Dokładnie obejrzałam koszulkę i miałam wątpliwości. Zdarzyło mi się już dwukrotnie ją cerować na rozchodzących się łączeniach, a do tego zrobiła się na mnie za mała. Mimo to szkoda mi było pozbyć się jej tak po prostu. Chwyciłam za nożyczki i odcięłam rękawy. Z tego wyszło osiem fajnych frotek do włosów, nie musiałam ich nigdzie kupować. Na bank zaoszczędziłam parę złotych.
To, co zostało z materiału, nadawało się idealnie na ścierkę, a akurat szykowałam się do czyszczenia mieszkania. Ręczniki papierowe to dla mnie abstrakcja. Po co wydawać na nie pieniądze, kiedy można wykorzystać skrawki bawełnianej tkaniny z ciuchów, które nam już nie służą?
Oszczędzam na wszystkim
Mam całkiem małe mieszkanko, więc sprzątania dużo nie ma, ale uwielbiam jak jest czysto. Do szyb używam trochę octu rozcieńczonego w wodzie, meble przecieram wodą z odrobiną gliceryny, a na zatkane rury najlepszy jest roztwór z sody. Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się kupić typowego środka do czyszczenia. I po co miałabym to robić?
Można by zaoszczędzić tę kasę, nie ma co. Przed wizytą Anieli posprzątałam chatę. Planowała przyjść z nowym facetem. Zależało mi, żeby dobrze wypaść, bo Aniela to moja jedyna przyjaciółka.
– Słuchaj, proszę cię ubierz się jakoś ładnie i ogarnij fryzurę. Chcę, żebyś zrobiła na nim dobre wrażenie – widziałam, że jej naprawdę zależy. – Weźmiemy ze sobą wino, ok?
Zdawałam sobie sprawę, że muszę dać z siebie wszystko. Skoro przynosili wino, to wypadało, żebym coś ugotowała. Poleciałam do sklepu.
Kupowałam resztki
Ekspedientka, która mnie obsługiwała, wiedziała, kim jestem. Specjalnie dla mnie schowała kawałki mięsa i torebkę ryżu, który lada moment straci datę ważności. Dorzuciłam do koszyka jeszcze jakiś przeceniony sos w proszku i byłam gotowa, by przygotować pyszne risotto dla moich gości.
Od czasu do czasu kusiło mnie, żeby kupić porządny kawałek mięsa czy świeżutkie owoce lub warzywa prosto od rolnika, a nie te na wpół zgniłe. Było mnie na to stać, ale nie chciałam.
Moja posada w korporacji wiązała się z całkiem niezłymi zarobkami. Spokojnie mogłabym sobie pozwolić na normalne gumki do włosów i mycie tych włosów porządnym szamponem z drogerii, zamiast zwykłego mydła i domowej mikstury z octu. Teoretycznie mogłam, a mimo to coś mnie blokowało.
Nie potrzebowałam łóżka
Aniela była zszokowana, gdy zobaczyła, w jakich warunkach mieszkam
– Czemu mieszkasz w takiej dziurze? – wypaliła bez owijania w bawełnę. Nawet okien tu chyba nie ma...
– Nieprawda, są – odparłam, wskazując palcem na niewielkie okienko tuż pod sufitem. – Poza tym całe dnie spędzam w pracy, a tam mamy ogromne przeszklenia na całą ścianę. Tu tylko nocuję. Nic więcej mi nie potrzeba.
– Te meble są trochę… – moja znajoma próbowała ukryć zmieszanie na widok staromodnego segmentu z czasów PRL i materaca leżącego na podłodze – Czemu nie zainwestujesz w parę mebli z Ikei? To naprawdę nieduży wydatek.
Wyjaśniłam przyjaciółce, czemu tak gospodaruję pieniędzmi. Otworzyłam się przed nią, a ona przyjęła to ze zrozumieniem. I zaakceptowała mnie, choć widziałam lekki niepokój w jej oczach, kiedy opowiadałam o niektórych moich pomysłach.
Wolałam mieć kasę w zapasie
Fakt, miałam wtedy niezłą passę i kasa się zgadzała. W swojej branży robiłam robotę na najwyższym poziomie. Szefowie mieli gdzieś, że chodzę ubrana jak kloszard, bo nie miałam kontaktu z klientami. Bez mrugnięcia okiem przelewali mi na konto wypłatę plus bonusy.
Tylko że ja wiedziałam, że to wcale nie musi być na stałe. Mój ojciec też kiedyś nieźle zarabiał. Pracował w firmie paliwowej, więc w domu było pełno wszystkiego. Jadłam smakołyki i nosiłam ciuchy jak jakaś królewna.
