Robert Biedroń: o tym, jaki jest polski facet oraz o nierównym traktowaniu dziewcząt i chłopców

Robert Biedroń fot. Jacek Bonecki
"Mężczyzna już nie jest w stanie być głową rodziny tak jak kiedyś, zarabiać więcej od kobiety, rządzić tym wszystkim w praktyce" - twierdzi Robert Biedroń. A czyja to wina? Nie, wcale nie matki…
/ 16.10.2016 18:49
Robert Biedroń fot. Jacek Bonecki

Z prezydentem Słupska rozmawiałyśmy już o kobietach i przyszłości - bardzo ciekawa to była rozmowa - zapaszamy do lektury tesktu: "Przyszłość należy do kobiet". Teraz czas na… facetów. Robert Biedroń ma ciekawe obserwacje dotyczące współczesnych mężczyzn.

Anna Dziewit-Meller*: Co oznacza według Pana być mężczyzną w Polsce? Kim jest dzisiaj polski mężczyzna?

Robert Biedroń: Człowiekiem sfrustrowanym.

To skojarzenie przychodzi Panu do głowy jako pierwsze?

Tak. Myślę, że przede wszystkim sfrustrowany. Czujący, że nie do końca wychodzi mu tak, jakby chciał, że on już nie może pokazać tego, co chciałby pokazać. Chociaż Adam Hofman jeszcze próbował (śmiech). Świat mu się wymyka spod kontroli. Bo okazuje się, że choć był taki hołubiony, zawsze na piedestale z powodu swojej płci, to już dzisiaj nie jest. I w życiu zawodowym, i rodzinnym, i politycznym, i publicznym - wszędzie.

Faceci - ja to tak widzę - panicznie boją tych nowych wyzwań. Mężczyzna już nie jest w stanie być głową rodziny tak jak kiedyś, zarabiać więcej od kobiety, rządzić tym wszystkim w praktyce. Ustawiać po kątach, przywalić, jak była niegrzeczna, zgwałcić, dotykać itd. Facet czuje, że jest wyśmiewany. Myślę, że my, faceci, strasznie się tym frustrujemy, bo tego nie rozumiemy. Ja sam przecież nie rozumiałem, dlaczego kawały o kobietach są nieśmieszne. Dlaczego, kiedy dokuczałem swoim koleżankom, dlatego że one były koleżankami, to nie było dla nich śmieszne? Ja tego nie rozumiałem, bo po prostu wychowywałem się w takim systemie, takiej kulturze, gdzie to było naturalne, że chłopcy dokuczają dziewczynkom, śmieją się z nich, traktują jako gorsze. Opowiadają świńskie, ohydne kawały o kobietach, że mogą sobie pomacać, jak chcą. Że mogą pociągnąć, podotykać.

To nam się nie mieści w głowie! Jak on mógł tak powiedzieć?

To się nazywało "końskie zaloty"

Tak, nasze chłopięce końskie zaloty… I to wszystko było możliwe. Myślę, że my w tym wszystkim nie potrafimy się odnaleźć. Widzimy, że nie możemy sobie już na to pozwolić, że kobiety mówią „nie”, że ten świat nam na to nie pozwala. Że są przepisy antymobbingowe. 

Oczywiście to jest wyśmiewane. Że jest jakaś poprawność polityczna – też wyśmiewane. Ale my czujemy, że już mniej nam wolno. I to rodzi tę wielką frustrację. Dlatego ci wszyscy faceci wychodzą na ulice, krzyczą, wrzeszczą, pojawia się agresja. Bo czujemy, że coś tracimy. Obserwuję to po moich kolegach, którzy pytają: dlaczego kobieta ma mną rządzić? Dlaczego jest jakaś pani wiceprezydent? Widzę tę walkę - oni nadal próbują udowadniać, że kobiety nie mogą nimi rządzić. A mogą. I robią to bardzo skutecznie. Są świetne.

Tak matki wychowały swoich synów. Czyli to znowu nasza - kobiet - wina.

Bo wy też tak zostałyście wychowane. Na szczęście coraz więcej z was widzi, że tak wcale nie musi być. Że jest alternatywa. Mnie bardzo denerwuje, że moja mama mnie tak specjalnie traktuje. Ja, dlatego że jestem gejem i musiałem sobie uporządkować swoje życie tak, że sam sobie muszę radzić z zakupami, praniem, gotowaniem itd., już się tego nauczyłem. Dla mnie to, że mama próbuje mi układać moje slipy czy skarpetki, prasować moje koszule czy gotować mi, jest ogromnie frustrujące. Ponieważ sam to wszystko robię.

