Zajęcia pozalekcyjne dla dzieci - jak planować

Smutny chłopiec - uczeń fot. Fotolia
Mam troje dzieci, więc i bogate doświadczenia okołoszkolne. I to, co widziałam, często mnie trwożyło... Życie to nie ciągła rywalizacja, a dziecko nie służy do realizacji marzeń (często tych niespełnionych) rodziców. Taka oczywista sprawa, a tak trudna do przyswojenia.
Smutny chłopiec - uczeń fot. Fotolia

Kochana P.!

Skończyły się wakacje, nastał rok szkolny. A rok szkolny, wiadomo – rutyna, obowiązki, trud. Jasne, dla rodziców także (choć większość pewnie cichutko oddycha z ulgą, że już nie trzeba kombinować: urlop, wakacje w mieście, wypoczynek u dziadków, dziś dzieci u sąsiadki, jutro cała gromada u nas i tak na zmianę), ale przede wszystkim dla dzieci, bo nauka to ich praca. Żeby się zrelaksować, odpocząć, skierować myśli na inne tory, a ciało ku odmiennym aktywnościom, dzieciaki wybierają sobie zajęcia dodatkowe. Założenie jest takie: rano szkoła i pora wytężonego skupienia, podporządkowanie się regułom, a w drugiej połowie dnia oddech i czas na samodzielnie wybrane hobby.
Tak to powinno wyglądać w teorii.
A praktyka?

Jesteś złą matką. Bo wyjechałaś na dwa dni i zostawiłaś dziecko. SAMO? Nie, ale i tak jesteś NAJGORSZA

Mam troje dzieci, więc i bogate doświadczenia okołoszkolne. I powiem Ci, że to, co widziałam, często mnie trwożyło.
Pierwszy przykład. Mój syn uwielbia piłkę nożną, jak większość chłopców. Sprawdziłam – na boisku obok nas jest szkółka piłkarska. Przyjmują już sześciolatki, więc się zapisaliśmy. I było super, mniej więcej przez półtora roku. Po tym czasie chłopcy zaczęli jeździć na zawody, pojawiły się inne emocje. Nie, nie u dzieciaków, które przede wszystkim miały zapał i radochę z kopania piłki oraz spotkań z kolegami, ale u rodziców, a dokładniej u ojców.

Nie zostawałam na treningach, bo nie jestem fanką futbolu, ale kilka razy mi się to zdarzyło – właśnie podczas rozgrywanych spotkań. Co tam się działo na trybunach! Ojcowie krzyczeli – do synów i na nich. Twarze im czerwieniały, pod pachami pojawiały się plamy potu. A po skończonych zajęciach następował ciąg dalszy, czyli połajanki, monologi, wywody, sugestie, polecenia, kierowane w stronę synów. Oczywiście każdy z tych ojców był trenerem i miał już gotowy plan na życie syna: „Lewandowski bis”. Im bardziej ojcowie się zapalali, tym bardziej synowie gaśli.

Ratunku, ktoś podmienił mi dziecko! Jak przeżyć bunt dorastającego syna lub córki?

Podobne scenki widziałam na zajęciach teatralnych u córki. „Dlaczego moje dziecko nie dostało głównej roli? Jak ma pracować, by mogło ją dostać?”.
I na szachach: „Ten system punktacji jest do zmiany. Gdyby go poprawić, to mój syn byłby wyżej w klasyfikacji”.
I tak dalej.
Przykładów jest więcej. A skrajnością jest postępowanie rodziców, którzy obsadzają każdy dzień tygodnia jakimiś zajęciami dodatkowymi, bez wsłuchania się w potrzeby i talenty dzieci.
Życie to nie ciągła rywalizacja, a dziecko nie służy do realizacji marzeń (często tych niespełnionych) rodziców. Taka oczywista sprawa, a tak trudna do przyswojenia.
Życzyłabym wszystkim, aby od tego roku szkolnego udało się ją stosować w praktyce.

Całuję,
Twoja A.

Dlaczego prace domowe dzieci muszą odrabiać rodzice - czyli co nie gra w polskich szkołach

Miła A.!

Twój mail zastał mnie w szczególnym momencie. Jest pierwszy dzień szkoły. O 9.00 było rozpoczęcie roku szkolnego (czwarta klasa – nowe przedmioty, nowe wyzwania, nowa wychowawczyni i nowa podstawa programowa), o 14.00 zapisy na zajęcia w domu kultury, o 17.00 rozpoczęcie roku w szkole muzycznej.
A wszystko to na barkach jednej nieszczególnie barczystej dziesięciolatki.
Mniej więcej od roku moja córka mówi, że zupełnie straciła zapał do skrzypiec. Odbyłam na ten temat chyba kilkadziesiąt rozmów w szkole muzycznej. Z innymi rodzicami – czy ich dzieci chodzą tu z własnej woli i czy chętnie ćwiczą. Z profesorem od skrzypiec, akompaniatorką, dyrektorem i sekretarką – co wynika z ich doświadczenia: czy dzieci przeżywają kryzysy, czy z nich wychodzą i czy nie warto by na rok odpuścić, urządzając dziecku coś w rodzaju urlopu dziekańskiego. Przede wszystkim zaś rozmawiałam z córką. Że najżmudniejsze trzy lata już za nią, że jest równo w połowie sześcioletniego programu nauczania, że może zmienić nauczyciela lub instrument. Roztrząsałyśmy różne warianty, różne możliwości oraz za i przeciw każdej. W czasie tych rozmów dowiedziałam się, że kształci się muzycznie głównie dla taty, czuje się bardzo zmęczona wszystkimi obowiązkami oraz marzy o spróbowaniu rzeczy nowych, znacznie mniej wyszukanych od gry na skrzypcach – jak tańczenie hip hopu, szycie i jazda konna. Bardzo bała się jednak podjąć decyzję o przerwaniu nauki, ponieważ tata wielokrotnie ostrzegał, że jeśli przestanie grać, to odetnie jej różne bonusy.

Zawsze brakuje ci do pierwszego? Co robić, by miesiąc się spinał

I wiesz co? Ostatecznie to ja podjęłam tę decyzję za nią. Nie pojechałyśmy na uroczyste muzyczne rozpoczęcie roku, nie zapisałyśmy ani na chór, ani do orkiestry, ani na lekcje indywidualne.
W mą pierworodną jakby wstąpił nowy duch. Z własnej nieprzymuszonej woli sprzątnęła pokój na błysk. Całkiem racjonalnie spakowała się na jutro. Spisała godziny autobusów, którymi rano pojedzie do szkoły. A w domu kultury zapisała się na trzy fajne zajęcia: szycie, rękodzieło i ceramikę.
Aż miło patrzeć na takie szczęśliwe dziecko.

Wiem, że czeka mnie przeprawa z byłym mężem, który wszystko sprowadzi do tego, że nie chce mi się jej dowozić. Domyślam się, że i jej tata wygłosi długie nieprzyjemne kazanie. Że czegoś tam jej nie kupi. I wiesz, gdzie to mam? Jesteśmy damami, więc spuśćmy na to miejsce zasłonę milczenia.
Na nowy rok szkolny wszystkim rodzicom życzę czasu na rozmawianie z dziećmi. Pamiętajcie, co mówił Korczak: „Nie dziecko. Człowiek”.

Twoja P.

Polecamy cykl felietonów... w formie listów. Paulina Płatkowska i Agnieszka Jeż, autorki powieści dla kobiet „Nie oddam szczęścia walkowerem" i „Szczęściary" piszą dla Was felietony w formie maili do przyjaciółki. O życiu, rodzinie, miłości, o wszystkim, co dla polskich kobiet, matek, żon, singielek, szczęśliwych i tych szczęścia szukających jest ważne.

Najnowsza książka Pauliny Płatkowskiej i Agnieszki Jeż „Marzena M.” już do kupienia w Empiku. Zapraszamy też na blog pisarek - www.platkowskaijez.pl


Redakcja poleca

REKLAMA