Przyjmować księdza, czy nie? Dawać na kolędę, czy nie dawać? Jeśli dać, to ile? Jeśli nie dawać, to jak to wytłumaczyć księdzu? Dylematów jest wiele, a jeszcze więcej pojawia się przy tym kontrowersji, bo dziś ze święcą (i wcale nie gromnicą) szukać należy parafii, w której wierni nie narzekają na swoich duszpasterzy.
Kowalscy 50, Nowakowie 100, ...
Okolice Katowic. Koniec mszy. Wszyscy czekają już tylko na ogłoszenia parafialne i jazda do domu. Ogłoszenia zwykle bywają nudne. Ale nie tym razem. Nie po świętach. Proboszcz najpierw opowiada o planach rozwoju, potem o harmonogramie kolędy na przyszły tydzień. Następnie zaczyna wyliczać, ile na kolędę zebrał w ostatnim tygodniu. Następnie wymienia z nazwiska ile na kolędę dali poszczególni parafianie! Nowakowie 100, Kowalscy 50, Iksińscy nic! Głucha cisza... Myślisz, że to opowieści rodem ze średniowiecza. Wcale nie. To się dzieje naprawdę. W Polsce. Tuż za rogiem. Ci zaznajomieni w prawie zaraz powiedzą, że to niezgodne z ochroną danych osobistych. Ale jak zwrócić uwagę kapłanowi - proboszczowi własnej parafii? I co ludzie powiedzą? Nie da się więc nic zrobić. Najgorzej jest w mniejszych miejscowościach i wsiach, gdzie wielu księży czuje się bezkarnie. Niczym panowie na włościach ustalają własne zasady i rządy. A lud płaci, bo zostać wyczytanym z ambony jako rodzina, która nic nie dała na kościół to coś okropnego, szczególnie w małej społeczności, gdzie każdy o każdym wie wszystko. Albo prawie wszystko.
Miejscowość pod Wrocławiem. "Tradycyjna: kolęda: modlitwa. rozmowa, czasem sprawdzenie zeszytu od religii, jeśli w domu jest jakieś dziecko w wieku szkolnym. Potem koperta i ... wpis do dzienniczka "finansowej aktywności parafian". Jest tabelka, jest nazwisko rodziny, jest miejsca na wpisanie kwoty, którą dajesz na kolędę. Co to znaczy w realu? Ty widzisz sumę, która wpłacił sąsiad, on widzi, ile na kościół dałaś ty. Rodzi to sporo niepotrzebnego stresu i frustracji, bo jak niby dać na kolędę mniej, niż dał sąsiad? Tego problemu nie ma zapewnie ktoś, kto mieszka w wielkim mieści i jest totalnie anonimowy. Inaczej jest w małej wsi, gdzie dać za mało na kościół jest nie do pomyślenia.
Na kolędę i na kościół!
Co to znaczy "dać na kolędę"? Pojęcie jest dość niejasne, a tę niejasność wykorzystuje się w wielu parafiach. Tak też dzieje się w pewnej miejscowości na Podlasiu. Wizyta duszpasterska nie różni się pewnie niczym od tych, które znasz z własnego domu. Tradycyjnie: modlitwa, krótka rozmowa z cyklu: "To jak się wam żyje? Czy chodzicie do kościoła?". A potem pojawia się to niezręczne pytanie o kopertę i sumę, którą rodzina chce przekazać na kolędę i na kościół. W nomenklaturze tamtejszych księży pieniądze na kościół to datek na rozwój parafii. Środki na kolędę to część, która należy się księdzu. Taka 13 pensja w roku.
W okresie świątecznym często słyszy się apele księży o to, by wierni przyjmowali duszpasterza niezależnie od tego, czy chcą dać datek na kolędę, czy nie. Brzmi pięknie, szczytnie i po bożemu. Ale ... nie raz pojawiają się sytuacje krytyczne, gdy brak koperty wywołuje oburzenie i pytania: "A czemu nie chcecie dać na kościół? Przecież mieszkacie w takim pięknym domu?"
Są też wyjątkowe wyjątki
Wszystkich do jednego brudnego worka wrzucać nie można. Obok zachłannych materialistów znajdą się i ci, którzy swoją posługę księżowską wykonują z powołania. Przychodzą, rozmawiają, zadają właściwe pytania, czasem pomagają i najważniejsze: niczego nie wymagają. Nie chcą pieniędzy, nie pytają o kopertę.
Kiedy na moim osiedlu pojawiła się lista osób, które chcę przyjąć księdza. W pierwszym momencie pomyślałam, że nie ma pieniędzy ani ochoty, by sponsorować kościół. Nie wpisałam się i po problemie. We wtorek wstałam jak co dzień. Miałam do pracy na 15. Jadłam śniadanie. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Otwieram. Ksiądz! Głupio mi było powiedzieć, że nie "zamawiałam jego usługi". Wszedł, najpierw była modlitwa, poświęcenie domu i rowowa. Gadaliśmy o życiu, o tym, że w pracy jest ciężko i że rozstałam się z facetem. Normalna rozmowa. Po 30 minutach zaproponowałam mu nawet kawę. Wizyta trwała godzinę. Ksiądz ani razu nie zapytał o kopertę na kolędę. - Ewelina z Warszawy