Błyskawiczne testy na koronawirusa zaprezentowane przed Białym Domem przez Donalda Trumpa miały być prawdziwym objawieniem, które wyprowadziłoby wirusa ze Stanów Zjednoczonych. Niestety, jak wykazują najnowsze badania nad skutecznością tych testów, wcale nie są tak dokładne, jak na początku się wydawało.
Test, który pokazuje wynik już w 13 minut i jest najczęściej używanym narzędziem amerykańskiej służby zdrowia w walce z koronawirusem, w większości przypadków działa prawidłowo. Nie zmienia to faktu, że bardzo często daje wynik fałszywy - i to ten o wiele bardziej niebezpieczny.
Fałszywie ujemne wyniki testu na koronawirusa
Gdyby błędne wyniki były fałszywie dodatnie, byłoby to pół biedy - osoba z takim wynikiem zostałaby objęta kwarantanną. Jednak ten błąd dotyczy osób faktycznie zakażonych koronawirusem. Czemu tak się dzieje?
Jak mówi patolog Alan Wells, prowadzący badania na Uniwersytecie Medycznym w Pittsburgu, jeśli koronawirus zainfekował wiele komórek w organizmie zakażonego, wynik testu wychodzi prawidłowy. Jeśli jednak zainfekowanych komórek jest mniej, test ich nie zauważa.
Oznacza to, że w Stanach Zjednoczonych sytuacja może być jeszcze poważniejsza, niż dotąd uważano, a co najważniejsze - przez źle zdiagnozowanych zakażonych może dodatkowo się pogorszyć.
Koronawirus w USA
Do tej pory w USA zdiagnozowano ponad 680 tysięcy zakażonych i przeprowadzono prawie 3,5 miliona testów. Podobne testy chromatograficzne przeprowadza się w Polsce, jednak jeszcze nie zbadano ich skuteczności. W naszym kraju wykonuje się obecnie mniej niż 5 testów na 1000 mieszkańców.
To też może cię zainteresować: