Od początku pandemii Szwecja szła pod prąd. Wynika to ze strategii Andersa Tegnella, w której nie ma miejsca na zamykanie ludzi w domach. Według naukowca to działanie krótkofalowe i niebezpieczne.
Całkowite zamknięcie się krajów nie przekłada się na korzystną sytuację epidemiologiczną. Szwecja w przeciwieństwie do innych państw w Europie nie zamknęła szkół, restauracji czy sklepów. Nałożone zostały restrykcje dot. zgromadzeń (max. 50 osób), seniorom zalecono pozostawanie w domach, a studenci i młodzież uczą się zdalnie w domach.
Kontrowersyjny szwedzki model walki z koronawirusem
63-letni doświadczony epidemiolog Anders Tegnell wyjaśnia, że jest to podejście długofalowe. Już na początku pandemii skupił się na odporności zbiorowej, a nie izolowaniu przypadków zachorowań na COVID-19. Wskazał, że kwarantanna to działanie tu i teraz, a nie myślenie perspektywiczne. Istnieje duże ryzyko, że jesienią nastąpi kolejna fala zachorowań.
Zamykanie ludzi w ich domach na dłuższą metę nie zadziała. Prędzej czy później i tak zapragną się z nich wydostać. (...) Świat wkracza na nieznane terytorium - mówił Anders Tegnel w wywiadzie dla Die Welt.
Jego zdaniem w Szwecji prawdopodobnie pojawi się więcej zakażeń w krótkim okresie, ale nie będzie to tak gwałtowny przyrost, z którym musiałaby się zmierzyć np. Dania, gdyby ograniczenia zostały tam złagodzone. Zdjęcie restrykcji może paradoksalnie wywołać lawinę zachorowań. To „wypuszczanie ludzi na wolność” może mieć gorsze skutki, niż sądzimy.
Myślę, że zarówno w Danii, jak i w Norwegii wielu myśli już o tym, jak znieść restrykcje bez natychmiastowego wywołania fali infekcji – powiedział Tegnell.
Pomysł epidemiologa, aby zaraziło się jak najwięcej osób jest w równym stopniu przerażający, co zaskakujący. Niemniej jednak gęstość zaludnienia Szwecji oraz dobra kondycja służby zdrowia mogą stanowić solidne argumenty.
Obecnie w Szwecji na COVID-19 choruje ponad 13 tys. osób. Premier Stefan Löfven zaproponował ustawę, która umożliwiłaby nagłe zamykanie obiektów użyteczności publicznej i zatrzymanie transportu lokalnego. Doradził też przygotowanie się na tysiące zgonów. Dyrektor Urzędu Zdrowia Publicznego jest tego samego zdania, co Tengell.
Władze państw, które uznały za słuszną metodę kwarantanny teraz zastanawiają się, w jaki sposób na nowo otworzyć społeczeństwo. Natomiast model szwedzki może działać przez dłuższy czas. Jeśli będziemy zmuszeni, to możemy tak funkcjonować do 2022 roku - powiedział Johan Carlson, dyr. gen. Urzędu Zdrowia Publicznego.
Szwedzi podzieleni, choć statystyki mówią co innego
Tegnell twierdzi, że jego wizja ratowania szwedzkich obywateli ma sens i w duże poparcie nawet teraz (choć w social mediach możemy zaobserwować, że część Szwedów izoluje się w domach na własną rękę). Taka strategia ma sens z uwagi na charakterystykę społeczeństwa, które nie martwi się o utratę 500+ w 2021 roku, a o utratę pracy.
Bardzo trudno jest przewidzieć, co się stanie, jeśli szkoły będą zamknięte. Ucierpią na tym dzieci, ich rodzice, społeczeństwo. (...) tutaj prawie zawsze pracuje oboje rodziców. Wielu z nich jest zatrudnionych w opiece zdrowotnej. Podczas rozmów proszą, by nie zamykać szkół - wyjaśnił Tegnell.
Dotychczas obywatele Szwecji w blisko 87% popierali działania władz, które opierają się na sugestiach szwedzkiej grupy badaczy. Obecnie szwedzki model opanowania pandemii zaczyna przypominać olbrzyma na glinianych nogach, a informacje o nawet 6 nowych koronawirusach burzą spokój i zaufanie.
Z niekłamaną zazdrością spoglądamy na niemiecki model walki z koronawirusem, który doprowadził do tego, że zachodni sąsiedzi już w maju planują realne odmrożenie gospodarki. Z kolei jeszcze kilka tygodni temu to właśnie Szwecja była stawiana za przykład rozważnego prowadzenia wojny z SARS-CoV-2 pod przywództwem Stefana Lövfena. O tym, kto w tej walce miał rację, przekonamy się dopiero za kilka lat.
Źródło: Gazeta Wyborcza, Die Welt.
Co jeszcze powinnaś wiedzieć: Kraje, które najlepiej radzą sobie z koronawirusem. Co je łączy?Minister Szumowski: możemy zapomnieć o wakacjach, do jakich się przyzwyczailiśmyNaukowcy z Harvardu: dystans społeczny do 2022 roku