„Po 28 latach odnalazłam siostrę bliźniaczkę, z którą rozdzielono mnie w czasie porodu. Matka oddała nas do adopcji”

Siostry, które odnalazły się po 28 latach fot. Adobe Stock, simona
„W otwartych drzwiach pojawiło się moje lustrzane odbicie. Stoimy więc jak zamurowane, bez słowa. I nagle prawie jednocześnie mówimy: Z tobą przyszłam na świat... Przytuliłyśmy się mocno, tak mocno, żeby już nikt nas nie rozdzielił”.
/ 22.12.2021 11:03
Siostry, które odnalazły się po 28 latach fot. Adobe Stock, simona

Wiedziałam, że mnie adoptowali, ale nie myślałam o tym. Byłam ich ukochaną córeczką i skarbem jedynym i tylko to się liczyło.

Nie miałam dziesięciu lat, gdy grzebiąc w szafie w poszukiwaniu skarbów, znalazłam torebkę z puklem włosów przewiązanych wstążeczką (moje pierwsze obcięte loczki) i metrykę dziewczynki. Urodziła się tego samego dnia! Pobiegłam z tym do mamy. Przytulała mnie i opowiadała.

Czekali na swoje dziecko i doczekać się nie mogli

Pokój przygotowali i zabawki kupili, ale wciąż musieli stać w kolejce, by jakaś kobieta i dla nich urodziła. Tydzień przed Bożym Narodzeniem wpadła do nich znajoma zakonnica. Jej zgromadzenie opiekowało się kobietami, które urodzić mogą, ale chować nie chcą.

– Mam dla was dobrą nowinę. – zawołała od progu. – Jest dziewczynka, zdrowa i cudna.

Zakonnica dała mamie metrykę i szepnęła, żeby dobrze schować, bo nigdy nie wiadomo, czy kiedyś się nie przyda. Jakby przeczuła... Przekazała informację o tej, która urodziła. Że z porządnej rodziny, że studentka, że chłopak rzucił, a rodzinie wstyd chować nieślubne w zawistnym środowisku.

O bliźniaczym porodzie nie wspomniała. Mama do dziś chce wierzyć, że zakonnica nie wiedziała, ponieważ poród odbył się w dość odległym miasteczku.

Nie byłam ani taka zdrowa, ani taka cudna. Pokochali łysą, chudą i siną bez zastrzeżeń. Formalnie załatwili adopcję przez sąd. Zmienili imię i nazwisko. Ochrzcili. Otoczona miłością i ciepłem wyrosłam, aby nie zabrzmieć nieskromnie... dość ładnie.

Nie o wszystkim dowiedziałam się za pierwszym razem. Wkrótce po „osiemnastce” mama weszła do mojego pokoju z dziwną miną i pożółkłym dokumentem. – Córciu, może chcesz poznać biologicznych rodziców, może masz rodzeństwo? Zaśmiałam się. – Czyżbyś chciała pozbyć się mnie z domu? Uściskałyśmy się i tyle. Mama schowała papier. Nie miałam zamiaru nikogo szukać. Ale jedno nie dawało mi spokoju. Nie mogłam zrozumieć, skąd się bierze moje zainteresowanie bliźniakami. Gapiłam się na takich na ulicy, a filmy o nich mogłam oglądać bez końca. Bywało, że nagle, bez żadnej przyczyny, ucho mnie zabolało albo zdawało mi się, że rękę mam w gipsie. Gnębiło mnie to niewiarygodne, kosmiczne przeczucie, że gdzieś istnieje ktoś mi bardzo bliski.

Pewnego wieczoru oglądałam z mamą film o rozdzielonym rodzeństwie. Byłam już na pierwszym roku studiów. Łzy leciały mi ciurkiem. Mama nagle wyszła. Wróciła ze starą metryką. – Musimy cofnąć się do tamtego czasu – zdecydowała.

