„Mąż mnie zdradził, a teraz partner odszedł do młodszej kochanki. Nie jestem nic warta. Zmieniłam całe swoje życie”

Kobieta, którą zostawił mąż fot. Adobe Stock
„Koniec moich planów, nadziei, poczucia stabilizacji i wreszcie porażka moja jako kobiety. Trudno było w takim stanie ruszać na podbój świata. Pomyślałam, że tym razem karty i zdolność widzenia przyszłości zawiodły panią Wandę. Wróżka nie przestawała uśmiechać się do końca wizyty, a mnie chciało się płakać”.
/ 02.05.2022 13:30
Kobieta, którą zostawił mąż fot. Adobe Stock

Pani Wanda wcale nie wyglądała na zmartwioną.
– Zobaczysz (do każdego mówiła po imieniu), że tę twoją rzekomą porażkę przekujesz w wielki sukces – powtarzała mi przez całą wizytę, stukając paznokciem w karty. – Tu żadnej tragedii nie ma.

Łatwo było jej mówić. To nie ją zdradził mąż i także nie jej partner odszedł do innej kobiety. Jaki tu sukces? To przecież porażka na całego. Koniec moich planów, nadziei, poczucia stabilizacji i wreszcie porażka moja jako kobiety. Trudno było w takim stanie ruszać na podbój świata. Pomyślałam, że tym razem karty i zdolność widzenia przyszłości zawiodły panią Wandę. Wróżka nie przestawała uśmiechać się do końca wizyty, a mnie chciało się płakać.
– Za parę miesięcy nastąpi w twoim życiu zwrot – powiedziała jeszcze na odchodnym. – Wiem, że to brzmi jak bajka, ale z nią nie będzie miało nic wspólnego.

Jasne. Popukałam się w czoło, obiecując sobie więcej tu nie przychodzić. Straciłam 100 złotych, które mogłam wydać, choćby ku poprawie humoru, na nowy ciuch czy ładną bieliznę... Bo tu nie zyskałam nic. Nawet iluzji, czy chwilowej poprawy nastroju. Bolałam więc dalej nad życiową klęską, siłą mobilizując się do walki z każdym następnym dniem. Chodziłam do pracy, na zakupy, sprzątałam dom, umawiałam się ze znajomymi. Ale serce nadal bolało. Bardzo bolało. Mijały kolejne nieprzespane lub przepłakane noce; zimne miejsce po drugiej stronie łóżka nieustannie przypominało Andrzeja…

Wreszcie nadeszło lato

Siedziałam na tarasie, zajadając się pierwszymi truskawkami i myśląc, że nic nie będzie już takie samo. Owoce pachniały i były pyszne. Smakowały mi, mimo mojego przygnębienia. „Zaraz... – pomyślałam. Truskawki zawsze będą takie same. Raz kwaśniejsze, innym razem słodsze. Ale będą. I moje życie też będzie. Też jest. Inne, ale jednak jest. Przecież żaden dzień się nie powtórzy” – przypomniałam sobie nagle fragmenty wiersza Szymborskiej, które dopiero teraz zyskały dla mnie sens.

Tamto popołudnie rzeczywiście było przełomowe. Ból zelżał, a ja z większą nadzieją i optymizmem patrzyłam na to, co przyniesie jutro. I rzeczywiście, następnego dnia odezwała się do mnie koleżanka, którą z dnia na dzień porzucił mąż. Elka była w totalnej rozsypce i przypominała mnie sprzed kilku miesięcy. Ale co mogłam zrobić, wspominać swoje przeżycia, żeby zrozumiała, że kiedyś będzie lepiej? Drogę do tej wiedzy musiała przebyć sama. Ja natomiast wysłuchałam jej, postawiłam na stole butelkę szampana i truskawki.

