Robert Biedroń w rozmowie o tym, dlaczego zdecydował się na wydanie książki "Pod prąd"

Robert Biedroń z dzieciakami w Słupsku fot. Renata Dąbrowska/ AG
„Nie chciało mi się fruwać, a ja marzyłem o fruwaniu”. Były punkowiec, obecnie prezydent. Robert Biedroń w książce "Pod prąd". Dlaczego zgodził się na taki wywiad-rzekę? Żeby innym ludziom - w tym gejom - dodać skrzydeł.
/ 17.10.2017 10:22
Robert Biedroń z dzieciakami w Słupsku fot. Renata Dąbrowska/ AG

Robert Biedroń - działacz społeczny, aktywista LGBT i pierwszy polski polityk, który publicznie powiedział, że jest osobą homoseksualną (choć mama mu to odradzała). Urodził się w Rymanowie, wychował w Krośnie, a do szkoły średniej chodził w Ustrzykach Dolnych. Ukończył politologię na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W 2011 roku został pierwszym w historii Polski jawnym gejem wybranym do Sejmu. A dziś jest prezydentem Słupska uwielbianym przez mieszkańców. To on wpuścił psy do ratusza i zostawiał im miski z wodą w upały. To on zakazał wjazdu do Słupska cyrkom ze zwierzętami. Do pracy jeździ rowerem zamiast limuzyną. Wspiera i podziwia kobiety, a wręcz twierdzi, że to one będą rządzić światem - polecamy wciągającą rozmowę na ten właśnie temat: Przyszłość należy do kobiet! Długo miał pod górkę. Jego życie to materiał na film, ale postanowił wydać książkę - „Pod prąd”. 

Anna Dziewit-Meller*: W Pana książce "Pod prąd", która niebawem się ukaże, opowiada Pan o swoich trudnych doświadczeniach życiowych, dzieciństwie, odkrywaniu siebie i byciu gejem w Polsce w sposób bardzo szczery i… dość mocny. Dlaczego? Po co?

Robert Biedroń: W momentach, kiedy potrzebowałem, żeby ktoś mi dodał skrzydeł, żebym czuł, że nie jestem sam, że można robić rzeczy, o których się marzy, nie było takich osób wokół mnie. Jeżeli ja komuś dodam tym skrzydeł i komukolwiek to pomoże, to warto było o tym porozmawiać i wydać tę książkę. Nawet nie marzyłem, jak odkrywałem to, kim jestem, że będę mógł przeczytać wywiad rzekę z kimś, kto mówi o tym publicznie. Nie przychodziło mi nawet do głowy, że coś takiego jest możliwe. Że ktoś mógłby opowiedzieć o swoim życiu podobnym do mojego. Dzisiaj ludzie mają na to szansę. Widzę, jak im to pomaga. Dostaję bardzo dużo wiadomości od tych, którzy mi kibicują, mówią, że dobrze, że jestem. Widzę te dzieciaki, które dorastają i czują, że są inne. Z różnego powodu. Widzę, jak im to pomaga. Dzieci się w szkole przezywają, ale sądzę, że w słupskiej szkole powiedzenie w klasie "ty pedale" już nie przejdzie tak łatwo. A za moich czasów to było naturalne. Dzisiaj ten pedał jest prezydentem ich miasta i są z tego dumni. Myślę, że to bardzo pomaga. Dlatego to zrobiłem.

Książka "Robert Biedroń. Pod prąd" (wywiad-rzeka z politykiem) trafi do księgarń 26 października 2016 roku. Dziś, w promocyjnej cenie, możesz zamówić ją w Empiku.

Swoją szkołę wspomina Pan jako źródło opresji. Miejsce, które niszczy.

Szkoła podstawowa była dla mnie traumatyczna. Do dzisiaj mi się śni. Podcinała mi skrzydła, sprawiała, że nie chciało mi się fruwać, a ja marzyłem o fruwaniu.
W domu obrywałem, w środowisku obrywałem i w głowie obrywałem, jak sobie uświadomiłem, jaki jestem. Szedłem do szkoły i ta szkoła była dla mnie kolejną opresją. A powinna być azylem, pomocą, wyciągniętą ręką. Bo jeżeli coś się dzieje złego w domu, coś się dzieje złego ze mną, ktoś widzi, że nie mogę sobie poradzić, to ta szkoła powinna mnie wspierać. Powinna rozwiązywać moje problemy. Nikt się mną nie interesował, wiedziałem, że nie mogę otrzymać pomocy. Do dzisiaj mam koszmary i one są o szkole podstawowej. Jest lekcja matematyki, jest kartkówka. Chodzi nauczycielka, zbiera kartki, a ja widzę, że nic nie napisałem. I się wtedy budzę. To jest bardzo częsty mój sen. 

Kampania "Znak pokoju" zmieni świat na lepszy?

A szkoła z internatem w Ustrzykach Dolnych? Ustrzyki - dla wielu miejsce kultowe, ale nie dla pana? Wtedy wszyscy uciekali w Bieszczady, a Pan z Bieszczad uciekł.

Kiedy zacząłem odkrywać, że po pierwsze, jestem ateistą, po drugie, że jestem gejem, gdy się jeszcze naczytałem się tych wszystkich książek, kiedy zobaczyłem, że inny świat jest możliwy, to nie mogłem zostać w Ustrzykach. Bo marzyłem, że będę żył na swoich zasadach, będę żył inaczej. Ja już widziałem te żubry, niedźwiedzie, rysie, a chciałem zobaczyć geja (śmiech)! Drugiego geja. I przekonać się, że naprawdę nie jestem sam. To tak, jakby pani żyła w świecie zdominowanym przez samych facetów i przeczytałaby pani w książce, że są gdzieś kobiety. No to pewnie chciałaby je pani w końcu zobaczyć. Poznać, sprawdzić, czy tak samo wyglądają, tak samo się zachowują, myślą. Porównać się chociaż.
Kiedy mieszkałem w Ustrzykach, byłem punkiem, a to u nas było ważne, w końcu to tu działało KSU (śmiech). To był jednak świat małego miasteczka w górach, gdzie poza sezonem niewiele się działo. Nuda. 

