Kamila Chytil jest jedyną kobietą (i na dodatek Polką), która zasiada w zarządzie MoneyGram - amerykańskiej firmy, która jest globalnym graczem w dziedzinie przekazów pieniężnych. W wieku 8 lat przeprowadziła się z rodzicami do Pekinu. Tam zaczęła edukację. Studia ukończyła w Stanach. Teraz jest przykładem kobiety sukcesu, matki i żony.
Małgorzata Górecka: Jak wygląda Pani droga do kariery?
Kamila Chytil: Szkołę średnią kończyłam już w Pekinie. Potem wyjechałam do Stanów Zjednoczonych, gdzie skończyłam ścisłe studia finansowe, a na koniec uzyskałam jeszcze tytuł MBA. Następnie pracowałam w różnych bankach, a przez ostatnie 11 lat pracowałam w FIS – globalnej firmie dostarczającej technologie dla sektora finansowego. To tam się wspinałam, tam awansowałam. Zaczynałam jako statystyk, analityk, przez pozycje menedżerskie, aż po te najwyższe, kiedy weszłam w skład zarządu.
Jakim była Pani uczniem? Była Pani typem "kujona" z książką, czy raczej niekoniecznie?
Raczej niekoniecznie. Zawsze miałam dobre oceny, ale na pewno nie najlepsze. Jak wspomniałam wcześniej, zaczęłam swoją edukację w Chinach, a tam bardzo trudno być najlepszym w naukach ścisłych. Nigdy nie byłam też pewna siebie. Nie myślałam o sobie, że jestem super uczniem. Wręcz przeciwnie. Łatwiej było mi później na studiach w Stanach, bo szkoła, którą kończyłam w Pekinie, dała mi dużą bazę wiedzy. Zawsze ważne były dla mnie również relacje międzyludzkie - na studiach w USA dbałam o dobre relacje z profesorami, innymi studentami i dzięki temu mogłam potem liczyć na listy z rekomendacjami do pracy.
Jak czuła się Pani jako jedyna lub nieliczna Polka wśród najpierw Azjatów, a potem Amerykanów?
W Pekinie mieszkałam od 8 roku życia, więc było to dla mnie normalne. Lata wczesnego dzieciństwa i okres nastoletni spędziłam już za granicą. W sumie nie znałam innej rzeczywistości, więc Pekin był dla mnie całkowicie normalny. I dzięki temu nie czułam się inna. W szkole, w której się uczyłam, było 50 różnych narodowości z każdego zakątka świata. Gdy przyjechałam do Stanów, to ludzie nie wiedzieli, że nie jestem stamtąd, bo świetnie znałam angielski. Oczywiście wychodziło to później w rozmowach, gdy opowiadałam, że urodziłam się w Polsce.
Jak wygląda Pani dzień pracy?
Mój dzień zaczyna się około 5. Po pierwsze kawa. Mam stojące biurko, bo lubię taki sposób pracy. Kiedy się siedzi to jesteśmy zbyt zrelaksowani, natomiast kiedy się stoi, to jesteśmy bardziej skupieni i przy okazji gubimy kalorie. Gdy ktoś przychodzi do mnie do biura, to również nie saida. Oboje stoimy i rozmawiamy. Zauważyłam, że dzięki temu ludzie są bardziej konkretni, szybciej tłumaczą, o co im chodzi i z czym przychodzą. W pracy ciągle mam jakieś spotkania, a pomiędzy nimi odpisuję na maile. Dzięki temu, że mam dobry zespół, na którym mogę polegać, to dużą część zadań im deleguję. Uważam, że trzeba ufać swoim współpracownikom i nie wolno brać wszystkiego na swoje barki.
Sprawdź, czy Polacy chętnie przemieszczają się w obrębie własnego kraju w celach zarobkowych
A jakim jest pani szefem?
Zawsze staram się być dostępna, chociaż mam największy zespół pracowników w całej firmie, bo około 700 osób w MoneyGram i około 1600 osób, które pracują dla w firmach naszych partnerów i outsourcerów. Dużo rozmawiam z nimi o tym, co aktualnie robimy i ile jeszcze możemy razem zrobić. Poprzez swoje działania i otwartość staram się, żeby ludzie chcieli ze mną i dla mnie pracować.
Czy praca ma duży wpływ na Pani relacje z innymi ludźmi?
Miałam akurat to szczęście, że zawsze pracowałam w firmach, które dbały o to, aby istniał balans między życiem prywatnym a zawodowym. Nigdy nie pracowałam dla firm, w których normalna byłaby praca do 20 czy 24. Dzięki temu założyłam rodzinę i dzisiaj mam dwóch synów i męża, który mnie wspiera. W tej chwili najtrudniejsze dla mnie jest to, że muszę sporo podróżować, ponieważ pracuję w globalnej firmie. Obsługujemy 200 różnych krajów i terytoriów. Kiedy wyjeżdżam, mój mąż sam opiekuje się naszymi dwoma synkami, którzy mają 7 i 2 lata. Często nazywam mojego męża "rodzicem w 100%", ponieważ nie zajmuje się tylko jednym aspektami wychowania dzieci jak sport czy nauka, ale jest w stanie przygotować dzieciom posiłek czy zrobić pranie Dodatkowo pomaga nam również niania.
Czy przenosi Pani pracę do domu?
Nie będę ukrywać – to się zdarza. Czasami wieczorem kończę jeszcze jakąś prezentację albo przygotowuję się do spotkania, ale zawsze dopiero wtedy, kiedy położę synów spać. Rzadko jednak pracuję z domu, ponieważ uważam, że wyspany pracownik jest bardziej produktywny i zadowolony z życia.
Czy kobieta sukcesu ma czas na jakieś hobby?
Oczywiście! Bardzo lubię spędzać czas w kuchni. Sporo nauczyłam się od mojej mamy, które świetnie gotuje polskie potrawy. Zawsze mi powtarzała, że chemia nie jest potrzebna w kuchni, dlatego w weekend lubię sama coś ugotować z naturalnych składników. To jest czas tylko dla mnie, czas relaksu. Telewizji nie oglądam wcale, podobnie jak moi synowie. Jestem bardzo aktywną osobą, również w czasie wolnym, dlatego moje idealne wakacje to nie te na plaży. Wolę natomiast zwiedzić ciekawe miejsca. Podczas długich lotów natomiast czytam książki.
"Dzisiejsi faceci panicznie boją się nowych wyznań" - przeczytaj wywiad z Robertem Biedroniem
Jak być piękną kobietą i łączyć to z pracą?
Pomimo wielu obowiązków, trzeba znaleźć również trochę czasu dla siebie. Ja zawsze znajduję czas na fryzjera i sport, bo wiem, że warto się ruszać. To wszystko sprawia, że jestem lepszą matką, żoną i pracownikiem. Ważna jest też dla mnie organizacja czasu, co uważam za dużą sztukę. Gdy wchodzę na pokład samolotu, to od razu zaczynam pisać. Maksymalizuję każdą chwilę.
Co zatem zrobić, żeby osiągnąć sukces?
Wierzyć w siebie i być pewnym siebie pamiętając przy tym, że jest różnica między chwaleniem się a świadomością własnej wartości. No i należy robić to, co się lubi. Trzeba mieć jakieś pasje poza pracą, żeby nie stać się robotem skupionym na karierze. Staram się wspieram moich pracowników, którzy rozwijają swoje pasje.