„Moja żona po urodzeniu syna zwariowała. Mam zrezygnować ze swojej pasji, bo mam rodzinę. W głowie jej się pomieszało”

Mężczyzna ograniczający żonę fot. Adobe Stock
Nie potrafię żyć monotonnie, jak każdy facet czasem muszę się wyszaleć, bo inaczej zwariuję. Myślałem, że ona to rozumie...
/ 14.08.2020 11:58
Mężczyzna ograniczający żonę fot. Adobe Stock

Dwa dni temu znowu pokłóciłem się z żoną. A dokładniej to Majka na mnie naskoczyła. Usłyszała moją rozmowę przez telefon z Patrykiem, przyjacielem ze studiów. Przypomniał sobie o moim istnieniu i zaproponował dwudniowy wypad w góry.
– Wiem, że to prawie niemożliwe, ale może uda ci się wyrwać z domu? Połazimy po skałkach, przelecimy się na lotni… Poszalejemy jak dawniej… – kusił.
– Człowieku, jadę! Żeby nie wiem co – krzyknąłem.

Zapaliłem się do tego pomysłu jak wariat. Tak byłem podekscytowany i zajęty ustalaniem szczegółów wyprawy, że nawet nie zauważyłem, kiedy wróciła do domu i zaczęła podsłuchiwać z przedpokoju, o czym gadamy.
– No proszę, własnym uszom nie wierzę. Przecież ustaliliśmy, że już skończyłeś z tymi głupotami. Jeśli pojedziesz, możesz już nigdy do domu nie wracać, zapamiętaj to sobie. Nie mam zamiaru przez ciebie się denerwować – naskoczyła na mnie, gdy tylko się rozłączyłem. Pozwoliłem się jej wywrzeszczeć, a potem rozsiadłem się na kanapie i włączyłem telewizor. Nie odezwałem się ani słowem. Po co miałem to robić? Przecież ona i tak mnie nie rozumie…

Majka od początku wiedziała, że lubię ryzyko i rywalizację. Kiedy się poznaliśmy, korzystałem z każdej okazji, by się sprawdzić w ekstremalnych sytuacjach. Nigdy nie zapomnę, jak jeszcze przed ślubem poszliśmy na imprezę do znajomych. Wypiłem kilka piw, no i założyłem się z kolegami o dwie stówy, że przejdę z balkonu na balkon po zewnętrznej stronie, trzymając się barierek. Na czwartym piętrze. Myśleli, że żartuję, ale ja założyłem się na poważnie. Zawiesiłem się na rękach i rozpocząłem wędrówkę na sąsiedni taras. Majka stała pod blokiem i głośno mi kibicowała. A gdy mi się udało i zszedłem na dół, popatrzyła na mnie z zachwytem.
– Jacusiu, ale z ciebie cudowny wariat. – wyszeptała, przytulając się do mnie mocno.

Dziś oczywiście uznałbym ten swój wyczyn za totalną głupotę, ale wtedy byłem z siebie dumny. Za te wygrane dwie stówy zaprosiłem ją następnego dnia na romantyczną kolację. To chyba wtedy postanowiłem, że się jej oświadczę. Pomyślałem że wreszcie spotkałem dziewczynę, która podobnie jak ja, ceni sobie przygodę, ma trochę polotu, fantazji... Niestety. Po ślubie Majka się zmieniła. Zaczęła dawać mi delikatnie do zrozumienia, że nie podoba jej się moje zamiłowanie do ryzyka.
– Tak bardzo cię kocham… Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby stało ci się coś złego. Musisz jechać? – pytała przymilnym głosem, gdy chciałem spróbować się w jakimś ekstremalnym sporcie. Przyznaję, że z większości tych prób zrezygnowałem. Kochałem ją nad życie, nie chciałem, żeby się o mnie martwiła. Czasem jednak stawiałem na swoim i wyjeżdżałem zrobić coś szalonego. Czułem się wtedy naprawdę szczęśliwy, spełniony…

Jakiś rok temu, niedługo po narodzinach naszego synka, Jacusia juniora, Majce kompletnie już odbiło. Przestała się przymilać, delikatnie pytać, a zaczęła stanowczo zabraniać. I to nie tylko ekstremalnych sportów, ale najzwyklejszych męskich przyjemności, które do tej pory jeszcze tolerowała. Zawsze lubiłem sobie na przykład ostro pojeździć. Kiedyś wsiadaliśmy do samochodu i robiliśmy sobie jednodniowe wypady za miasto, nad jezioro. Za rogatkami dociskałem gaz do dechy i wiooooo.

Moja żona nigdy nie protestowała. A od czasu narodzin Jacusia – od razu w krzyk. Że za szybko jadę, że chcę nas pozabijać. Uspokajała się dopiero wtedy, gdy strzałka prędkościomierza zatrzymała się na osiemdziesiątce. Nad zalewem też nie było lepiej. Ledwie przekroczyłem linkę ograniczającą kąpielisko – od razu draka. Że wypływam za daleko, że mam kąpać się przy brzegu… Kąpać się to ja mogę w wannie, w jeziorze chcę poczuć przestrzeń. Co za przyjemność pływać do boi i z powrotem, razem z dzieciakami?

