Dookoła testów na koronawirusa wykonywanych w Polsce od początku było mnóstwo kontrowersji. Lekarze i naukowcy od dawna ostrzegają - nie robimy wystarczająco dużo testów i to właśnie dlatego liczba zakażeń w kraju jest taka niska.
W rozmowie z TVN24 mikrobiolog dr Tomasz Ozorowski wyraził jeszcze jedną obawę - o jakość wykonywanych testów serologicznych oraz immunochromatograficznych. O tym już jakiś czas temu alarmowali amerykańscy wirusolodzy. Okazuje się, że takie testy na koronawirusa wcale nie są tak dokładne, jak na początku zakładano.
Które testy na koronawirusa są wiarygodne?
Jak mówi dr Tomasz Ozorowski w materiale stacji, jedynym sprawdzonym i wiarygodnym sposobem na wykonanie diagnostyki koronawirusa, są badania genetyczne. Testy RT-PCR to najdokładniejsze badania, które wykrywają nawet najmniejsze cząsteczki RNA w pobranej próbce.
Jednocześnie mikrobiolog potwierdza, że najczęściej stosowane testy w Polsce, dające wynik nawet w kilkanaście minut, są o wiele mniej czułe, a przez to - znacznie mniej wiarygodne. Zarówno metody serologiczne, jak i testy sprowadzane z Korei Południowej, mogą nie dawać wiarygodnych wyników.
Dokładne badania nad szybkimi testami na koronawirusa przeprowadził patolog z Uniwesytetu Medycznego w Pitsburgu Alan Wells. Prowadzone przez niego analizy wykazały, że tzw. błyskawiczne testy często mogą dawać wynik fałszywie ujemny - szczególnie w przypadku osób, które koronawirusa przechodzą lekko lub bezobjawowo.
Dzieje się tak, ponieważ szybkie testy nie zawsze są w stanie wyłapać małe ilości obcego RNA obecnego w próbce. Jeśli więc w próbce pobranej od potencjalnie zakażonej osoby będzie wiele zainfekowanych komórek, test będzie pokazywał wynik pozytywny. Jeśli jednak zainfekowanych komórek będzie mniej, wynik może być fałszywie ujemny.
To też może cię zainteresować: