Kochana P.!
Skończyły się wakacje, nastał rok szkolny. A rok szkolny, wiadomo – rutyna, obowiązki, trud. Jasne, dla rodziców także (choć większość pewnie cichutko oddycha z ulgą, że już nie trzeba kombinować: urlop, wakacje w mieście, wypoczynek u dziadków, dziś dzieci u sąsiadki, jutro cała gromada u nas i tak na zmianę), ale przede wszystkim dla dzieci, bo nauka to ich praca. Żeby się zrelaksować, odpocząć, skierować myśli na inne tory, a ciało ku odmiennym aktywnościom, dzieciaki wybierają sobie zajęcia dodatkowe. Założenie jest takie: rano szkoła i pora wytężonego skupienia, podporządkowanie się regułom, a w drugiej połowie dnia oddech i czas na samodzielnie wybrane hobby.
Tak to powinno wyglądać w teorii.
A praktyka?
Jesteś złą matką. Bo wyjechałaś na dwa dni i zostawiłaś dziecko. SAMO? Nie, ale i tak jesteś NAJGORSZA
Mam troje dzieci, więc i bogate doświadczenia okołoszkolne. I powiem Ci, że to, co widziałam, często mnie trwożyło.
Pierwszy przykład. Mój syn uwielbia piłkę nożną, jak większość chłopców. Sprawdziłam – na boisku obok nas jest szkółka piłkarska. Przyjmują już sześciolatki, więc się zapisaliśmy. I było super, mniej więcej przez półtora roku. Po tym czasie chłopcy zaczęli jeździć na zawody, pojawiły się inne emocje. Nie, nie u dzieciaków, które przede wszystkim miały zapał i radochę z kopania piłki oraz spotkań z kolegami, ale u rodziców, a dokładniej u ojców.
Nie zostawałam na treningach, bo nie jestem fanką futbolu, ale kilka razy mi się to zdarzyło – właśnie podczas rozgrywanych spotkań. Co tam się działo na trybunach! Ojcowie krzyczeli – do synów i na nich. Twarze im czerwieniały, pod pachami pojawiały się plamy potu. A po skończonych zajęciach następował ciąg dalszy, czyli połajanki, monologi, wywody, sugestie, polecenia, kierowane w stronę synów. Oczywiście każdy z tych ojców był trenerem i miał już gotowy plan na życie syna: „Lewandowski bis”. Im bardziej ojcowie się zapalali, tym bardziej synowie gaśli.
Ratunku, ktoś podmienił mi dziecko! Jak przeżyć bunt dorastającego syna lub córki?
Podobne scenki widziałam na zajęciach teatralnych u córki. „Dlaczego moje dziecko nie dostało głównej roli? Jak ma pracować, by mogło ją dostać?”.
I na szachach: „Ten system punktacji jest do zmiany. Gdyby go poprawić, to mój syn byłby wyżej w klasyfikacji”.
I tak dalej.
Przykładów jest więcej. A skrajnością jest postępowanie rodziców, którzy obsadzają każdy dzień tygodnia jakimiś zajęciami dodatkowymi, bez wsłuchania się w potrzeby i talenty dzieci.
Życzyłabym wszystkim, aby od tego roku szkolnego udało się ją stosować w praktyce.
Całuję,
Twoja A.
Dlaczego prace domowe dzieci muszą odrabiać rodzice - czyli co nie gra w polskich szkołach
Miła A.!
Twój mail zastał mnie w szczególnym momencie. Jest pierwszy dzień szkoły. O 9.00 było rozpoczęcie roku szkolnego (czwarta klasa – nowe przedmioty, nowe wyzwania, nowa wychowawczyni i nowa podstawa programowa), o 14.00 zapisy na zajęcia w domu kultury, o 17.00 rozpoczęcie roku w szkole muzycznej.
A wszystko to na barkach jednej nieszczególnie barczystej dziesięciolatki.
Mniej więcej od roku moja córka mówi, że zupełnie straciła zapał do skrzypiec. Odbyłam na ten temat chyba kilkadziesiąt rozmów w szkole muzycznej. Z innymi rodzicami – czy ich dzieci chodzą tu z własnej woli i czy chętnie ćwiczą. Z profesorem od skrzypiec, akompaniatorką, dyrektorem i sekretarką – co wynika z ich doświadczenia: czy dzieci przeżywają kryzysy, czy z nich wychodzą i czy nie warto by na rok odpuścić, urządzając dziecku coś w rodzaju urlopu dziekańskiego. Przede wszystkim zaś rozmawiałam z córką. Że najżmudniejsze trzy lata już za nią, że jest równo w połowie sześcioletniego programu nauczania, że może zmienić nauczyciela lub instrument. Roztrząsałyśmy różne warianty, różne możliwości oraz za i przeciw każdej. W czasie tych rozmów dowiedziałam się, że kształci się muzycznie głównie dla taty, czuje się bardzo zmęczona wszystkimi obowiązkami oraz marzy o spróbowaniu rzeczy nowych, znacznie mniej wyszukanych od gry na skrzypcach – jak tańczenie hip hopu, szycie i jazda konna. Bardzo bała się jednak podjąć decyzję o przerwaniu nauki, ponieważ tata wielokrotnie ostrzegał, że jeśli przestanie grać, to odetnie jej różne bonusy.
Zawsze brakuje ci do pierwszego? Co robić, by miesiąc się spinał
I wiesz co? Ostatecznie to ja podjęłam tę decyzję za nią. Nie pojechałyśmy na uroczyste muzyczne rozpoczęcie roku, nie zapisałyśmy ani na chór, ani do orkiestry, ani na lekcje indywidualne.
Aż miło patrzeć na takie szczęśliwe dziecko.
Wiem, że czeka mnie przeprawa z byłym mężem, który wszystko sprowadzi do tego, że nie chce mi się jej dowozić. Domyślam się, że i jej tata wygłosi długie nieprzyjemne kazanie. Że czegoś tam jej nie kupi. I wiesz, gdzie to mam? Jesteśmy damami, więc spuśćmy na to miejsce zasłonę milczenia.
Na nowy rok szkolny wszystkim rodzicom życzę czasu na rozmawianie z dziećmi. Pamiętajcie, co mówił Korczak: „Nie dziecko. Człowiek”.
Twoja P.
Polecamy cykl felietonów... w formie listów. Paulina Płatkowska i Agnieszka Jeż, autorki powieści dla kobiet „Nie oddam szczęścia walkowerem" i „Szczęściary" piszą dla Was felietony w formie maili do przyjaciółki. O życiu, rodzinie, miłości, o wszystkim, co dla polskich kobiet, matek, żon, singielek, szczęśliwych i tych szczęścia szukających jest ważne.
Najnowsza książka Pauliny Płatkowskiej i Agnieszki Jeż „Marzena M.” już do kupienia w Empiku. Zapraszamy też na blog pisarek - www.platkowskaijez.pl