W sądzie – zero informacji. Zakonnica nie żyła. Rodzice ustalili cztery prawdopodobne adresy biologicznej matki. Trafiłam za trzecim razem. Pojechałam sama. Nie odważyłam się wejść. Wróciłam do domu. Zadzwoniłam.
– Czy urodziła pani córkę?
Cisza.
– Niczego nie chcę. Jestem szczęśliwa. Martwię się o moją bliźniaczą siostrę... Cisza. A po chwili zduszony głos:
– Proszę podać numer telefonu, oddzwonię.
Zrobiła to po godzinie.
– Wszystko się zgadza. Spotkajmy się.
Pojechałam ponownie.

Rozpoznałam ją, zanim podeszła do kawiarnianego stolika

Nie oceniałam i nie potępiałam. Współczułam, gdy próbowała tłumaczyć, że rodzice postawili ultimatum, że nie miała innego wyjścia. Prosiła, by jej nie odwiedzać, bo mąż na stanowisku, bo synowie w trudnym wieku, bo nikt o „tamtym” nie wie. Nie mogłam uwierzyć, że moja bliźniaczka zmarła przy porodzie.

Pojechałam do tamtego miasteczka. Dokładnie przejrzałam księgę pochówków i obejrzałam każdy grób. Odwiedziłam szpital i USC. Żadnego śladu! Napisałam list o rezultacie poszukiwań, pytając: „Dlaczego pani kłamie?”. Zadzwoniła z płaczem, że przeprasza, ale jest związana tajemnicą. Tamci ludzie chcieli tylko tę ładniejszą, ja nie rokowałam dobrze, więc zostałam u zakonnic. Nie może nic więcej powiedzieć!

Odwiedzałam wróżki i jasnowidzów, ośrodki adopcyjne oraz urzędy, próbowałam przez media. Skończyłam studia, wyszłam za mąż, urodziłam synka. Budziłam się i zasypiałam z jedną myślą – gdzie cię szukać, siostrzyczko?

W styczniu dostałam list. Tamta kobieta pisała, że jest w szpitalu przed poważną operacją. Nie wie, czy przeżyje i prosi o przebaczenie. W dopisku podała adres w Krakowie. Stara kamienica, wielkie drzwi z kołatką. Mężowi przykazałam czekać na klatce piętro niżej. Nacisnęłam dzwonek. Zgrzyt zamków przeszył mi uszy i prawie zemdlałam. W otwartych drzwiach pojawiło się moje lustrzane odbicie.
Stoimy więc jak zamurowane, bez słowa. I nagle prawie jednocześnie mówimy: Z tobą przyszłam na świat... Przytuliłyśmy się mocno, tak mocno, żeby już nikt nas nie rozdzielił.

Siostra miała mniej szczęścia. Jej nowi rodzice wkrótce się rozeszli. Mama zginęła w wypadku, gdy była w liceum. Zamieszkała z jej daleką krewną – jedyną rodziną. Po tygodniu przyjechała w odwiedziny. Moi rodzice szaleli ze szczęścia. Mama przygarnęła nasze głowy do siebie i głęboko westchnęła: Nareszcie mam dwie córeczki.

Już nie mogę doczekać się wigilijnej gwiazdki. Siostra zapowiedziała się z narzeczonym. Gdy przełamiemy się opłatkiem i mama zaintonuje: „Bóg się rodzi...”, to chyba wyskoczy mi serce. Z radości.

Więcej prawdziwych historii:
„Mąż zabiera mi całą pensję i wydziela 100 zł miesięcznie. Nie mam nawet za co kupił kurtki na zimę”
„Jestem nieuleczalnie chora i nie wiem, ile mi zostało. Nie chcę zmarnować życia mężowi, dlatego wolę, by mnie zostawił”
„Mój mąż latami ukrywał przede mną swój majątek. Gdy prawda w końcu wyszła na jaw, powiedział mi, że to i tak tylko jego pieniądze”
„Wzięłam rozwód w wieku 20 lat. Po 10 latach kobieta, która ukradła mi męża, poprosiła mnie, bym się nim zaopiekowała”

Redakcja poleca

REKLAMA