Tak samo moja mama i siostra. Zupełnie nie mam pojęcia, od kiedy w naszej rodzinie zaczęło brakować pieniędzy. Ojciec stracił pracę. Przestał dostawać comiesięczną pensję, a zobowiązania kredytowe nadal trzeba było spłacać. Wpadł więc na genialny w jego mniemaniu pomysł – postawi zakład u bukmachera, wygra i sytuacja wróci do normy, na stole znów zagości szynka. Najgorsze w tym wszystkim było to, że faktycznie mu się poszczęściło.
Ojciec nie szanował pieniędzy
– Z naszego domu zaczęły stopniowo znikać wszystkie wartościowe przedmioty – zwierzałam się Anieli.
Ojciec kompletnie przepadł w nałogu. Przepuszczał kasę na potęgę, raz za razem. Gdy w końcu trafił jakąś wygraną, robił z siebie durnia. Zamiast oddać, co komu był winien, kupował jakieś głupoty – mamie złoto, nam markowe ciuchy, kolejny telewizor do domu. I tak w kółko, a po kilku dniach znów wszystko lądowało na sprzedaż…
Dom świecił pustkami. Chodziłyśmy głodne i brudne. Brakowało nawet podstawowych środków higieny, jak szampon – włosy myłyśmy najtańszym mydłem, jakie było pod ręką. To mama pokazała mi, że całe mieszkanie da się wyszorować sodą i octem. Miała sposoby dosłownie na wszystko – frotki z pourywanych rękawów, sznurówki z bieliźnianych sznurków, oszczędne żarcie… Ale i tak wiecznie byłyśmy głodne.
Stąd wzięła się moja wewnętrzna blokada na wydawanie kasy. Nie jestem w stanie tego robić. W każdej sytuacji potrafię znaleźć sposób, by do domu coś przynieść taniej lub nie płacić wcale. Kasę odkładam na ciężkie czasy.
Chciałam dobrze wypaść
Moja przyjaciółka, Aniela, również przeżyła w swoim życiu sporo przykrych sytuacji. Tata nadużywał alkoholu, a ona sama przez długi czas zmagała się z depresją i zaburzeniami odżywiania. Ponadto wiązała się z agresywnymi facetami. Dzięki temu dobrze mnie rozumiała i nigdy nie oceniała. Zaprzyjaźniłyśmy się, a ona szanowała mój styl życia, nie wtrącając się. Mimo to zależało jej, abym zrobiła dobre wrażenie na jej nowym partnerze.
Kiedy dotarli na miejsce, mieszkanie lśniło czystością, a na blacie kuchennym stał garnek z risotto. Piotrek zrobił na mnie dobre wrażenie – był miły i szczery. Od pierwszej chwili poczułam do niego sympatię, głównie ze względu na jego bezpośredniość i naturalność. Wieczór mijał nam na dowcipkowaniu. W pewnej chwili Piotrek, gestykulując, niechcący zrzucił z blatu pusty talerz. Powiedziałam mu, żeby się nie przejmował i zaczęłam sprzątać potłuczone kawałki.
Sklejałam stary talerz
– Dobrze, że nie rozpadł się na milion kawałków – pocieszałam Piotra. – Powinno dać się to poskładać. Poczekaj chwilę, zaraz się tym zajmę.
Takie sytuacje nie były mi obce. Miałam w domu specjalny klej przeznaczony do naprawy przedmiotów z ceramiki i porcelany. Szybko go odnalazłam i zabrałam się za dopasowywanie fragmentów stłuczonego talerza.
– To jakaś rodzinna pamiątka? – Piotr wydawał się być zaskoczony moim działaniem.
– Nie, zwykły talerz ze sklepu – odparłam,koncentrując się na dokładnym rozprowadzeniu kleju wzdłuż krawędzi odłamków.
Zapomniałam już, że niektóre rzeczy mogą wprawiać innych w osłupienie. Sklejanie talerza ze sklepu było dla mnie całkiem zwyczajne, jednak Piotr był zaskoczony. Spytał, czemu po prostu nie wywalę tego naczynia i zaoferował, że kupi mi nowy egzemplarz.
Taki mam styl życia
– Szczerze mówiąc, zastanawiam się nad twoim stylem życia. Z tego, co Aniela wspominała, pracujesz w porządnej korporacji i dostałaś służbową komórkę… Więc o co chodzi z tym skromnym mieszkaniem? Robisz jakiś eksperyment do artykułu na bloga czy książki? Po co tak się katować?