 

Tyle mam a wszystkie takie kochane! Wszystkiego najlepszego dla wszystkich Mam na świecie! #mama #mothersday #mother #mom #dzienmatki

Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Robert Biedroń (@robertbiedron)

Ale u moich braci na przykład, a mam dwóch braci, nie zauważyłem tego. Dla nich to jest naturalne, że ktoś usługuje w domu, bo tak ich żony i dziewczyny robią. Moja siostra zaś nie może oczekiwać tego samego od matki, której do głowy nawet nie przyjdzie, że ona będzie mojej siostrze prasowała cokolwiek, układała albo sprzątała w pokoju. Kulturowo ma wbite do głowy, że tak ma być, że chłopca, syna, ojca, męża trzeba oporządzać, bo sobie nie poradzą. I my z tego skwapliwie korzystamy. To jest dla nas bardzo wygodne, że stworzyłyście nam świat tak bardzo komfortowy. Mamy czas naprawdę na wiele rzeczy. A jak nam się nie spodoba ta zupa, którą nam przygotowałyście, to nawet wam przywalimy, bo jest za słona. Mamy do tego wszystkiego prawo.

Niełatwo jest być gejem w Polsce. Ale fajnie jest mieć wsparcie rodziny!

I młodzi ludzie dziś też tacy są?

Myślę, że są inni. Chociaż to jest kulturowo tak trudne do zmiany, że pewnie będzie się to zmieniało przez pokolenia. Ale kiedy widzę, ile kobiet, dziewczynek walczy o swoje prawa, jak są świadome tych praw, to myślę, że jest coraz lepiej. Szkoła w tym jednak nie pomaga. Niestety, kiedy odwiedzam placówki oświatowe, także w Słupsku, to obserwuję nadal model bardzo silnie patriarchalny i zhierarchizowany. Tam struktura jest bardzo ułożona. Wszyscy muszą być podporządkowani nauczycielowi, nauczycielce już mniej, bo z nauczycielki można robić sobie bekę. No i jest cholernie silny podział na chłopców i dziewczynki. To jest bardzo widoczne w tym, jak są traktowani. Chłopcom wolno więcej, dziewczynkom wolno mniej. Dziewczynki muszą schludniej wyglądać, chłopcy mogą mniej schludnie wyglądać. Dziewczynki muszą mieć wszystko ładnie popodkreślane w zeszytach, muszą być przygotowane, chłopcy nie muszą. Widać, jak się im dzieli zajęcia, jak się ich traktuje. To jest trudne, bo myślę, że wiele dziewczynek, które czują to, już się emancypują. Jednak ze szkoły nie otrzymują takiego wzmocnienia. A przecież szkoła powinna dawać taki „empowerment” dziewczynkom. Żeby czuły, że one w szkole dostają skrzydeł, a nie że się im podcina te skrzydła. Bo dom ich dzisiaj nadal nie wspiera. 
Dzisiaj polski dom jest - obserwuję to często w moim mieście - domem sfrustrowanych ludzi. Szczególnie w takim mieście jak Słupsk ludzie czują, że nie są częścią tych różnych pozytywnych zmian, nie wszyscy korzystają z dobrodziejstw ekonomicznych. Bardzo wiele osób żyje w strasznych warunkach. Naprawdę strasznych. My sobie nie zdajemy sprawy jak okropnych. Śmierdzą wilgocią, bo im w domu rzeczy nigdy nie schną, mają grzyb na ścianach. Przez to chorują, cierpią na depresję. I to jest dziedziczone. Państwo niestety zostawiło tych ludzi samym sobie. A szkoła, zamiast wzmacniać, osłabia. Szkoła jest zbutwiała, skostniała, archaiczna, bismarckowska. Kompletnie niedostosowana do tego, co dzisiaj jest potrzebne. To jest porażka. 

Więcej o szkole, swojej młodości i szkole w Słupsku Robert Biedroń mówi w tekście:
"Wierzę, że w słupskiej szkole powiedzenie >>ty pedale<< już tak łatwo nie przejdzie!"

Książka "Robert Biedroń. Pod prąd" (wywiad-rzeka z politykiem) trafi do księgarń 26 października 2016 roku. Dziś, w promocyjnej cenie, możesz zamówić ją w Empiku.

*Anna Dziewit-Meller - pisarka i promotorka czytelnictwa, bukbuk.pl

Redakcja poleca

REKLAMA