Najgorzej jednak było, gdy ktoś wspomniał przy niej o jakichś ekstremalnych sportach. Od razu wpadała w histerię albo urządzała awanturę. Pamiętam, jak w czasie imieninowej imprezy kumpel zaczął się chwalić, że zapisuje się na kurs spadochronowy.
– Wyobrażasz to sobie? Skaczesz i fruniesz… Ten pęd powietrza i ziemia zbliżająca się w błyskawicznym tempie. Czekasz do ostatniej chwili z otwarciem spadochronu… Adrenalina omal mózgu nie rozwala, a ty czujesz, że żyjesz! – opowiadał z wypiekami na twarzy. A potem odwrócił się do mnie: – Może też spróbujesz? Z tego co pamiętam, lubisz takie zabawy. – zaproponował.

Moja żona najpierw zbladła, a chwilę później dostała ataku szału.
– Jacek nie zapisze się na żaden kurs. Czy ty, idioto, chcesz, żeby nasze dziecko zostało sierotą. Jak masz ochotę się zabić, to proszę bardzo, ale mojego męża zostaw w spokoju. – wybuchła. Zrobiło się bardzo nieprzyjemnie. Chwyciłem ją za ramię i wyprowadziłem z imprezy, bo bałem się, że jeszcze go uderzy. Tak była wściekła.

Nie lubię się z nią kłócić. Przysięgam. Wszystkie problemy życiowe staram się rozwiązywać na spokojnie. Nawet wtedy nie dałem jej więc od razu popalić, mimo że się jej należało. Przecież ośmieszyła mnie przy ludziach, zrobiła ze mnie pantoflarza. Widziałem te drwiąco-współczujące uśmieszki kolegów, gdy wychodziliśmy… Każdy normalny facet by się wkurzył. Ja utrzymałem nerwy na wodzy.

Kiedy dotarliśmy do domu i trochę ochłonęła, próbowałem z nią porozmawiać. Spokojnie tłumaczyłem, że setki tysięcy ludzi skacze ze spadochronem i nic im się nie dzieje, że sprzęt jest dziesięć razy sprawdzany. A także, że nie potrafię żyć monotonnie, jak każdy facet czasem muszę się wyszaleć, bo inaczej zwariuję. I że zginąć można nawet w domu, bo przecież sufit może się zarwać i spaść na głowę albo kuchenka gazowa wybuchnąć. Nic do niej nie docierało.
– Nie obchodzi mnie to, zabraniam ci, i już. Nie pozwolę, żebyś dla głupiej zabawy ryzykował przyszłość rodziny. Nie mamy o czym dyskutować – ucięła.

Potem jeszcze kilkakrotnie próbowałem wracać do tematu, przytaczać nowe argumenty. Raz nawet podsunąłem jej pod nos artykuł w jej ulubionym miesięczniku dla kobiet. Autorka wyraźnie w nim napisała, że żony powinny pozwalać mężom realizować pasje, że to jeden z sekretów udanego związku. Przeczytała i uśmiechnęła się słodko.
– Ależ kochanie, ja też ci pozwolę. Jeżeli zajmiesz się czymś rozsądnym. Na przykład zaczniesz grać w tenisa albo łowić ryby – powiedziała.
– Od uderzenia piłką tenisową można stracić przytomność, a na rybach wpaść do wody i się utopić. Nie boisz się, że mnie to spotka? – zapytałem z przekąsem.
– Nie bądź śmieszny, doskonale wiesz, o co mi chodzi! – prychnęła.

A potem zaczęła swoją śpiewkę: że mam rodzinę, dziecko, że szaleć to sobie mogłem za kawalerskich czasów, a teraz muszę być odpowiedzialny. A skoro sam nie potrafię tego zrozumieć, to ona będzie mi o tym przypominać. I przypilnuje, żebym nic głupiego nie zrobił. No i przypilnowała. Przez kilka miesięcy siedziałem posłusznie na kanapie, a ekstremalne sporty oglądałem tylko w telewizji. Ale dość tego! Nie mam zamiaru żyć jak emeryt. Dwa dni temu, po telefonie Patryka zaczęła mi kiełkować w głowie pewna myśl. Kiedy ona wrzeszczała, ja się zastanawiałem. No i wymyśliłem.

Pojadę w te góry. Tyle że nieoficjalnie. Odczekam parę dni, a potem powiem Majce, że szef wysyła mnie w delegację. Już nawet gadałem z nim na ten temat. Kiedy opowiedziałem mu, o co chodzi, aż podskoczył.
– Chłopie! Możesz liczyć na moją pełną współpracę. I teraz, i w przyszłości. My faceci musimy się jakoś bronić przed babami. – zakrzyknął.

Już nawet wiem, jak to zrobię, żeby sprawa się nie wydała. Wyniosę wcześniej cichaczem torbę ze sportowymi ciuchami i schowam ją w firmie. A w dniu wyjazdu wyjdę z domu w garniturze, z walizeczką. Już się cieszę na to małe oszustwo… To takie ekscytujące!

Więcej prawdziwych historii: „Za miesiąc mój ślub, ale ja kocham innego. Żeby uprawiać seks z narzeczonym, muszę wcześniej się napić wina”„Miałam raka, straciłam dwie piersi i męża, który mnie kochał, dopóki byłam zdrowa”„Wychowuję nie swoje dziecko. Żona mnie zdradziła i zaszła w ciążę z... moim bratem”

Redakcja poleca

REKLAMA