Mieszkając w internacie, zaznałem bardzo wiele wolności i - jak to często bywa - tą wolnością się zachłysnąłem. Zostałem wyrzucony z internatu za nadużywanie alkoholu. Ze szkoły też zostałem wyrzucony, ale na szczęście potem mnie przyjęto z powrotem. Zauważyłem, że to jest charakterystyczne dla wielu gejów - ucieczka, odcięcie się od rodziny, tego obciążenia psychicznego, że co będzie, jak się dowiedzą rodzice, znajomi, dalsza rodzina i tak dalej. Pamiętam też, że jak tylko miałem wolną chwilę, uciekałem w góry. Chodziłem z plecakiem. Spałem pod wiatami, często sam, a czasami z kolegami i koleżankami. Spędzałem każdy wolny moment w górach. Jestem zresztą przewodnikiem po Bieszczadach. W górach odnajdywałem tę wolność, której nie mogłem odnaleźć w świecie ludzi.

Mówi Pan, że to ludzie krzywdzą, ale Pan się przecież ludzi nie boi? Pan do nich wychodzi. Zaprasza ich do siebie.

Ja kocham ludzi.

Jak Pan to zrobił, że Pan się nie boi? Jak to jest przeżyć tak trudne chwile - przecież przez innych ludzi - jakie Pan przeżył i jednocześnie być kimś, kogo stawia się za przykład?

Spotkało mnie wiele złych rzeczy, ale czuję, że aby przeżyć to życie godnie, muszę wychodzić do ludzi. Bo jeżeli nie będę im dawał szansy na to, żebyśmy się mogli poznać, dotknąć, to oni nadal będą uważali, że jestem tym złym Biedroniem, politykiem, pedałem, ateistą, czy co tam sobie o mnie myślą. To jest moje oręże, że ja się nie boję ludzi. Oczywiście płacę za to wysoką cenę. Jako parlamentarzysta nie jeździłem samochodem, tylko autobusem, na rowerze i byłem kilka razy pobity. Byłem wściekły, jak mnie bito. Zastanawiałem się, dlaczego znowu mnie to spotyka? Bo zdarzało się to naprawdę często. Ale - myślałem - nie mam wyboru, bo jak wsiądę w samochód, to mnie nikt nie zobaczy. Oczywiście w sejmie będę bezpieczny, ale jak stamtąd wyjdę, to nic się nie zmieni. A przecież jestem od tego, żeby to zmienić. Jak będę na koniec podsumowywał swoje życie, to powiem do siebie: Robert, kurde, zrobiłeś naprawdę wszystko, żeby przeżyć to życie godnie. I ta gra jest warta tej ceny. Widzę, jak się szybko zmienia społeczeństwo. Od kiedy jestem prezydentem miasta, nie spotkało mnie nic złego. Nic. Odpukać! To jest fenomenalne! Nikt mnie nie uderzył, nikt mnie nie opluł, a jak byłem posłem, to się niestety bardzo często zdarzało.

Co się zmieniło, dlaczego było tak, a teraz jest inaczej?

Pewnie dlatego, że w Słupsku jestem prezydentem. To sprawia, że ludzie mogą się bać wyrażać pewne poglądy, ale też dlatego, że osiągnąłem to, co osiągnąłem. To może być dla ludzi dobry powód do zastanowienia. Że być może nie do końca należy tak się zachowywać. Że bicie Biedronia to już nie jest dobry pomysł… Bardzo się boję przemocy, bo nie chcę się znów z tym konfrontować, szczególnie że to też dotyka mojego partnera  - fizycznie, moją mamę  - psychicznie, całą rodzinę i znajomych. Ludzie się przez to stresowali. Nie chciałbym znów tego przechodzić, ale widzę zmianę. Gdybym nie robił tego, co robię, gdybym posłuchał kiedyś mojej mamy, która mi powiedziała, że moi koledzy i koleżanki dokonali lepszego wyboru, bo nie zdecydowali się na coming out i zrobili szybciej kariery, to może doszedłbym do tego etapu, w którym dzisiaj jestem, ale nie byłbym sobą. Udawałbym kogoś, kim nie jestem. Być może ożeniłbym się, miałbym dzieci. Byłbym kolejnym obłudnym politykiem. Ale to by mi nie przynosiło szczęścia. A ja robię rzeczy, które mi przynoszą szczęście. Ja nie muszę być prezydentem miasta, posłem. Muszę być sobą i to dla mnie jest najważniejsze. Chcę być sobą. I tak długo, jak będzie mi bycie prezydentem pozwalało na bycie sobą i będę sprawiał, że ludziom będzie się żyło lepiej, tak długo będę w życiu publicznym.

A co sądzi Robert Biedroń o współczesnych mężczyznach? Niektórzy mogą poczuć się nie za dobrze z tą niewygodną prawdą…
Dzisiejsi faceci boją się nowych wyzwań! - rozmowa z Robertem Biedroniem

 

*Anna Dziewit-Meller - pisarka i promotorka czytelnictwa, bukbuk.pl

Redakcja poleca

REKLAMA