– Piotr! – z oburzeniem uciszyła go moja kumpela, ale ja już uniosłam wzrok.
– Po co tracić kasę, jeśli można sobie radzić za mniej? – odparłam, zadając kolejne pytanie.
– Dzięki temu mam spore oszczędności na trudne czasy. Nie boję się biedy, jeśli coś pójdzie nie tak.
Przez chwilę moi goście nic nie mówili. Aniela wyglądała na wystraszoną, a Piotr analizował to, co powiedziałam. W końcu jednak wypalił coś, co sprawiło, że naprawiany przeze mnie talerz znów wylądował na podłodze.
Zatkało mnie
– Wiesz, myślę, że właśnie teraz przeżywasz swój trudny czas. Nie musisz obawiać się biedy. Ty już w niej tkwisz…
Trudno było mieć do niego o to pretensje. Kiedy mówił, w jego tonie nie wyczuwało się ani krytyki, ani lekceważenia. Po prostu stwierdzał fakty. A ja stałam tam jak wryta, ściskając w dłoni tubkę z klejem, wpatrując się w niego i czując napływające do oczu łzy.
Aniela chyba się wystraszyła, że się rozkleję, więc stwierdziła, że muszą lecieć i wywlekła lubego z mojej chaty. Mojego mizernego, taniego, woniejącego octem mieszkania w piwnicy...
Znów wróciły wspomnienia
Wspominam wieczór, gdy mama kazała mi i siostrze się pozbierać, wpakować wszystkie nasze rzeczy do plecaków i wyjść z nią do auta, które stała przed domem. W środku siedział facet, do którego miałyśmy mówić „wujku".
Wujek Henryk zaopiekował się nami, zabierając do swojego lokum. Odtąd to on pomagał Mai z zadaniami z matmy i pilnował, o której godzinie powinnam się zjawić z powrotem od koleżanek. Z powrotem w jego czterech ścianach. Bo do domu, gdzie został ojciec, już nigdy nie postawiłyśmy stopy.
Tata został tam w samotności, aż któregoś razu sąsiad znalazł go martwego w toalecie. Gdy mama przekazała nam tę wieść, ryczałam tak okropnie, że aż zbierało mi się na wymioty. A później, łzy już nigdy nie popłynęły po mojej twarzy.
Piotr miał rację
Do chwili, gdy przypadkowa osoba wypowiedziała parę zdań, które przywołały moje najboleśniejsze wspomnienia. Znowu szlochałam, uświadamiając sobie, że Piotr trafił w sedno. Bez przerwy czekałam na tzw. czarną godzinę. Strach przed biedą był tak silny, że postanowiłam opatulić się nią niczym kokonem, byleby tylko nie zaskoczyła mnie znienacka.
Kolejnego poranka zadzwoniła do mnie Aniela, by przeprosić za zachowanie Piotrka. Odpowiedziałam jej jednak, że wcale nie czuję urazy. W rzeczywistości jestem mu wdzięczna. Uświadomił mi parę spraw.
– Piotrek to w porządku facet – oznajmiłam koleżance. – Liczę na to, że jeszcze mnie odwiedzicie. Ale już nie tu, na Kolejowej. Zmieniam miejsce zamieszkania.
Pytała mnie o lokalizację, ale jeszcze nie miałam pojęcia. Wyobrażałam sobie natomiast, że będzie to urocze, jasne mieszkanie z designerskim aneksem kuchennym, w którym szykować będę pyszne dania. Ze zdrowych i pełnowartościowych składników. Marzyła mi się też łazienka z dużą wanną, na której skraju poustawiam dobrej jakości kosmetyki. Ruszyłam już z poszukiwaniami.
– Ale dziś marzy mi się wybrać do salonu fryzjerskiego, zrobić paznokcie i skorzystać z masażu. W końcu mogę sobie na to pozwolić – rzuciłam z miną pomiędzy uśmiechem a płaczem. – Pójdziesz ze mną, Aniela? Ja stawiam!
Matylda, 35 lat
Czytaj także: „Rodzice powtarzali, że więzi rodzinne są najważniejsze. Gdy odmówiłam siostrze pomocy, nazwali mnie podłą wiedźmą”
„Synowa traktuje syna jak bankomat. Żal mi go, bo zrezygnował z marzeń, by spełniać jej zachcianki”
„Córka wrobiła męża w drugie dziecko, a teraz dziwi się, że on chce rozwodu. Sama jest sobie winna”