaty, wynajem mieszkania, artykuły spożywcze, benzynę, raty kredytów. Później okazało się, że on swoją kasę przeznaczał na...kochankę.
On nie dałby rady nas utrzymać
W czasie, gdy na świecie pojawiła się nasza druga córka Marcysia, wiedziałam, że będę potrzebowała pomocy w opiece nad dziewczynkami i prowadzeniu domu. Zatrudniłam więc nianię i gosposię w jednym. To pozwoliło mi na dość szybki powrót do pracy na pełen etat, zamiast przebywać całe dnie w domu, skupiając się wyłącznie na byciu mamą.
Chciałam znów otrzymywać pełną pensję i mieć poczucie, że jestem doceniana i wartościowa. Może to nieco egoistyczne, ale w naszym małżeństwie to ja grałam pierwsze skrzypce, więc czułam, że mam prawo do takich decyzji.
Darek długo czuł się coraz bardziej sfrustrowany naszą relacją. Stale miał do mnie pretensje mi, że spędzam zbyt wiele godzin w pracy i nie poświęcam mu wystarczająco dużo uwagi. Przyznał się, iż miał okazję awansować, ale zrezygnował, ponieważ mielibyśmy wtedy pracować razem nad identycznym zadaniem. Skarżył się, że w biurze go nie szanują, zupełnie tak, jakby był moją gorszą połówką – ja byłam w stanie wygospodarować chwilę na kreatywne koncepcje, zrobienie domowego wypieku gdy ktoś obchodził urodziny czy zapamiętanie imion wszystkich kolegów z firmy. Byłam stawiana, jako wzór do naśladowania, a Darek nie był w stanie tego zdzierżyć.
Nie sposób zaprzeczyć, że do doskonałości trochę mi brakowało, ale przecież nie powinnam marudzić, że ludzie mieli o mnie pozytywne mniemanie, czyż nie? Od czasu do czasu męczą mnie wyrzuty sumienia... Miałam je również podczas tamtych Andrzejek. Wybraliśmy się wówczas do znajomych, a Darek był nie w sosie. Ja jednak pragnęłam dobrze się zabawić i na nowo rozbudzić w nim tego przebojowego faceta, którym był kiedyś zwłaszcza, że na moim rachunku bankowym pojawiła się właśnie pięciocyfrowa premia.
Przy niej czuje się jak facet
Po imprezce zamówiliśmy taryfę i wracaliśmy do domu. Całowaliśmy się namiętnie jak opętani, więc poprosiliśmy kierowcę, żeby zawiózł nas do pierwszego lepszego hoteliku. Gdy po paru tygodniach ujrzałam pozytywny wynik testu ciążowego, zrobiło mi się słabo. Zdawałam sobie sprawę, że od teraz będę zmuszona zapewnić byt aż pięciu osobom i nie dam rady połączyć obowiązków wynikających z macierzyństwa z dotychczasową pracą zawodową.
Darek zaś mocno się zmienił – początkowo chyba dostrzegł w tym szansę na „typową rodzinę”. Załatwiał różne sprawy, przynosił mi bukiety, rozpieszczał nasze córki bez wyjątku, a czasami... odpływał myślami. Przypuszczam, że z jednej strony poczuł, iż w końcu może stać się głową rodziny, bo trójka pociech zmusi mnie do pozostania w domu, a z drugiej uświadomił sobie, że nie poradzi sobie z utrzymanie całej familii to dla niego zbyt duży ciężar.
Pewnego wieczoru, kiedy mój mąż pojawił się w domu po pracy (będąc w siódmym miesiącu ciąży musiałam iść na zwolnienie lekarskie, ponieważ doktor kazał mi się oszczędzać, od razu wyczułam, że coś się wydarzyło. Coś niedobrego.. Był podenerwowany i zachowywał się jakoś inaczej niż zwykle.
W końcu wyznał mi, że od kilku miesięcy romansuje z inną kobietą, a ta spodziewa się dziecka. Ojcem był rzecz jasna Darek. Powiedział, że nie da rady dłużej być z taką osobą, jak ja, bo czuje się niespełniony jako facet – bez perspektyw, pieniędzy i kontaktów. Zrobił wrażenie na młodej studentce i to przy niej poczuł się znów, jak prawdziwy mężczyzna.
Wrzeszczałam na niego, że najwyraźniej utknął w rozwoju osobistym, a jedyną rzeczą, w której jest dobry, to robienie dzieci. Powiedziałam mu prosto w oczy, że jest moim utrzymankiem, a nie prawdziwym małżonkiem. Kazałam mu spakować manatki i wynosić się czym prędzej do kochanki. Ten romans jest dla mnie tym bardziej bolesny, bo Darek okłamywał mnie przez tyle czasu. Niestety, teraz wiem już, że to nie była miłość mojego życia – gdyby nią była, ja byłabym w stanie porzucić swoją pracę, zamiast uciekać w karierę od kogoś, kogo po cichu się wstydziłam.
Moja córeczka Stasia przyszła na świat w terminie. Wszystkie jesteśmy otoczone troskliwą opieką. Mimo to, tęsknię za facetem u boku, nawet takim niedoskonałym. Według mamy, niełatwo będzie spotkać mężczyznę, którego nie onieśmieli mój mocny charakter, sukcesy w pracy czy wysokość pensji. Zastanawiam się tylko, czy istnieje ktoś, kto zechce związać się z kobietą, która wychowuje troje dzieci?
Monika, 36 lat
Czytaj także:
„Mąż poszedł w ślady ojca i traktuje mnie jak służącą. Zdziwi się, gdy zamiast obiadu dostanie papiery rozwodowe”
„Odkryłem, że żona ma kochanka. Czekam, aż się wyszaleje i wróci na kolanach, bo przecież tylko mnie kocha”
„Siostra wpadła w szał, bo ojciec przepisał mi mieszkanie. Całe życie miała go gdzieś, a teraz paniusia ma pretensje”