Zaskoczonej Eli powiedziałam, że musi mi na słowo uwierzyć, że dzisiaj jest pierwszy dzień jej nowego życia. Potem wydzwoniłam swoją przyjaciółkę – fryzjerkę i kosmetyczkę „na kółkach”. Po dwóch godzinach Ela miała piękną nową fryzurę i świetny makijaż. Truskawki zniknęły z salaterki, a szampan lał się może nie strumieniami, ale trafiał do kieliszków. Dorota też była singielką z odzysku i to ona rzuciła pomysł.
– Dziewczyny, a może tak stworzyć coś w rodzaju pogotowia dla porzuconych, zdradzonych i oszukanych kobiet? No wiecie, takie miejsce, najlepiej gdzieś blisko lasu, gór. Takie mini spa z gabinetem stylizacji?
– I warsztatami rozwojowymi! – dorzuciłam.
– I z jogą, tańcem i… kursem samoobrony – podpowiedziała nieśmiało Ela.
Wieczorem było nam już całkiem wesoło. Rysowałyśmy projekt naszego przyszłego pensjonaciku, doskonaliłyśmy pomysły i spisywałyśmy wszystko dokładnie. Jak się potem okazało, nie była to chwilowa zachcianka...

Mówią, że jak się baba na coś uprze, to nawet diabła w tyłek pocałuje, żeby to osiągnąć. Chyba gwiazdy postanowiły nam sprzyjać, bo projekt, jak szybko powstał, tak szybko zaczął się realizować. Najpierw był telefon Doroty, która oznajmiła, że jest do kupienia niedrogi, przytulny, drewniany pensjonacik. Blisko gór! Przy rzece! Z lasem za płotem. Pojechałyśmy go obejrzeć i okazał się uroczy, klimatyczny, tyle że mocno zaniedbany. Ale jaki to mogło stanowić problem dla trzech zdeterminowanych kobiet? Ważniejszy był ten finansowy. Żadna z nas nie miała zbyt wiele oszczędności, ale i na to znalazła się rada. Postarałyśmy się o agroturystyczną dotację i niewielki kredyt. A potem formalnie stałyśmy się właścicielkami pensjonatu.

Byłyśmy pełne zapału i pomysłów. Nic nie było ważniejsze. Ani problemy finansowe, ani tym bardziej nasi byli faceci. Szalałyśmy, szorując deski domu, odnawiając pokoje i meble. Na nowe nie mogłyśmy sobie na razie pozwolić. Zresztą ważniejsza była nasza misja – podnoszenie desperatek na duchu i przemiana ich w kobiety pewne siebie, bez kompleksów i szczęśliwe.

We wrześniu byłyśmy gotowe przyjąć pierwszych gości

Słoneczniki kwitły za płotem, słońce syciło czerwienią pnące się po werandzie dzikie wino, a nam było dobrze. Po prostu dobrze. Przy okazji pomocy innym kobietom, same zafundowałyśmy sobie niezłe spa dla naszych dusz. Stopniowo zaczęło nam przybywać klientek. Zadowolone i odmienione polecały nasze usługi swoim znajomym. Wieść o naszym pensjonacie zaczęła się rozchodzić... Wkrótce poszerzyłyśmy naszą ofertę o warsztaty gotowania i kurs Feng Shui. Otoczenie naszego domku pięknie zarosło dobrze skomponowanymi roślinami i drzewami, stwarzając atmosferę magii i przytulności. Było słychać śpiew ptaków i śmiech naszych gości.

Dwa tygodnie temu poszłam podziękować pani Wandzie za dobrą wróżbę i przyznać, że wtedy miała absolutną rację. Przekułam swoją porażkę w sukces. Pomogłam nie tylko sobie, ale też innym kobietom.

Czytaj także:Moja córka trafiła do tureckiego więzieniaMój narzeczony jest na każde zawołanie szefowejChciałem z nią stworzyć rodzinę, okazało się że jest mężatkąByły mąż mnie prześladował, bo nie mógł mnie miećTydzień po narodzinach dziecka dotarło do mnie, że nie kocham partnera

Redakcja poleca

REKLAMA